Świadczenia niższe i duża różnica między kwotami wypłacanymi kobietom i mężczyznom: to skutek obniżenia wieku kończenia aktywności zawodowej.
Emerytury będą niższe niż przyznawane do tej pory. Przeciętna wypłata w I półroczu wyniosła 2232,96 zł, podczas gdy te przyznane osobom korzystającym z obniżonego wieku emerytalnego są średnio o 52 zł niższe. To efekt tego, że w niektórych przypadkach uprawnieni zdecydowali się przejść na świadczenie nawet o ponad rok wcześniej, niż gdyby obowiązywały poprzednie przepisy (docelowo wiek emerytalny miał wynosić 67 lat dla wszystkich).
Drugi efekt to wyraźne różnice między wypłatami dla kobiet i mężczyzn. W niektórych oddziałach ZUS wynoszą one ponad 100 proc. Tak jest w Rybniku, gdzie przeciętne świadczenie mężczyzny to 3650 zł, podczas gdy kobiety – 1487 zł. To oczywiście wynik lokalnej specyfiki i wysokich emerytur górniczych, ale w skali całego kraju różnice są i tak duże. Przeciętnie emerytury mężczyzn są o 80 proc. wyższe.
Przepaść rośnie
Jak wynika z danych ZUS z 2016 r., różnica między przeciętnie wypłacanym świadczeniem kobiety i mężczyzny wynosiła niespełna 50 proc. Te dane odnoszą się do całości wypłacanych emerytur, w których spory udział stanowią te ze starego systemu. Porównanie ich z danymi z pierwszych wypłat ZUS dla emerytów korzystających z obniżonego wieku pokazuje, że różnice między kobietami i mężczyznami powiększają się.
Może być gorzej niż źle
Obecnie wiek emerytalny kobiet jest niższy o 5 lat od wieku mężczyzn. Ale gdyby obowiązywały przepisy wprowadzone jeszcze przez PO–PSL, po 2020 r. miał się on stopniowo zrównywać się z męskim. – Wówczas te różnice by się nieco zacierały – zauważa Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Jak wynika z naszych wyliczeń, gdyby kobiety pracowały do 65. roku życia, przeciętna emerytura wzrosłaby z 1540 zł które wyliczył ZUS, do ok. 2200 zł. W efekcie różnica z męską spadłaby do niecałych 30 proc.
Pierwsze decyzje emerytalne ZUS dla obniżonego wieku / Dziennik Gazeta Prawna
To efekt sposobu wyliczania świadczeń w systemie zdefiniowanej składki. Z jednej strony to wynik innego dalszego trwania życia, np. dla osoby, która ma 60 lat, zgromadzoną składkę w ZUS dzieli się przez 259 miesięcy, ale dla 65-latka już tylko przez 216. Z drugiej strony to rezultat dużych zysków na koncie emerytalnym w ZUS pod koniec aktywności zawodowej z powodu waloryzacji składki. Na przykład składka kobiety, z której wyliczono emeryturę 1540 zł, to 398 tys. zł. Każdy rok pracy dłużej to zwiększenie jej stanu konta w ZUS dzięki waloryzacji o co najmniej 20 tys. zł. Czyli w 5 lat zwiększy stan konta o 25 proc.
Dane, jakie pokazujemy, dotyczą niepełnych 50 tys. decyzji w sprawie wniosków emerytalnych, z czego 6 tys. jest w zawieszeniu, bo osoby, którym wyliczono świadczenie, pracują. Dopóki się nie zwolnią, nie dostaną go. Trudno więc rozstrzygać, na ile pierwsze dane są reprezentatywne. – Może być tak, że osoby, których dotyczą pierwsze wnioski, sprawdziły, ile im się należy, i były z tego zadowolone, bo z ich punktu widzenia świadczenia były na przyzwoitym poziomie – komentuje Jakub Borowski, główny ekonomista Crédit Agricole. W takim przypadku ostateczne dane o wysokości wypłacanych kwot mogłyby być bardziej pesymistyczne.
ZUS dał radę
Do tej pory do ZUS wpłynęło 224 tys. wniosków o ustalenie prawa do emerytur dla osób mogących skorzystać z obniżonego wieku emerytalnego (na blisko 410 tys. uprawnionych). Kolejne wnioski spływają i ZUS systematycznie wydaje decyzje. W pierwszej transzy, 6 października, wypłacono świadczenia dla 4,5 tys. osób. – Wszyscy, którzy mieli obawy, czy Zakład Ubezpieczeń Społecznych podoła wprowadzeniu reformy obniżającej wiek emerytalny i obsłudze wzmożonej liczby klientów, dziś zyskali dowód, że się to udało – mówi Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS. W najbliższych tygodniach dzienna liczba składanych wniosków raczej będzie spadać. Rosnąć zaś będzie liczba wydawanych decyzji.