Mobilna rewolucja w Polsce trwa. Na poziomie społeczeństwa a nie administracji. Czy uczniowie żyjący w cyfrowym świecie już dziś, pozytywnie przyjmą zmiany w polskim systemie edukacji, które zostaną wprowadzone dopiero za kilka lat?

Na polskim rynku pojawia się coraz więcej projektów, oferujących szkołom technologiczny skok w nauczaniu, a pedagogom nowe, prostsze sposoby komunikacji z uczniem, realizowania programu, rozwijania własnych umiejętności. Niestety projekty tego typu to kropla w morzu potrzeb i nigdy nie zastąpią całościowej cyfryzacji polskiego systemu edukacji. Ten nadal jest przestarzały. Choć projekt e-podręczniki jest sukcesywnie rozwijany, trudno stwierdzić kiedy się zakończy i z jakim skutkiem.

Kilka dni temu z promocją systemu wspomagającego edukacje w szkołach wystartował operator telekomunikacyjny Plus. Projekt podobny jest do wdrażanych już w Wielkiej Brytanii i USA propozycji, o których pisaliśmy tu:

W uruchomionym przez Plusa projekcie pilotażowym biorą udział uczniowie i nauczyciele dwóch ursynowskich gimnazjów – łącznie ok. 300 osób. Wcześniej, przez 3 lata, z powodzeniem testowano to rozwiązanie w publicznych gimnazjach Ostrowa Wielkopolskiego. Tam, po raz pierwszy w Polsce w tej formie i na taką skalę, wprowadzono edukację elektroniczną na urządzeniach mobilnych. Podobne projekty w polskich szkołach wprowadzała również firma Samsung.

eTornister to platforma edukacyjna wyposażona w podręczniki i ćwiczenia szkolne oraz dostęp do Internetu, zintegrowane w tablecie z dostępem do internetu. - Dostęp w czasie zajęć jest ograniczony do materiałów edukacyjnych. Decyzję o dodatkowych ograniczeniach jest podejmowana na poziomie nauczyciela i jest przedmiotem odrębnego wdrożenia. Na Ursynowie w czasie lekcji są dostępne zasoby edukacyjne – informuje Jędrzej Chmielewski, kierownik ds. handlowych B2B w Plusie.

Uczeń nie ma dostępu do stron niezgodnych z prawem. Ma dostęp wyłączenie do stron i usług bezpiecznych, według tzw. białej listy, także po godzinach szkoły. Tablety nie są jednak monitorowane. Choć operator nie przewiduje konsekwencji jako dostawca rozwiązania, może to być robione na poziomie szkoły – jeśli taka jest wola dyrekcji i nauczycieli. Uczeń ma swój tablet przez cały cykl nauki, 24h/dobę. Czy tego typu rozwiązania mają szanse znaleźć się w każdej szkole?

Tablet: narzędzie do nauki czy narzędzie rozrywkowe

Wiele osób zastanawia się nad skuteczności wykorzystania nowoczesnych urządzeń jak tablety czy smartfony podczas lekcji. Obawy dotyczą bezpośredniego dostępu do sieci i zagrożeń z tym związanych. Nie wszędzie jednak ten lęk jest zauważany. Podczas tegorocznej konferencji firmy AirWatch, zorganizowano „round table” na temat cyfrowych wyzwań dla edukacji z udziałem dziennikarzy, specjalistów z branży oraz przedstawicieli brytyjskiej oświaty. Z opinii ekspertów na rynku brytyjskim wynika, że szkoły na Wyspach celowo zacierają granice pomiędzy rzeczywistością szkolną i domową, pozwalając studentom na posiadanie własnych gier czy innych aplikacji rozrywkowych. Głównym założeniem jest zastosowanie rewersji - uczniowie często przynoszą na urządzeniach zasoby, które używają po zajęciach lekcyjnych, czyli będą to rożnego rodzaju gry, aplikacje. Tym samym szkoły chcą, aby rzeczy „wyniesione” podczas lekcji zostały „przeniesione” do rzeczywistości domowej.

Z obserwacji brytyjskich nauczycieli wynika, że korzystanie z tabletów na lekcji nie zmniejsza koncentracji czy uwagi uczniów, natomiast zwiększa ich z kreatywność. Co ważne, nie ma tu mowy o zaprzestaniu standardowych form prowadzenia zajęć. Wiele egzaminów nadal przeprowadzana jest w formie pisemnej.

Gdzie jest Polska?

Cyfryzacja polskiego systemu edukacji przebiega dwutorowo. Nacisk położony jest przede wszystkim na merytoryczne przygotowanie e-podręczników. Z części z nich już dziś można korzystać – testowo. Nadal jednak najważniejsze podręczniki zostały do opracowania. Jednocześnie Ministerstwo Edukacji Narodowej kładzie nacisk na pełną cyfryzację szkół – wyposażenie w sprzęt i odpowiednią i infrastrukturę. Problem w tym, że polscy uczniowie już dziś są częścią społeczeństwa cyfrowego. Na co dzień korzystają od dawna z nowoczesnych rozwiązań sprzętowych i technologicznych prywatnie, w domach. Dlaczego zatem muszą tak długo czekać na zmiany w szkołach? Wydaje się, że mobilna czy cyfrowa rewolucja polskiej edukacji zostanie wprowadzona ze sporym opóźnieniem. Czy wdrożenie e-podręczników i rozbudowa infrastruktury za 5-6 lat cokolwiek zmieni? Patrząc na szybko rozwijający się rynek technologii może okazać się to niewystarczające.

Wywiad

Polscy nauczyciele cyfrowymi imigrantami

Roman Lorens, Akredytowany Ekspert ©KFE & Akredytowany Trener Instytutu Konsultantów Europejskich, nauczyciel

Na ile ważne jest wprowadzanie nowoczesnych technologii w szkolnictwie? Czy pozwala to łatwiej wdrażać program nauczania, ograniczyć koszty dla szkół?

W świetle obowiązującego prawa, nauczyciel może zdecydować o realizacji programu nauczania z zastosowaniem lub bez zastosowania podręcznika, materiału edukacyjnego lub materiału ćwiczeniowego. Podręczniki nie są obowiązkową pomocą dydaktyczną, ale dość trudno wyobrazić, że uczniowie i nauczyciele z nich nie korzystają.

Należy także zauważyć, że uczniowie – powszechnie już zwani „cyfrowymi tubylcami” żyją w świecie, w którym codziennością jest korzystanie z intenetu, smartfonów, mp4, laptopów i serwisów społecznościowych . Przekraczając próg szkoły mają poczucie, że znajdują się w zupełnie obcym i nieprzyjaznym świecie pozbawionym tak bliskiej im wirtualnej rzeczywistości.

Pomimo tych wręcz rewolucyjnych zmian i prawdziwego skoku technologicznego, polski system edukacji pozostał niezmieniony. W efekcie uczniowie żyjący w cyfrowym świecie, brutalnie zderzają się nie tylko z przestarzałym systemem edukacji, ale również z nauczycielami będącymi cyfrowymi imigrantami.

Co zatem jest największy hamulcem w rozwoju technologii w edukacji?

Wg mnie największym problemem dzisiejszej edukacji jest to, że nauczyciele mówiąc przestarzałym językiem, z trudem są odbierani przez „cyfrowych tubylców”, mających swój, własny język.

Wykorzystując nowoczesne technologie nauczyciel nie uczyni realizacji podstawy programowej łatwiejszą, ale z cała pewnością bardziej atrakcyjną dla ucznia. O ile sam zechce znacząco podnieść swoje kompetencje z zakresu technologii informacyjno – komunikacyjnej.
Polska szkoła jest ogromnie niedoinwestowana, a znajdujący się w niej sprzęt informatyczny bardziej nadaje się do muzeum techniki niż do prowadzenia zajęć. Tak więc cały proces wdrażania nowoczesnych rozwiązań wiązać się musi z ogromnymi kosztami. I to kosztami, które będą wymagały wieloletnich inwestycji i strukturalnych rozwiązań.

Czy sposób jaki wybrało MEN, czyli najpierw opracowanie e-podręczników, a następnie wdrożenie technologii jest właściwy?

Myślę, że była to faktycznie jedna realna droga. Zgodnie bowiem z art. 5 pkt 7 ustawy o systemie oświaty (Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572, ze zm.) za zapewnienie warunków działania szkoły lub placówki oraz za wyposażenie szkoły lub placówki w pomoce dydaktyczne i sprzęt niezbędny do pełnej realizacji programów nauczania odpowiedzialne są organy prowadzące szkoły. Niestety, przykładów gmin, które prowadzą planową politykę wyposażania szkół w pomoce dydaktyczne i sprzęt jest niezmiernie mało.

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiada jedynie, że w latach 2014-2020, w nowej perspektywie finansowej UE, planowane są dalsze działania na rzecz szerokiej cyfryzacji polskiej edukacji. Będą one prowadzone w ramach celu tematycznego nr 10 Inwestowanie w edukację, umiejętności i uczenie się przez całe życie. Na poziomie regionalnym, dzięki środkom zapewnionym w regionalnych programach operacyjnych, kontynuowane będą działania zapoczątkowane w programie ˝Cyfrowa szkoła˝, tj. dalsze doposażenie szkół w nowoczesne pomoce dydaktyczne, w szczególności mobilny sprzęt komputerowy i urządzenia do bezprzewodowej propagacji Internetu w szkołach.

Należy mieć zatem nadzieję, że udostępnienie darmowych e-podręczników do 14 przedmiotów wymusi na samorządach doposażenie szkół w niezbędny sprzęt.

Czy brak takich rozwiązań uważa Pan za znaczący problem w polskich szkołach, czy raczej MEN powinno skupić się na innych aspektach ważnych w edukacji?

Oczywiście, że brak systemowych rozwiązań jest problemem. Ale nie jedynym. Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że rozwiązania te, są wdrażane bez pytania nauczycieli i uczniów, czego tak na prawdę potrzebują, aby edukacja była nie tylko ciekawa i naszpikowana elektronicznymi gadżetami, ale przede wszystkim skuteczna. Proszę zauważyć, że zarówno sukces ucznia jak i szkoły jest coraz częściej postrzegany przez pryzmat wyników egzaminów zewnętrznych.

Niewiele uwagi poświęca się w tej nowej sytuacji roli nauczyciela, który bezwzględnie powinien zmienić sposób nauczania, tak, aby w pełni wykorzystać potencjał swoich uczniów. Należy także zastanowić się jakie działania wdrożyć, aby zminimalizować podział na „analogowych” nauczycieli i „cyfrowych” uczniów. Proces nauczania oparty jest bowiem na współdziałaniu, a nie można być autentycznym w oczach uczniów, nie znając nowoczesnych technologii informacyjno – komunikacyjnych. Nie jest to zadania łatwe, bowiem nauczyciel nie jest już dzisiaj jedynym, który posiada wiedzę, podobnie jak i szkoła, która nie jest obecnie jedynym miejscem jej zdobywania przez uczniów. Tego zadania nie ułatwiają nauczycielom uczniowie, którzy żyją we własnym wirtualnym świecie, mówią innym językiem i biegle posługują się nowoczesnymi technologiami.

Aby osiągnąć sukces, zaangażowanie nauczycieli i uczniów musi być z sobą bardzo mocne sprzężone i skorelowane, gdyż jedynie w takim przypadku istnieje możliwość uzyskania efektu synergii w procesie budowania wiedzy. I to uważam dzisiaj za najważniejsze wyzwanie polskiej szkoły.