Opozycja chce, aby osoby mające tytuł profesorski, które ukończyły 67 lat, mogły przechodzić w stan spoczynku i pobierać dodatkowe świadczenie. Dzięki temu zwolniłyby się miejsca pracy dla młodych naukowców
Zatrudnienie w szkolnictwie wyższym / Dziennik Gazeta Prawna
Nawet 20 tys. miejsc pracy zwolni się na uczelniach, jeśli kadra naukowa w wieku emerytalnym zdecyduje się odejść z uczelni – przekonują związkowcy. Ma ich do tego zachęcić wyższe świadczenie, które otrzymywaliby, decydując się na przejście w stan spoczynku. Niestety mało prawdopodobne jest, by na to rozwiązanie zgodził się rząd.

Niskie emerytury

– Profesorowie, którzy przechodzą na emeryturę, ze względu na niskie świadczenia są spychani w otchłań ubóstwa. Dlatego niektórzy są zmuszeni kontynuować pracę i tym samym blokują etaty na uczelniach – uważa prof. UJ Włodzimierz Bernacki, poseł PiS.
Aby zapobiec starzeniu się kadry dydaktycznej w szkołach wyższych, posłowie PiS w trakcie drugiego czytania projektu nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, zgłoszą poprawkę, dzięki której profesorowie po zakończeniu pracy dydaktycznej będą mogli uzyskać wyższe świadczenia. Do jej treści dotarł DGP.
Parlamentarzyści chcą umożliwić mianowanym nauczycielom akademickim zatrudnionym na stanowisku profesora zwyczajnego lub nadzwyczajnego oraz posiadającym tytuł naukowy profesora przejście w stan spoczynku z końcem roku akademickiego, w którym ukończą 67. rok życia.
Nauczyciel przechodzący w stan spoczynku zyska finansowo. Jeżeli zrezygnuje z pracy na uczelni, otrzyma nie tylko emeryturę, ale także dodatkowe uposażenie. Ma ono wynosić 75 proc. średniego wynagrodzenia zasadniczego wraz z wysługą lat, liczonych za okres ostatnich pięciu lat pracy na uczelni. To oznacza, że będzie ono wyższe od emerytury. Jej wysokość zależy bowiem od zgromadzonych składek emerytalnych, które dzieli się przez statystyczną długość trwania życia.
Proponowana regulacja wskazuje też, że środki na emerytury akademików będą pochodzić z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a pieniądze za tzw. spoczynek z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe. Przy czym prawo do spoczynku będzie przysługiwało tylko osobom zatrudnionym w polskim szkolnictwie wyższym przez okres co najmniej 20 lat.

Podzielone opinie

Obecnie grupami zawodowymi, które korzystają z przejścia w stan spoczynku, są sędziowie i prokuratorzy.
– Wiążą się z tym nie tylko przywileje, ale także określone wymogi – wskazuje Krystyna Łybacka, poseł SLD.
Chodzi przede wszystkim o to, że przejście w stan spoczynku oznacza, że dana osoba nie może kontynuować pracy zawodowej. I to właśnie ten zakaz może mieć dotkliwe konsekwencje dla szkół wyższych. Zgodnie z przepisami, aby móc prowadzić dany kierunek, muszą one zatrudniać określą liczbę profesorów. Jeżeli ci odejdą w stan spoczynku, może się okazać, że część ośrodków akademickich ze względu na braki kadrowe osób z tymi tytułami będzie musiało zamknąć niektóre z kierunków.
Propozycje PiS popierają natomiast przedstawiciele Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”.
– To bardzo dobra poprawka, zwłaszcza dla młodej kadry naukowej, która nie ma stabilnego zatrudnienia – mówi Edward Malec, przewodniczący Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”.
Wyjaśnia, że obecnie rzesza młodych osób np. ze stopniem doktora, kończy kształcenie bez perspektyw na pracę w szkolnictwie wyższym.
– Dzięki takiemu rozwiązaniu profesorowie będą zachęceni do odchodzenia w stan spoczynku. Zwolni się od razu kilka tysięcy miejsc pracy, które są blokowane przez starszą kadrę naukową. Do 2022–2023 będzie do obsadzenia 15–20 tys. – szacuje Edward Malec.
Do tego efektu nie jest jednak przekonana Krajowa Reprezentacja Doktorantów (KRD).
– Rzeczywiście jest tak, że obecnie zaledwie 10 proc. osób, które kończą studia doktoranckie, ma szanse na zatrudnienie na uczelni. Niestety reszta musi szukać pracy w innych sektorach – wyjaśnia Marta Dendys, przewodnicząca KRD. – Ale w przypadku tej propozycji nie mam pewności, czy możliwość przejścia w stan spoczynku przez profesurę przełożyłaby się na zwiększenie miejsc pracy dla młodej kadry – dodaje.
Osoby ze stopniem doktora nie zajmą bowiem stanowisk profesorskich. Przejmą je zapewne doktorzy habilitowani.
– Tak więc mam wątpliwości, czy na tym rozwiązaniu skorzystałaby akurat młoda kadra naukowa. Raczej to nie my bylibyśmy jego beneficjentem, ale nasi starsi koledzy – twierdzi Marta Dendys.
Także Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego uważa, że wprowadzenie stanu spoczynku dla profesorów nie przyczyni się do zwolnienia miejsc pracy w szkołach wyższych. Takie obawy wyraziło podczas obrad podkomisji sejmowej ds. nauki i szkolnictwa wyższego.
– Już w latach 90. wielokrotnie spotkałam się z tezą, że odejście z rynku pracy starszych osób pozwoli szybciej znaleźć zatrudnienie ludziom młodym. Niestety jest ona nieprawdziwa. Tego typu rozwiązania nie sprawdzały się w rzeczywistości – uważa prof. Lena Kolarska-Bobińska, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Dodaje, że nie ma też powodu, dla którego profesorowie mieliby uzyskiwać dodatkowy przywilej.
– Zawód nauczyciela akademickiego jest szczególny, ale też jest takim samym jak każdy inny, np. aktora czy lekarza. Dlatego nie ma potrzeby tworzenia specjalnych rozwiązań dla tej grupy. Jestem przeciwna tej propozycji – twierdzi prof. Lena Kolarska-Bobińska.
Jej zdaniem za odrzuceniem tej poprawki przemawiają też inne argumenty.
– Rola mistrza i studenta w szkolnictwie wyższym jest nie do zastąpienia. Usuwanie z uczelni osób doświadczonych byłoby błędem – mówi prof. Lena Kolarska-Bobińska.