Zaledwie w trzech z przebadanych przez nas miast do publicznych placówek poszło więcej maluchów niż w ub.r. – w Łodzi, Toruniu i Gdańsku. Tymczasem dane statystyczne i eksperci nie pozostawiają złudzeń – pod względem edukacji przedszkolnej ciągniemy się w ogonie Europy.
Wszystko przez to, że rząd nie wpisał do projektu przyszłorocznego budżetu 500 mln zł subwencji na przedszkola, które obiecała poprzednia minister edukacji Katarzyna Hall.
Tymczasem wydatki samorządów na przedszkola rosną z roku na rok. Gmina Lubicz jeszcze 4 lata temu była w stanie utrzymać swoje placówki za 600 tys. zł rocznie. W tym roku wydatki wynosiły już 3 mln zł. – A ponieważ koszty innych zadań rosną, trudno jest się spodziewać, że bez pomocy państwa gminy będą powiększać ofertę przedszkolną – mówi Marek Olszewski ze Związku Powiatów Polskich.
Stąd już widoczny spadek dostępności przedszkoli w dużych miastach. W stolicy rok temu do publicznych placówek poszło 68 proc. trzylatków, podczas gdy w tym już tylko 60 proc. W Opolu zanotowano spadek z 70 do 61 proc. W Kielcach do publicznych placówek nie dostało się co trzecie dziecko, którego rodzice składali aplikację.
Poszkodowane trzylatki to efekt innego rządowego niewypału – reformy wprowadzającej obowiązek szkolny dla sześciolatków. – Musieliśmy znaleźć miejsca dla tych, których rodzice nie posłali w tym roku do szkoły – mówi Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z Urzędu Miasta Krakowa. A takich było sporo: w tym roku w szkolnych ławkach w stolicy Małopolski zasiadło tylko trochę ponad tysiąc 6-latków, podczas gdy rok wcześniej było ich dwa razy więcej.
Zbigniew Bury, dyrektor wydziału edukacji w Urzędzie Miasta Rzeszowa, dodaje, że rodzice nie tylko niechętnie posyłali dzieci do pierwszej klasy, ale nawet mieli opory przed szkolnymi zerówkami.
W Szczecinie, w którym do przedszkoli poszło o kilkaset trzylatków mniej, powód był jeszcze inny. – Kuratorium dało nam obowiązek dokładnego przestrzegania, aby do grup było zapisanych 25 dzieci i ani jednego więcej – mówi Robert Grabowski z urzędu miasta.
Tymczasem eksperci ostrzegają, że dzieci, które nie chodzą do przedszkola, często mają większe trudności w szkole. Muszą nadrobić nie tylko braki w edukacji, lecz także w umiejętnościach społecznych, jak choćby działania w grupie. – Dlatego priorytetem unijnym jest, aby opieką przedszkolną było objęte nawet 90 proc. dzieci – przypomina Monika Rościszewska-Woźniak z fundacji A. Komeńskiego.
Jak wynika z danych MEN, w 2011 r. blisko połowa polskich trzylatków nie korzystała z przedszkola. Jak podają autorzy najnowszego raportu OECD „Education at a Glance 2012”, w Wielkiej Brytanii, Belgii, Norwegii czy we Francji do przedszkoli chodzi ponad 90 proc. maluchów.