Rządowy program leczenia niepłodności obowiązuje od połowy ubiegłego roku. Potrwa do 31 grudnia 2028 r., a łącznie kosztować będzie 2,5 mld zł. Resort zdrowia mówi o sukcesie w postaci niemal 7 tys. ciąż i o 493 osobach, które zgłosiły się w ramach zabezpieczenia płodności, głównie z powodu leczenia onkologicznego. Wnikliwa ocena jest przewidziana jednak po roku działania programu. Resort zapowiada na razie, że planowane są konkursy uzupełniające na realizatorów programu. Dziś jest ich 58. Sześć miesięcy wystarczyło jednak, by kliniki wychwyciły słabe i mocne strony programu. Co rekomendują?
Przede wszystkim wskazują na potrzebę zwiększenia bud żetu oraz szybsze aneksowanie umów. Jak podkreślają, zainteresowanie programem wcale nie słabnie, jak przewidywano. Gdy był uruchamiany, mówiono, że w pierwszych miesiącach będzie napędzany przez osoby, które zwlekały z in vitro w oczekiwaniu na rządowe wsparcie.
Potrzeba więcej pieniędzy
– Program refundacji in vitro cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem, stąd też po kilku miesiącach pierwotnie przyznana pula środków została wyczerpana przez niektórych realizatorów. Dzięki aneksowaniu umów przekazane zostały dodatkowe kwoty na program – tłumaczy dr n. med. Grzegorz Mrugacz, dyrektor medyczny Kliniki Bocian, gdzie do końca 2024 r. zakwalifikowano do programu ponad 4400 par, a liczba ciąż wyniosła 1800.
– Nadal mamy 55 nowych par tygodniowo. Przyznana nam pula środków na sześć miesięcy wyczerpała się w pięć tygodni. Na dodatkowe czekaliśmy dwa miesiące. To spowodowało przerwę w realizacji programu – potwierdza lek. Katarzyna Kozioł, dyrektor ds. medycznych w Przychodni Lekarskiej nOvum, do której zgłosiło się w 2024 r. 1036 par, a liczba ciąż wyniosła 449.
– Ważne jest, aby resort, przyznając finansowanie na 2025 r., uwzględnił tempo realizacji programu pod postacią liczby par leczonych w 2024 r. Ważne również, abyśmy otrzymali pieniądze na cały rok już na jego początku, zgodnie z naszym wnioskiem. Pozwoli to nam zaplanować kwalifikacje do zabiegu tak, aby zachować ciągłość leczenia – dodała.
Przyznana pula szybciej, niż oczekiwano, została też wykorzystana w Klinice GMW/Parens. – W województwie opolskim jesteśmy jedynym ośrodkiem leczenia niepłodności. Liczba par, które się do nas zgłosiły, przewyższyła wysokość przyznanego kontraktu na 2024 r. – tłumaczy Anna Siciak, menedżer placówek.
Zainteresowanie nie gaśnie też w poznańskim ginekologiczno-położniczym szpitalu klinicznym. – Przewidujemy ciągły dopływ nowych pacjentów. Świadomość o programie i możliwości finansowania in vitro rośnie bowiem wśród par, ale też lekarzy – zauważa dr hab. n. med. Maciej Brązert, kierownik tamtejszego Uniwersyteckiego Centrum Leczenia Niepłodności.
Eksperci dodają, że zgłasza się także więcej osób, które przyjechały zza wschodniej granicy. – Są to osoby z polskimi PESEL-ami, ubezpieczone – podkreśla Kasia Malinowska-Olczyk, rzeczniczka prasowa USK w Białymstoku.
Ale nie tylko kwestie finansowania wymagają poprawy. Zdaniem ekspertów przydałyby się też zmiany w innych obszarach. – Choćby rozszerzenie grupy osób, które mogłyby skorzystać z zabezpieczenia płodności na przyszłość. W tej chwili program obejmuje wyłącznie pacjentów onkologicznych, natomiast są też inne schorzenia, które mogą mieć negatywny wpływ na płodność – zaznacza Grzegorz Mrugacz.
Rządowy program warto poprawić
Konieczny jest także ściślejszy nadzór nad realizacją programu. Być może warto rozważyć centralny rejestr procedur, a informacje o realizacji programu oraz jego skuteczności w placówkach powinny być jawne.
– W chwili obecnej nadzór opiera się na comiesięcznych raportach realizatorów do MZ. Trudno w ten sposób nadzorować liczbę wykorzystanych przez daną parę cykli i to, ile razy zmieniła realizatora. Pacjenci powinni mieć prawo wybierania ośrodka, kierując się jego rzetelnie weryfikowaną skutecznością – zaznacza Katarzyna Kozioł. Jak mówi, program zakłada, że świadczenia nieobjęte nim są realizowane – w zależności od wyboru pacjentów – na zasadach komercyjnych lub w placówkach NFZ świadczących takie usługi. Procedura zapłodnienia pozaustrojowego często wymaga przygotowania diagnostyczno-terapeutycznego, które nie wchodzi w jej zakres ani merytorycznie, ani finansowo.
Zdaniem niektórych warto pomyśleć o zaostrzeniu warunków udziału w programie. Profesor Sławomir Wołczyński z USK w Białystoku mówi np. o obniżeniu progu wiekowego kobiet z obecnych 42 lat do 40 lat. Jak tłumaczy, po 40. roku życia szanse na uzyskanie zdrowej ciąży spadają.
– Obniżenie wieku trochę by zmuszało kobiety, by wcześniej zaczynały myśleć o posiadaniu potomstwa – uważa.
Pojawiają się też rekomendacje dotyczące np. kryteriów uczestnictwa dla niektórych grup pacjentów, np. z otyłością. Zbyt duża masa ciała utrudnia bowiem implantację zarodka.
Zgodnie z obowiązującymi zasadami z bezpłatnego in vitro mogą skorzystać kobiety do 42. roku życia, korzystające z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia. Poza tym mogą nim zostać objęte kobiety do 45. roku życia, jeśli korzystają z dawstwa oocytów lub zarodka, a także mężczyźni do 55. roku życia. Pacjenci z własnymi komórkami rozrodczymi lub dawstwem nasienia mogą skorzystać maksymalnie z czerech cykli zapłodnienia pozaustrojowego. Przy in vitro z oocytami od dawczyń refundowane są maksymalnie dwa cykle, a w przypadku dawstwa zarodka – maksymalnie sześć. ©℗