„Szukasz pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym? Teraz sprawdzisz, ile czasu możesz tam czekać na zbadanie przez lekarza” – czytamy na portalu pacjent.gov.pl pod zachęcającym komunikatem „Sprawdź czas czekania na SOR”. Dowiadujemy się, że na szpitalnych oddziałach ratunkowych ratuje się zdrowie i życie, a z przeziębieniem czy katarem powinniśmy udać się do przychodni. Ostrzeżeni, jaki jest cel funkcjonowania SOR-u, dowiadujemy się, że pacjent podlega w nim selekcji (triażowi), na podstawie której przyznawana jest mu kategoria pilności, oznaczana kolorami: czerwony (pilny, natychmiastowy kontakt z lekarzem), pomarańczowy (kontakt w ciągu 10 min), żółty (do 60 min), zielony (do 120 min) i niebieski (do 240 min). Dowiadujemy się, jak obliczyć czas oczekiwania na kontakt z lekarzem na podstawie wzoru: recepcja plus selekcja plus kolejka według przyznanego priorytetu. Teraz możemy przejść do interaktywnej mapy szpitalnych oddziałów ratunkowych.
I tak we wtorek wieczorem sprawdzamy warszawski SOR szpitala dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W rejestracji jest jedna osoba, a czas oczekiwania wynosi 3 min, w triażu również jeden pacjent, tu poczekamy 7 min. Nie ma żadnego pacjenta z priorytetem najwyższym ani z wysokim, priorytet średni – pomarańczowy – ma jeden pacjent i na tym etapie poczekamy 38 min, priorytet zielony – odpowiednio siedmiu pacjentów i trzeba czekać 81 min, a priorytet najniższy – niebieski – jeden pacjent i tu będzie30 min czekania. Dla rodzica, który martwi się niebezpieczną wysypką lub wysoką temperaturą u dziecka – duże ułatwienie. W Warszawie sprawdzi, na którym z SOR-ów jest mniejsza kolejka, a jeśli mieszka poza dużym miastem, w jakim mieście do lekarza dostanie się najszybciej.
Lekarze nie są jednak zachwyceni rozwiązaniem. – Od lat jako medycy przekonujemy pacjentów, że SOR nie jest odpowiednikiem poradni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), ale miejscem, gdzie ratuje się życie. Wynika to z faktu, że wiele osób przychodzi na SOR-y z problemami, z którymi powinni się udać do lekarza POZ. Istnieje niebezpieczeństwo, że taką mapę niektórzy mogą uznać za zachętę do takiego niefrasobliwego traktowania oddziału ratunkowego – mówi Filip Płużański, łódzki ortopeda, który wiele lat przepracował w SOR-ze.
I przypomina, że samorząd lekarski i związek zawodowy lekarzy regularnie przeprowadzają kampanie mające uświadamiać pacjentom, jaka jest rola oddziału ratunkowego (jak np. kampania Śląskiej Izby Lekarskiej z 2020 r. zatytułowana „SOR(ry), tu ratuje się życie”).
Inny lekarz SOR-u jest mniej delikatny: – Ta mapa to zachęta do przychodzenia na SOR zamiast do lekarza rodzinnego. Odwrócenie narracji, że tutaj ratuje się życie. Wygląda to tak, jakby ministerstwo nie szanowało powagi oddziałów ratunkowych i kwalifikacji ich personelu. To tak, jakby przyznawało: nie jesteśmy w stanie uzdrowić tego systemu, ale powiemy wam, gdzie o trzeciej w nocy pójść z katarem – mówi chirurg, który woli nie ujawniać nazwiska.
I dodaje, że na co dzień ma do czynienia z sytuacjami, w których pacjenci przychodzą na SOR z bólem, który odczuwają od trzech tygodni, lub przekonani, że jeśli powiedzą na SOR-ze, że ból jest świeży, bez kolejki zrobią wszystkie badania. – Tacy chorzy najczęściej narzekają na to, że muszą czekać, a personel, który powinien zajmować się ratowaniem życia, wyjaśnia, dlaczego pacjent pomarańczowy został przyjęty szybciej niż zielony czekający przez pół nocy – dodaje.
Mapę SOR-ów wyświetlającą długość kolejek udostępniono na ministerialnym portalu pacjent.gov.pl bez zapowiedzi. Nowej funkcjonalności nie zapowiedziała żadna konferencja prasowa czy kampania skierowana do pacjentów. Z naszych informacji wynika, że nie wiedziało o niej samo kierownictwo Ministerstwa Zdrowia, a pracownicy jednego z departamentów umieścili ją tam w ramach realizacji wcześniej rozpoczętych projektów. ©℗