To zespoły przy wojewodach zdecydują, czy oddział odbierający mniej niż 400 porodów będzie finansowany przez NFZ. Eksperci są zdania, że to niczego nie zmieni, anieefektywnym porodówkom i tak grozi likwidacja.

Minister zdrowia Izabela Leszczyna ugięła się pod naporem krytyki i zrezygnowała z kryterium 400 porodów rocznie, poniżej której to liczby porodówki nie byłyby finansowane przez NFZ. Przypomnijmy – uzależnienie kontraktu z funduszem od liczby narodzin było zapisane w projekcie ustawy o restrukturyzacji szpitali, której wdrożenie jest warunkiem otrzymania środków z KPO.

Do opublikowanego w sierpniu projektu dołączono zestawienie, z którego wynikało, że na 333 porodówki aż 111 nie spełnia kryterium. To – jak zauważył na portalu X poseł PiS i były wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński – oznaczałoby, że np. na Podlasiu do zamknięcia byłoby 10 z 14, a w województwie warmińsko-mazurskim 10 z 16 oddziałów położniczych.

Z kolei zgodnie z sierpniową analizą Związku Powiatów Polskich oddziału położniczego zostałyby pozbawione 172 ze wszystkich 314 powiatów, najwięcej w północno-wschodniej, wschodniej i północno -zachodniej częściach kraju, głównie na Podlasiu, Lubelszczyźnie, Podkarpaciu, w województwach zachodnio -pomorskim i lubuskim, a także świętokrzyskim.

Wiceprzewodnicząca sejmowej komisji zdrowia Marcelina Zawisza ostrzegała, że porodówek zabrakłoby w powiatach, z których do najbliższego oddziału położniczego jest nawet 100 km, a dojazd może być problematyczny ze względu na ukształtowanie terenu. Tak miałoby być np. w powiecie krośnieńskim.

Ostatecznie resort zdrowia ugiął się pod krytyką, a projekt ustawy o szpitalach spadł z zeszłotygodniowej agendy rządu. Według naszych rozmówców była to decyzja polityczna – rząd chciał wytrącić przeciwnikom z ręki kolejny argument za odwołaniem Izabeli Leszczyny, przeciwko której PiS skierowało wniosek o wotum nieufności.

Nową wersją ustawy o szpitalach rząd mógłby się zająć już dziś. Dokument będzie się jednak różnił od przedstawianego siedem dni temu. Tym razem decyzję nie tyle o zamknięciu, ile o utrzymaniu oddziału położniczego, który przyjmuje mniej niż 400 porodów na rok, oddano zespołom powoływanym przy wojewodach, złożonym z przedstawicieli podmiotów tworzących szpitali (np. marszałków czy starostów), podmiotów leczniczych, dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ, wojewody oraz konsultanta wojewódzkiego lub krajowego ds. położnictwa i ginekologii. Decyzje mają oni podejmować na podstawie rzeczywistych potrzeb zdrowotnych mieszkańców danego terenu.

Doktor Artur Drobniak, ginekolog-położnik i prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, uważa, że złagodzenie kryteriów dla porodówek jest błędem. Przypomina, że bariera 400 porodów to wciąż niewiele ponad jeden poród dziennie i wydaje się minimum dla utrzymania odpowiedniej jakości opieki. – W medycynie liczy się powtarzalność wykonywania procedur. Jeżeli dany zespół nie odbiera dostatecznej liczby porodów, to nie tylko nie ma potrzebnej rutyny, sprawności w wykonywaniu pewnych czynności, lecz także nie ma szans zetknąć się z wieloma sytuacjami, z którymi lekarze z dużych ośrodków stykają się na co dzień. Podczas pracy w szpitalu przy Karowej w Warszawie, ośrodka o najwyższym III stopniu referencyjności, regularnie miałem do czynienia z pacjentkami odsyłanymi z małych szpitali powiatowych, w których liczba porodów była zbyt mała. Niestety nierzadko pacjentki były leczone metodami niezgodnymi z aktualną wiedzą medyczną, które mogły stanowić zagrożenie dla nich lub dla ich dzieci – mówi dr Drobniak.

I dodaje, że oddanie decyzji w ręce zespołów przy wojewodach prawdopodobnie ugruntuje status quo i wiele porodówek ze zbyt niską liczbą porodów nadal będzie przyjmować rodzące.

Zdaniem dr. Jerzego Gryglewicza z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, to dobre rozwiązanie: – Takie decyzje powinny zapadać na gruncie regionalnym i być podejmowane na podstawie lokalnych danych, map potrzeb zdrowotnych i wojewódzkich planów transformacji. Takie zespoły znają specyfikę danego regionu, mają wiedzę na temat dostępu do lekarzy – a pamiętajmy, że już w tej chwili w Polsce porodówki są zamykane z powodu niedoborów kadrowych, a także jakości udzielania świadczeń w danym oddziale. Konsultant wojewódzki dysponuje danymi na temat powikłań, zdarzeń niepożądanych czy śmiertelności na danym oddziale i jest w stanie obiektywnie ocenić tę jakość – tłumaczy dr Gryglewicz.

Zauważa, że w sytuacji, w której trzeba będzie wybrać między oddziałami położniczymi notującymi poniżej 400 porodów rocznie, głos konsultanta wojewódzkiego, czyli specjalisty ginekologii i położnictwa, który opiniuje ich jakość i bada przypadki nieprawidłowości, powinien być kluczowy. To bowiem on będzie w stanie wskazać ośrodek najbezpieczniejszy dla pacjentek i noworodków. ©℗