Resort zdrowia chce rozwiązać problem braku płynów infuzyjnych,namawiając firmy lekowe do produkcji w Polsce. Przemysł boi się ryzyka.

Brakuje płynów infuzyjnych do kroplówek. Nabrzmiał problem narastający od roku. Producenci nie są w stanie dostarczać więcej, a w związku z rosnącą liczbą zachorowań wyczerpały się zapasy.

„Coraz więcej placówek informuje o brakach soli fizjologicznej i płynów wieloelektrolitowych w hurtowniach. Ich niedostępność może prowadzić do ograniczenia przyjęć do szpitali” – napisał na portalu X Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP). Prezes związku Waldemar Malinowski informował w rozmowie z Polsat News, że jednemu ze szpitali groziła z tego powodu nawet ewakuacja. Braki udało się jednak uzupełnić.

Jak tłumaczy farmaceuta Mariusz Politowicz, sól fizjologiczna jest podawana w stanie odwodnienia. Wykorzystuje się ją również jako rozpuszczalnik lub rozcieńczalnik innych leków, w tym antybiotyków czy niektórych leków przeciwbólowych podawanych w formie wlewu dożylnego, zarówno w szpitalach, jak i w warunkach domowych.

Braki nie są jeszcze odczuwalne

Z naszych rozmów z lekarzami z kilku dużych szpitali – anestezjologami i chirurgami – wynika, że jeszcze nie odczuli braków płynów infuzyjnych. – Jednak duże placówki mają zwykle większe zapasy, a także większą możliwość nabywania dużej ilości leków w sytuacjach kryzysowych. Bardziej pustki w hurtowniach odczują małe placówki powiatowe – mówi nam anestezjolog z jednego z największych szpitali na Mazowszu. – Powoli ten problem będzie dotyczył także większych podmiotów – twierdzi inny nasz rozmówca.

Zarówno resort zdrowia, jak i Główny Inspektorat Farmaceutyczny (GIF) dostrzegli problem. – Z naszych analiz wynika, że w większości potrzeby placówek są zabezpieczone. Niedobory mogą dotyczyć tylko małych jednostek szpitalnych, hospicjów czy stacji ratownictwa medycznego, które zaopatrują się poza trybem zamówień publicznych, jednak te podmioty wspomagane są w ramach zakupu interwencyjnego – zapewnia rzecznik GIF Damian Kuraś.

Ministerstwo Zdrowia w czwartkowym komunikacie zapewniło, że przyspiesza wydawanie zgód na import interwencyjny. Dostało je 26 hurtowni, kilka razy więcej niż dotychczas. Zdaniem hurtowników decyzja zapadła jednak za późno, ponieważ dziś płyny infuzyjne na rozsądnych warunkach można kupić w zasadzie tylko z Turcji, skąd można je przewieźć tirem. Transport lotniczy z bardziej odległych kierunków jest nieopłacalny. Dodają, że tureckie płyny są jednak droższe, a przy takiej liczbie importerów cena może dalej rosnąć, a czas dostaw się wydłużać.

Płyny z zagranicy są droższe

Farmaceuta Michał Kachnic przyznaje, że płyny sprowadzane z zagranicy kosztują nawet dwa razy więcej niż polskie – zamiast 5–7 zł płaci się dziś nawet 15–20 zł za opakowanie. Zaznacza jednak, że od miesiąca apteki nie są w stanie zamówić nawet produktów zagranicznych.

Według danych portalu GdziePoLek.pl dostępność soli fizjologicznej po 500 mg deklaruje średnio 1–3 proc. aptek. – Płyn polskiej firmy Fresenius deklaruje 2 proc. aptek, Braun – 1 proc., a Baxter 3 proc. Na wykończeniu jest też preparat z Turcji. Biofleks ma 6 proc. aptek, a turkfleks – 1 proc. – mówi mgr farm Angelika Talar-Śpionek z portalu GdziePoLek.pl. Brakuje również elektrolitów w kroplówkach oraz glukozy 5 proc. po 500 ml, której dostępność ciągle spada, a na ten rok nie są planowane nowe dostawy.

Polski producent płynów infuzyjnych Fresenius Kabi Polska tłumaczy, że nie jest w stanie sprostać obecnemu zapotrzebowaniu. Obecnie skupia się na zamówieniach ze szpitali, bo za niedotrzymanie kontraktu grożą mu wysokie kary. – Popyt na płyny zwiększył się o 50 proc., a nasze moce produkcyjne pozostają na tym samym poziomie. Pracujemy już od dłuższego czasu na pełnych obrotach – słyszymy od przedstawiciela Fresenius Kabi Polska, który przyznaje, że jego firma sama sprowadza płyny z zagranicy, by móc wywiązać się z zawartych kontraktów.

Problemem jest też brak plastikowych butelek do aplikowania płynów infuzyjnych, a dokładnie o korki do nich. Produkty z Turcji są oferowane w woreczkach foliowych.

Zwiększona produkcja w Polsce rozwiązaniem

Rozwiązaniem byłaby produkcja płynów infuzyjnych przez więcej firm z Polski. Przypomnijmy, że jeszcze przed 1989 r. państwowa Polfa odpowiadała na zapotrzebowanie rynku na wiele leków, w tym właśnie płyny. Po transformacji ustrojowej została sprywatyzowana, a właściciel, podobnie jak inni producenci leków, zamknął linię produkcyjną i zdecydował się na sprowadzanie tego asortymentu, głównie z Chin, gdzie produkt jest dużo tańszy.

Z naszych informacji wynika, że przedstawiciele departamentu polityki lekowej i farmacji Ministerstwa Zdrowia namawiają producentów, by uruchomili produkcję. – Tyle że nie dają nam żadnej gwarancji zbytu. Słyszymy: zainwestujcie w produkcję, zróbcie to dla dobra pacjenta. Ale gdy pytamy, czy resort zagwarantuje nam, że kupi od nas wyprodukowane leki, słyszymy, że to nasze ryzyko biznesowe. Nie chcemy ponosić ryzyka, a później słyszeć, że resort leki kupił od kogo innego, bo były tańsze – mówi nam przedstawiciel jednej z polskich firm farmaceutycznych.

Według naszych rozmówców sytuacja z płynami idealnie odzwierciedla stan bezpieczeństwa lekowego w Polsce. – Po prostu go nie ma – słyszymy od jednego z nich. Podkreśla, że rząd nie wyciągnął żadnych wniosków z zerwania łańcuchów dostaw w trakcie pandemii. ©℗