Mimo zapewnień minister zdrowia szpitale nie wierzą w zapłatę nadwykonań nielimitowanych i ograniczają planowe zabiegi.
Dziś sejmowa komisja zdrowia wysłucha informacji ministra zdrowia na temat aktualnej sytuacji finansowej NFZ i możliwości opłacenia nadwykonań w 2024 r. I choć Izabela Leszczyna zapewniła w poniedziałek na antenie TVP Info, że wydała dyspozycję, zgodnie z którą wszystkie szpitale i placówki ambulatoryjnej opieki specjalistycznej mają dostać pieniądze za nielimitowane świadczenia, które wykonały do końca czerwca, nie uspokaja to ani dyrektorów szpitali, ani ekspertów. Po pierwsze dlatego, że za chwilę placówki będą oczekiwały blisko 3 mld zł za kwartał trzeci. Po drugie, bo mimo zapewnień minister, że „w NFZ nie dzieje się nic złego”, nikt już nie wierzy w płynność finansową publicznego płatnika.
Głośne medialnie przypadki zamykania oddziałów w szpitalach w Żywcu, Lubartowie czy Busku-Zdroju to tylko wierzchołek góry lodowej. W całej Polsce po cichu ograniczane są zabiegi, które do tej pory traktowano jak nadwykonania nielimitowane, a więc m.in. endoprotezoplastyki stawu biodrowego i kolanowego, operacje zaćmy czy badania obrazowe: rezonans magnetyczny czy tomografia komputerowa.
Ograniczanie i przesuwanie pacjentów
Z naszych informacji wynika, że medycy z placówek w całej Polsce słyszą od szefów, że mają ograniczać zabiegi określane dotąd jako nielimitowane i przesuwać pacjentów na przyszły rok. Dotyczy to m.in. zabiegów ortopedycznych. Lekarze w dużej placówce klinicznej w centralnej Polsce mieli usłyszeć, że pacjenci zapisani do zabiegu endoprotez będą musieli poczekać do stycznia. Polecenie nie zostało wydane na piśmie, ale personel się do niego zastosował.
Są pieniądze na zabiegi planowe i zostaną one wypłacone – zapewniał w weekend wiceszef resortu aktywów państwowych Robert Kropiwnicki.
Zarządzający szpitalami wolą nie ryzykować, bo już dziś niektórzy z nich zmuszani są zawieszać oddziały, jak szpital w Żywcu czy Lubartowie. Zdaniem głównego analityka Federacji Przedsiębiorców Polskich Łukasza Kozłowskiego wynika to z panującego w systemie chaosu.
– Kwestia braku finansowania nadwykonań pojawia się publicznie średnio co dwa miesiące. Za każdym razem resort przeznacza od 1 do 3 mld zł, by przynajmniej na chwilę problem załagodzić, a po kolejnych dwóch miesiącach jest to samo. Mimo kilkumiliardowego zwiększenia budżetu NFZ na ten rok funduszowi wciąż brakuje kilkunastu miliardów złotych, by zaspokoić wszystkie potrzeby w systemie ochrony zdrowia – tłumaczy Łukasz Kozłowski.
Fundusz zapasowy NFZ na wyczerpaniu
I przypomina, że wydatki na zdrowie w ostatnich latach kształtowały się na podstawie ustawy 7 proc. PKB, która nie nadąża za faktycznym wzrostem kosztów wynikającym choćby z ustawy o minimalnych wynagrodzeniach pracowników medycznych, które w samym 2024 r. zwiększyły się o 15 mld zł. – Na wyczerpaniu jest też fundusz zapasowy NFZ, który do tej pory w sytuacjach awaryjnych pozwalał zachować płynność finansową. Na spięcie budżetu pozwalają dodatkowe środki przekazywane czy to w formie dotacji budżetowej, czy emisji obligacji. Tymczasem wydatki na zdrowie musimy kalkulować w oparciu o faktyczne zobowiązania, a nie, jak dotychczas, w wariancie minimalistycznym, który okazywał się niespójny z rzeczywistością – podkreśla ekonomista.
Zgadza się z nim Jerzy Przystajko, farmaceuta, ekspert ochrony zdrowia i współautor programu wyborczego partii Razem. – Nadwykonania pojawiają się dlatego, że kontrakty z NFZ nie są dostosowane do skali działalności szpitala. Nie można więc mówić o nadwykonaniach, tylko o „podkontrakcie”, który obejmuje procedury, których pacjentki i pacjenci potrzebują już w momencie podpisywania umowy między szpitalem a NFZ. Jak będziemy kontraktować niezgodnie z rzeczywistymi potrzebami zdrowotnymi ludności, to co roku sytuacja będzie się powtarzać – przekonuje Jerzy Przystajko.
Podobne zdanie ma Filip Płużański, ortopeda operujący pacjentów w wielkopolskiej Słupcy: – Nie powinniśmy mówić o „nadwykonaniach”, ale o pacjentach, którym pomogliśmy, wykonując endoprotezoplastykę kolana lub biodra. Potrzeby w ortopedii wykraczają daleko poza kontrakt, nie tylko jeśli chodzi o protezy kolana i biodra, lecz także barku, której w systemie publicznym nie wykonuje się niemal wcale. Co więcej, uważam, ze limity powinny zostać zniesione, także jeśli chodzi o zabiegi artroskopowe (z małym nacięciem skóry), ponieważ dotyczą zwykle osób w wieku produkcyjnym – zauważa.
Dodaje, że pieniądze na potrzebne zabiegi można by znaleźć, rozsądniej gospodarując wydatkami na niektóre, uwolnione z limitów, badania obrazowe: – Obecnie w systemie publicznym nikt nie analizuje, czy rezonans magnetyczny, czy tomografia komputerowa rzeczywiście były potrzebne w przypadku danego pacjenta, czy nie, jak to się dzieje w placówkach prywatnych. Tymczasem z własnego doświadczenia wiem, że są pacjenci, którzy uważają, że powinni zrobić kontrolny rezonans, choć nie mają do niego wskazań. I znajdują lekarza, który wypisuje im skierowanie. W ten sposób marnowanych jest mnóstwo publicznych pieniędzy.
Łukasz Kozłowski uważa, że pora skończyć z dosypywaniem pieniędzy do NFZ z dotacji podmiotowych, jak dzieje się to od kilkunastu miesięcy: – Lepsze byłyby dotacje celowe, które oparte są na rzeczywistych potrzebach systemu. Jeśli dotacje nie są oparte na kosztach konkretnych świadczeń czy działań, ryzykujemy, że kwoty będą nieadekwatne do stawianych zadań. Musimy przywrócić finansowanie składki zdrowotnej osób, które dziś mają uprawnienia do świadczeń, choć jej nie opłacają. ©℗