Podczas piątkowej konferencji prasowej NIL kolejny raz powtórzyła postulat wzrostu wynagrodzeń lekarzy. Samorząd chce, by wynagrodzenie minimalne stażysty wynosiło równowartość średniego przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, lekarza bez specjalizacji - dwukrotność średniej krajowej, lekarza z pierwszym stopniem specjalizacji - dwuipółkrotność, a lekarza specjalisty - trzykrotność.
Oznaczałoby to, że stażysta zarabiałby przynajmniej 4,1 tys. zł; rezydent - 8,2 tys. zł; lekarz z pierwszym stopniem specjalizacji - 10,3 tys. zł, a specjalista - 12,3 tys. zł.
"Mity o wynagrodzeniach lekarzy trwają wiele, wiele lat" - powiedział członek Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL) Grzegorz Krzyżanowski. Zaprezentował dane zebrane z jedenastu okręgowych izb lekarskich, z których wynika, że średnia wysokość płac w poszczególnych regionach w przypadku lekarzy bez specjalizacji jest zbliżona, ale w przypadku specjalistów rozbieżności pomiędzy województwami są znaczne (np. średnie zarobki kierowników i ordynatorów w Bielsku-Białej to niecałe 4,8 tys., a w Koszalinie 8,5 tys.). Zarobki rezydentów kształtują się między ok. 2,8 tys. zł a 3,5 tys. zł.
Podawane przez izby kwoty dotyczą wynagrodzeń lekarzy zatrudnionych na umowę o pracę uzyskiwanych za normatywny czas pracy (czyli za 7 godz. 35 min dziennie). NIL zaznacza, że w większości publikowanych raportów zarobki medyków są zawyżane, ponieważ doliczane jest do nich np. wynagrodzenie za dodatkowe dyżury.
Członek NRL Jerzy Jakubiszyn podkreślił, że polscy lekarze są przepracowani i nie stać ich na kształcenie. W konsekwencji wyjeżdżają za granicę, natomiast w Polsce brakuje specjalistów, a kadra lekarska się starzeje. Jak wskazał, w wielu dziedzinach średnia wieku lekarzy przekracza 55 lat.
"Gdyby wszyscy lekarze i lekarze dentyści, którzy nabyli uprawnienia emerytalne, chcieli z tych uprawnień skorzystać to, przede wszystkim w ambulatoryjnej ochronie zdrowia nastąpiłaby totalna katastrofa, bo nie miałby tam kto pracować" - powiedział Jakubiszyn.
Wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) Jarosław Biliński powiedział, że z badania przeprowadzonego przez tę organizację wynika, że 37 proc. młodych lekarzy rozważa wyjazd za granicę i podjęło w tym celu już pierwsze kroki. Jednocześnie 97 proc. wskazało, że zostanie w kraju, jeśli ich wynagrodzenie wzrośnie do dwukrotności średniej krajowej.
W sobotę w stolicy ma odbyć się manifestacja organizowana przez Porozumienie Rezydentów OZZL. Biliński powiedział, że w ostatnich dniach, podczas spotkania z wiceministrem zdrowia Jarosławem Pinkasem rezydenci zgodzili na rezygnację z postulatu wynagrodzeń minimalnych do poziomu dwóch średnich krajowych jeszcze w tym roku.
"Zgodziliśmy się na rozłożenie tych podwyżek w sugerowanym przez pana wiceministra Pinkasa czasie - mówił o dwóch, trzech latach dojścia do 6 proc. PKB (finansowania ochrony zdrowia w Polsce - PAP) i do zarobków, o jakie postulujemy" - powiedział Biliński. Dodał, że rezydenci zaproponowali, by od 1 stycznia 2017 r. ich wynagrodzenie minimalne wynosiło 150 proc. średniej krajowej, od 2018 r. - 175 proc., a od 2019 r. - 200 proc. Rezydenci chcieli także, by warunki tych podwyżek do końca roku zostały zagwarantowane ustawowo. Jak relacjonował Biliński, resort nie zgodził się na tę propozycję.
Prezes NRL Maciej Hamankiewicz powiedział, że na początku br. roku samorząd przeprowadził badanie, z którego wynika, że "największą przeszkodą w kształceniu specjalizacyjnym jest dramatyczny brak środków finansowych na przeżycie". Wśród innych barier wskazywanych przez młodych lekarzy są m.in. ograniczona liczba miejsc specjalizacyjnych i konieczność poszukiwania miejsca specjalizacji poza miejscem zamieszkania.
Prezes NRL podkreślał, że lekarz podczas rezydentury powinien się uczyć, tymczasem przede wszystkim wykonuje on kontrakt z NFZ dla jednostki, w której jest zatrudniony. "Pieniądze z tego kontraktu wpływają do szpitala, lekarz rezydent jest w niewielkim stopniu beneficjentem wypracowywanej przez siebie pracy. Zatem pokusiłbym się o twierdzenie, że jest to bardzo tani niewolnik dla szpitala i bardzo drogi, cenny dla społeczeństwa obywatel (...), którego powinniśmy wykształcić, a nie wykorzystywać" - podkreślił Hamankiewicz.