W przededniu decyzji w sprawie tabletki „dzień po”, prezydenta do podpisu ustawy namawiały posłanki Lewicy.

Andrzej Duda jeszcze wczoraj nie był przekonany, co zrobić. Jak wynika z naszych informacji, rozważał, czy zawetować całość, czy jeden artykuł dający prawo ministrowi zdrowia określenia wieku, od którego tabletka może być wydana; prezydent brał też po uwagę skierowania całości lub jednego artykułu do TK. Rzeczona ustawa znosi recepty na jeden z hormonalnych środków antykoncepcyjnych i daje do nich dostęp osobom po 15. roku życia.

Jak mówi jedna z uczestniczek spotkania posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska rozmowa trwała półtorej godziny i przebiegała w spokojnej atmosferze. Obie strony przedstawiały argumenty i te merytoryczne, i te polityczne. Dla prezydenta problemem jest, że wydanie tabletki „dzień po” byłoby jedynym świadczeniem medycznym, o którym mogliby nie wiedzieć opiekunowie dziewczyny. Podnosił również – jak słyszymy – że jeżeli doszłoby do czynu zabronionego, nikt mógłby się nie dowiedzieć, bo dziewczyna skorzystałaby z tabletki „dzień po” i nie musiałaby nikomu o tym mówić.

Polityczki Lewicy z kolei mówiły o zapisach kodeksu karnego, zgodnie z którymi współżycie seksualne jest dozwolone od 15. roku życia. Ale także wskazywały na argumenty polityczne, mówiąc, że już wcześniej zakaz aborcji nie zwiększył przychylności kobiet wobec PiS i prezydenta. Ograniczenie wprowadzono zresztą przy braku pełnego wsparcia prezydenta, który próbował przygotować nowy projekt łagodzący zakaz aborcji z powodu wad płodu. – Podpisując tę ustawę, miałby szansę chociaż trochę pozytywnie zapisać się w pamięci kobiet – mówi Żukowska. Jej zdaniem to spotkanie było potrzebne, tak aby obie strony mogły rozważyć obopólne argumenty.

Wcześniej Andrzej Duda mówił, że ustawa wprowadza „niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci” zasady. Jego zdaniem tabletka „dzień po” bez recepty dla niepełnoletnich to „daleko idącą przesada”. Dodawał, że obecne przepisy są dobre.

Specjaliści zaś zauważają, że pigułki są dziś bez problemu dostępne online. A to oznacza, że mogą je kupić również młode dziewczyny, podając nr PESEL matki lub starszej koleżanki. W receptomatach koszt takiej „zdalnej” wizyty to kilkadziesiąt złotych. W części z nich receptę można dostać bez konsultacji lekarskiej. Wystarczy wypełnić ankietę online.

We wrześniu poprzedniego roku wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski, odpowiadając na interpelację w tej sprawie, pisał, że przyjęcie przez pacjentkę tabletek „dzień po” powinno być poprzedzone wizytą u lekarza ze specjalizacją w zakresie ginekologii, której nieodłącznym elementem jest badanie. Jednak wystawienie recepty wciąż odbywa się zazwyczaj bez kontaktu z pacjentką. Zaś aptekarz nie ma prawa odmówić jej wydania leku, jeśli ma kod recepty i nr PESEL, na jaki została wydana. Wystarczy, że taka osoba ma ukończone 13 lat. Rosnące zainteresowanie potwierdzają aptekarze. – Realizujemy coraz więcej recept. Zdarzają się nawet takie wydane na rok, czyli na 12 opakowań – mówi Marek Tomków, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.

W ciągu ostatnich pięciu lat nastąpił dwukrotny wzrost sprzedaży tabletek „dzień po”. Od początku 2019 r. do końca kwietnia tego roku sprzedano 38,1 tys. tabletek; w tym roku było to niemal 77 tys. sztuk – podaje firma Pex.

Jednym z powodów zwiększonego zainteresowania jest zaostrzenie przepisów aborcyjnych po wyroku TK z 2020 r. Drugim: wspomniany już rozwój – wraz z pojawieniem się pandemii – receptomatów. ©℗