Szpitale z najgorszymi wynikami nie będą musiały przedstawiać planów naprawczych. Pojawią się natomiast dopłaty za jakość usług. Taki plan ma resort zdrowia na reformę systemu szpitalnego.
Wczytując się w dokumenty przygotowane dla Komisji Europejskiej, można wywnioskować, że Ministerstwo Zdrowia chce ominąć „minę” pozostawioną przez poprzedników, czyli reformę szpitali. Została ona wpisana do kamieni milowych w Krajowym Planie Odbudowy i od jej spełnienia zależy wypłata pieniędzy na inwestycje w ochronie zdrowia. Jednak projekt ustawy za poprzednich rządów – z powodu blokady politycznej – nie wyszedł nawet z resortu zdrowia. Teraz KE domaga się konkretów. Minister zdrowia Izabela Leszczyna kategorycznie sprzeciwia się propozycjom, które zostawili poprzednicy. Jak tłumaczy DGP, nie chce tworzyć protez i spieszyć się z rozwiązaniami, które mogą być trudne do wprowadzenia lub potem spowodować więcej kłopotów. Główna przeszkoda to brak politycznej woli do przeprowadzania gwałtownych zmian. A już szczególnie przed wyborami samorządowymi – to lokalne władze są gospodarzami wielu lecznic.
Resort zdrowia jako rozwiązanie proponuje pakiet zmian legislacyjnych zamiast jednej ustawy. Przede wszystkim mają się zmienić kryteria wejścia do sieci szpitali, która obecnie obejmuje ponad 90 proc. placówek i daje gwarancję stabilności finansowania przez cztery lata. Zgodnie z nowymi zasadami, o tym, czy lecznica znajdzie się w sieci, ma decydować spełnienie kryteriów przez poszczególne oddziały szpitalne, a nie całe placówki, jak jest obecnie. Drugą dużą zmianą miałoby być wprowadzenie możliwości tworzenia i prowadzenia podmiotów leczniczych także przez związki jednostek samorządu terytorialnego. O co chodzi? O to, by powiaty łączyły siły i przejmowały placówki. To pozwoli namówić samorządy do współpracy, o czym mówi od początku nowa szefowa resortu zdrowia. Dzięki temu dwa szpitale leżące blisko siebie, ale należące do różnych powiatów, miałyby przestać ze sobą konkurować. Jeżeli takie dwie lub trzy placówki będą należeć do jednego właściciela – łatwiej będzie rozwiązać kwestię np. oddziałów nierentownych, ale kluczowych do utrzymania ze względu na potrzeby mieszkańców. Współpraca między samorządami ma pozostać jednak w formie zachęty, a nie być obowiązkiem.
Oprócz tego resort zdrowia zobowiązuje się do wprowadzenia wskaźników jakościowych. To akurat wynika z ustawy, która już weszła w życie. Rozporządzenie, które by określało, jakie standardy ma spełniać lecznica, powinno być gotowe. Jednak prace nad wskaźnikami (mają dotyczyć obszarów medycznego, pacjenckiego oraz zarządczego) nadal trwają. Jak mówi Bernadeta Skóbel, radczyni prawna ze Związku Powiatów Polskich, dyrektorzy szpitali czekają na nie od kilku miesięcy. Dopiero po pojawieniu się listy wytycznych NFZ będzie mógł określić wskaźnik korygujący, za którym idzie możliwość otrzymania większych pieniędzy z funduszu za spełnienie tych kryteriów. Resort odchodzi także od obowiązku, który początkowo chciał wprowadzić minister zdrowia za rządów PiS, Adam Niedzielski, czyli wymogu MBA dla dyrektorów szpitali. I zamiast tego nowy resort zdrowia proponuje „uruchomienie programu szkoleń dla kadry zarządzającej publicznymi podmiotami leczniczymi”. Zapisano to w KPO. Cały pakiet zmian ma być gotowy do końca br.
Pomocą przy zmianach może być zwiększenie puli pieniędzy. W rewizji KPO wpisano dodatkowe fundusze na szpitale powiatowe – ma być zwiększenie budżetu do 300 mln euro i to nie w części pożyczkowej, tylko grantowej. Pieniądze mają być przeznaczone na rozwój opieki długoterminowej poprzez modernizację infrastruktury podmiotów leczniczych na poziomie powiatowym. Jak wynika z naszych informacji, 150 mln euro pochodzi ze środków, które miały być przeznaczone w części grantowej na budowę izery.
KPO jest teraz w konsultacjach. Potem musi go zaakceptować Komisja Europejska. ©℗