Polacy wydają na suplementy ok. 3,5 mld zł rocznie, często nie wiedząc, co kupują. Ministerstwo Zdrowia chce to zmienić. W nowelizacji rozporządzenia w sprawie składu i oznakowania suplementów diety, które trafiło do konsultacji, zapisano, że w sugerowanej przez producenta dziennej dawce ma być tyle substancji odżywczej, by realizowała przynajmniej 15 proc. zalecanego spożycia.
– Z definicji suplementu diety wynika, że jest to skoncentrowane źródło witamin i składników mineralnych. Służy on uzupełnieniu diety, więc ilość substancji powinna być w nim znacząca, aby osiągnięty został zamierzony skutek – wskazuje Monika Zagrajek, dyrektor departamentu żywności prozdrowotnej w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Wynika to też z unijnej dyrektywy. Część firm nie stosowała tych wymagań, więc normę o minimum 15 proc. referencyjnej wartości spożycia postanowiono umieścić w przepisie krajowym. Dotychczas GIS polecał każdej firmie z osobna zmianę parametrów. Polscy producenci zmieniali zwykle skład chemiczny, importerzy raczej zapisy na etykiecie, np. poprzez zwiększenie porcji z jednej tabletki na dwie dziennie. Największy problem jest z zestawami witamin i minerałów, bo przy nich zwiększenie dawki może zaszkodzić. Gdy jednej witaminy jest np. 60 proc. dziennej porcji w tabletce, a drugiej 3 proc., przy dwóch pigułkach przekroczona zostaje bezpieczna norma. W przypadku witaminy A u kobiet ciężarnych grozi to wadami rozwojowymi dziecka.
Zdaniem ekspertów są jednak pilniejsze kwestie do poprawy. Suplementy to nie leki, nie podlegają badaniom, a powinny, choćby w wąskim zakresie. – Potrzebne są kontrole, by było wiadomo, czy suplementy faktycznie zawierają te ilości substancji, jakie producent deklaruje. Kolejna kwestia to skład chemiczny, ponieważ zdarza się, że mają inny skład, niż zgłaszano – wymienia Leszek Borkowski, prezes Fundacji Razem w Chorobie, były szef Urzędu Rejestracji Leków. Producenci większości suplementów mijają się z prawdą, sugerując niemal cudowne właściwości. Powinien więc być wymóg, by udowadniały to badania. – Regulowanie zawartości suplementów w tej chwili mija się z celem, to tak jakby pisać minimalny skład poszczególnych substancji w jabłkach. Kluczowa kwestia to uruchomienie kontroli ich jakości oraz walka z podróbkami leków sprzedawanymi jako suplementy w internecie i na bazarach, bo one stanowią rzeczywiste zagrożenie – stwierdza były wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki.
Ważną kwestią jest też utworzenie rejestru suplementów, w którym znajdą się m.in. ich nazwy i skład. Teraz urzędy nie wiedzą nawet, ile jest ich na rynku.