Refundacja ruszyła wreszcie z miejsca, ale na darmowe terapie dla dzieci trzeba będzie jeszcze poczekać.

Rząd dwukrotnie odłożył w ubiegłym tygodniu prace nad ustawą dotyczącą darmowych leków, ale za to przyjął pakiet rozwiązań dotyczących całego rynku. – To nie znaczy, że rozwiązania dotyczące darmowych leków nie zostaną wprowadzone, wręcz odwrotnie, pojawią się szybciej niż przepisy refundacyjne – mówi nam jeden z ekspertów. Podkreśla, że to, co się dzieje, jest manewrem politycznym. Jednak te polityczne ruchy są zaskakujące: to, że rząd zaakceptuje projekt o darmowych lekach, było prawie pewne, nikt za to już nie liczył na przeforsowanie ustawy refundacyjnej. Stało się odwrotnie.

Pierwsza batalia

– To dopiero pierwsza bitwa, którą się udało stoczyć – mówi nam jeden z urzędników odpowiedzialny za wprowadzanie ustawy regulującej rynek leków. Ale to i tak z perspektywy resortu zdrowia spory sukces, bo jeszcze żaden z ministrów z projektem dotyczącym tych kwestii nie zaszedł tak daleko. Teraz czeka go jednak jeszcze przeprawa w Sejmie. Jak widać z doświadczenia z pracy nad ostatnimi – bardziej flagowymi dla resortu zdrowia – projektami, które są blokowane przez własnych posłów, może okazać się to trudne. Przykładem jest oczywiście ustawa o jakości, która początkowo nie tylko nie znalazła wystarczającej liczby głosów, żeby odrzucić senackie weto, lecz także przy kolejnym podejściu, kiedy wróciła do Sejmu jako projekt poselski, ma znowu pod górkę. Już podczas I czytania nie zebrała się na komisji wystarczająca liczba posłów partii rządzącej, w efekcie przeszedł wniosek opozycji opóźniający prace nad dokumentem. Według naszych rozmówców powodem mogą być czysto ambicjonalne rozgrywki między parlamentarzystami a resortem. Wiadomo jedno: minister zdrowia nie był zadowolony.

Wracając jednak do leków. DNUR, czyli duża nowelizacja ustawy refundacyjnej, to projekt, który wprowadza dość znaczne zmiany na rynku wartym ok. 20 mld zł rocznie. To pierwsza taka zmiana od ponad dekady, kiedy ówczesny rząd (PO) po raz pierwszy zaingerował w reguły rządzące tą sferą i zasady refundacji terapii przez państwo oraz ich dostępności dla pacjentów. Konsultacje nad obecnym projektem trwały ponad rok. Ale kiedy już się wydawało, że jest na ostatniej prostej, zaczęły się podchody wokół terminu, w którym projekt trafi na posiedzenie rządu. Ze źródeł ministerialnych ciągle było słychać, że lada moment będzie zaakceptowany przez ministrów i przekazany do Sejmu. W ostatnich tygodniach eksperci oraz branża farmaceutyczna niemal co wtorek czekali, żeby się przekonać, czy na posiedzeniu rządu projekt będzie procedowany. Miał być 6 czerwca, ale nie było. Znienacka pojawił się 9 czerwca.

Gry firmowe

Czy projekt przejdzie przez Sejm – to jedno pytanie. Ale protestować może jeszcze branża farmaceutyczna. Szczególnie producenci leków innowacyjnych.

Producenci leków generycznych uzyskali już dość dużo. Z ustawy wypadło wiele zapisów, które były krytykowane. Dlatego w rozmowach z biznesem widać już łagodniejsze podejście niż do wcześniejszej wersji ustawy, gdy dało się słyszeć, że „ustawa to czyste zło”. Resort odszedł od tzw. korytarzy cenowych, które zmuszałyby do obniżki cen części produktów (producenci mówili, że niektóre leki zniknęłyby z refundacji), nie ma już rygorystycznego zakazu rozpoczęcia negocjacji dla firm generycznych przed zakończeniem ochrony patentu leku oryginalnego. Jest też propozycja terminu ogłaszania listy leków z dopłatą państwa co trzy, a nie co dwa miesiące. Zadowolone powinny być także apteki i hurtownie, które mogą liczyć na wyższe marże. NFZ zapłaci też za część nocnych dyżurów aptek.

Jednak firmy nadal protestują przeciw wymogom posiadania co najmniej trzymiesięcznego zapasu leków liczonego jako średnia sprzedaży z poprzedniego okresu. A także przeciw temu, że Ministerstwo Zdrowia będzie mogło zmieniać zapisy programów lekowych. Chodzi o medykamenty dla najciężej chorych. Obecnie, żeby wprowadzić nowy preparat, resort musi uzyskać zgodę wszystkich firm, które mają leki w programie. Teraz decyzje mógłby podejmować odgórnie, bez pytania. Firmy innowacyjne, które mają swoje produkty w programach, oburzają się. Ich zdaniem oznacza to, że zgadzają się na uczestnictwo w programie, nie mając pojęcia, jak docelowo będzie on wyglądał. Czy te argumenty wystarczą, by przekonać posłów do wstrzymania prac?

Resort wpisał też w projekt nowość – będzie mógł sam zaprosić producenta do podjęcia negocjacji, jeżeli firma nie zgłosi swojego preparatu do refundacji. To zdaniem resortu da szansę na wejście do programu leków, których od lat firmom nie opłaca się do niego wprowadzać.

Darmowe przed wyborami?

Choć wydawałoby się logiczne i taki był jeden z pomysłów, żeby dopisać do tego projektu wyborczą obietnicę darmowych leków dla dzieci i osób po 65. roku życia, to jednak na taki krok rząd się nie zdecydował. Co też może świadczyć o tym, że los ustawy refundacyjnej nie jest przesądzony.

Politycy partii rządzącej chcą mieć 100-proc. pewność, że obietnica, która padła z ust samego prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego, zostanie przyjęta. Gdy zaś ktoś zagłosuje przeciwko – łatwo będzie można go zdyskredytować, wskazując, że to poseł, który jest przeciwny obniżkom cen. Przy projekcie, który będzie dotyczył wyłącznie wprowadzania darmowych leków, nie będzie miejsca na niuanse. Choć przydałaby się merytoryczna debata choćby o tym, czy na pewno wybór leków, które mają być finansowane z naszej składki, był słuszny, czy wybór grup, do których trafiają, jest prawidłowy, a może powinien być uzależniony od dochodów pacjentów. Lista pytań jest długa. Ale w przedwyborczym marszu nie ma miejsca na dylematy.

Premier zapewnia, że trwają jeszcze prace nad szczegółowymi rozwiązaniami, jednak część ekspertów jest przekonana, że to czysto polityczny ruch. Ogłoszenie takiego wyborczego prezentu w czerwcowy weekend, kiedy mało kto interesuje się bieżącymi wydarzeniami politycznymi, byłoby stratą. Premier zapewnił, że to dlatego, że trwają jeszcze prace nad poszerzeniem listy. Wstępnie miała obejmować te leki, które już są dostępne dla seniorów oraz antybiotyki dla dzieci. Pierwotnie program miał zacząć działać od stycznia, ale minister zdrowia już zapowiadał, że może ruszy od września. Czyli tuż przed jesiennymi wyborami. ©℗