Samorządy mniej płacą za straty szpitali – wynika z danych Ministerstwa Finansów. W ciągu trzech lat wydatki na ten cel spadły niemal o połowę.
W 2019 r. samorządów przekazały lecznicom na pokrycie ubytków niemal 289 mln zł. W ostatnim roku – ok. 145,5 mln zł. Jednocześnie znacząco zmalała liczba samorządów, które płaciły szpitalom – z 69 do 19.
Czy to znaczy, że te placówki nie mają strat? Eksperci podkreślają, że to nie tyle efekt lepszych wyników finansowych lecznic, ile skutki wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ten w 2019 r. stwierdził, że przerzucanie obowiązku pokrywania straty wynikającej z działalności szpitala na samorządy jest niezgodne z konstytucją. Przepisy de facto weszły w życie pod koniec 2021 r. Skalę zmian zatem widać po raz pierwszy.
Możliwość zamiast obowiązku
Jeżeli to niekonstytucyjne, to dlaczego samorządy nie przestały płacić w ogóle i wydatki nie wynoszą zero? Po wyroku TK resort zdrowia zmienił przepisy – zniesiono obowiązek pokrywania strat, ale pozostawiono taką możliwość. W efekcie – jak mówi dr Tomasz Zalasiński, radca prawny w Kancelarii DZP, część samorządów i tak płaci. Choć teoretycznie nie musi. I opowiada, że jeżeli do organu założycielskiego, jakim jest samorząd, przychodzi dyrektor szpitala i mówi tak: bez dodatkowych pieniędzy będzie kłopot z bieżącą działalnością, to trudno mu odmówić. Zdaje sobie bowiem sprawę, że jak pracownicy przejdą do innej placówki, gdzie otrzymają lepsze zarobki, to wtedy trzeba będzie część działalności zamknąć, to zaś się wiąże ze zwolnieniami – a szpital to często jeden z głównych pracodawców w regionie. Poza tym część potrzeb zdrowotnych mieszkańców danego terenu wówczas przestaje być zaspokajana.
– Więc często, chociaż częściowo płacą – mówi Zalasiński. Takim przykładem jest np. podlaski urząd marszałkowski. W 2021 r. jeden z tamtejszych szpitali poniósł stratę przewyższającą amortyzację (a za to według poprzednich przepisów płacił samorząd) w wysokości niemal 13,5 mln zł. – Strata częściowo, bo w kwocie 4,1 mln zł, została pokryta przez województwo podlaskie, co korzystnie wpłynęło na płynność finansową – mówią nam podlascy urzędnicy.
Nie ma jednak jednej reguły. Część samorządów w ogóle nie płaci. Kolejni zaś ubiegają się o zwrot pieniędzy od NFZ za te lata, kiedy zasilali szpitalne kasy. Tak jest np. na Mazowszu. Tutaj urząd marszałkowski zażądał 100 mln zł za „wymuszone dopłaty do funkcjonowania szpitali”. Podobnie jest w Wielkopolsce – w tym przypadku województwo sądzi się o ok. 35,5 mln zł. – Roszczenia samorządu województwa wielkopolskiego są konsekwencją wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że przenoszenie ciężaru finansowego świadczeń opieki zdrowotnej z NFZ na podmioty tworzące, jest niezgodne z Konstytucją RP – uzasadniają urzędnicy w rozmowie z DGP.
To wszystko razem, jak mówią nasi rozmówcy, powoduje zawirowania w i tak skomplikowanej sytuacji w finansowaniu szpitali.
Klarowność na minusie
Wyrok TK, a także brak jedności w podejściu do niego samorządów, przekłada się na kondycję finansową szpitali. Największym problemem, jak mówią dyrektorzy, jest bowiem brak transparentnych mechanizmów finansowania. A to od lat kuleje. Menedżerowie narzekają, że nigdy nie mają pewności, co ich czeka w kolejnym roku – czy otrzymają pomoc na pokrycie zobowiązań, jakie będą koszty świadczeń. Tym bardziej że, jak dodają prawnicy, choć zgodnie z wyrokiem TK samorząd nie ma już obowiązku pokryć straty, to nie ustalono, kto i na jakiej zasadzie ma ją pokrywać. – Zgodnie z prawem powinien to robić NFZ – mówi dr Tomasz Zalasiński. To jednak teoria; w praktyce już jest to trudniejsze do wyegzekwowania. Stąd wspomniane sprawy sądowe. Te jednak toczą samorządy. Nawet jak odzyskają pieniądze, nie musi się to bezpośrednio przełożyć na sytuację szpitali. Choć samorządy przekonują, że odzyskane kwoty przeznaczą na zdrowie.
Podobnie mówi radca prawny Bernadeta Skóbel ze Związku Powiatów Polskich. – Mniejsze zaangażowanie samorządów, nie oznacza wcale, że sytuacja szpitali poprawiła się. Wręcz odwrotnie – mówi. Ile wynoszą długi? Na stronie MZ nadal widnieje tylko kwota zobowiązań szpitali po II kw. 2022 r. (sięga 18 mld zł). Eksperci jednak wskazują, że nie spodziewają się, żeby wyniki za cały 2022 r. były lepsze, tym bardziej że z analizy sytuacji finansowej szpitali powiatowych wynikało, że rok do roku (2022 r. wobec 2021 r.) kwota zobowiązań wzrosła. – Pogorszył się także wskaźnik płynności finansowej. A mediana terminów regulowania zobowiązań przekroczyła 60 dni, co jest istotne, bowiem to jest maksymalny termin opłat – mówi mec. Skóbel.
Tymczasowe rozwiązania przedwyborcze
Resort zdrowia zdaje sobie sprawę, że sytuacja nie jest dobra. Zaczął płacić za nadwykonania, czyli przyjęcia pacjentów ponad limit, i to nawet szpitalom w sieci, które działają na zasadzie ryczałtu. W tym roku resort zdrowia i NFZ muszą przekazać środki, które by pozwoliły szpitalom zapłacić wzrost pensji dla personelu medycznego, wynikający z ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Dyskusja dotyczy tego, kto i ile dostanie. Jak wynika z naszej wiedzy, jeden z wariantów, który leżał na stole, zakładał propozycję przekazania 3 mld zł w tym roku (czyli 6 mld na rok). – Takie rozwiązanie części szpitali nie pozwoliłoby sfinansować podwyżek wynikających z ustawy – mówi nasz rozmówca. A tego, szczególnie na kilka miesięcy przed kampanią wyborczą, rząd by nie chciał. W efekcie MZ ogłosiło, że w sumie do budżetu na zdrowie przekaże jeszcze w tym roku ok. 7,5 mld zł (na cały rok 15 mld zł), tak aby pokryć właśnie wzrost pensji dla personelu medycznego. Ale także ta kwota miałaby uwzględnić inflację oraz poprawić finansowanie obszarów, które są teraz niedoszacowane. – Podniesiemy o wskaźnik korygujący trzy zakresy: internę, chirurgię i położnictwo – mówi nasz rozmówca w MZ. Na razie chodzi o wskaźniki od 1,15 do 1,3 – czyli obecna wycena razy dany wskaźnik korygujący. W międzyczasie będą trwały prace w AOTMiT dotyczące prawidłowej wyceny punktu w tych obszarach, która miałaby wejść na stałe. Jak miałby wyglądać dokładnie podział środków, omawiano jeszcze wczoraj. Czy hojniejsza propozycja będzie wystarczająca? – Diabeł tkwi w szczegółach – mówi mec. Skóbel. I dodaje, że dopiero 1 lipca będzie wiadomo, czy środki przekazane przez NFZ będą wystarczające. Zdaniem ekspertki proponowane rozwiązania promują te szpitale, które sobie lepiej radzą. ©℗