Unia proponuje wspólne zakupy leków. Polska boi się, że spowoduje to wzrost cen. Kluczowym argumentem może się okazać kwestia dostępności.
Unia proponuje wspólne zakupy leków. Polska boi się, że spowoduje to wzrost cen. Kluczowym argumentem może się okazać kwestia dostępności.
Ile i jakich leków brakuje? Dokładnych danych nie ma. Jednak na ostatniej liście preparatów o utrudnionej dostępności znalazło się ich 113. GIF tłumaczy jednak, że udaje się realizować od 70 proc. do 90 proc. recept na antybiotyki w zależności od leku. Potwierdzają to dane z systemu informacji farmaceutycznej obsługiwanego przez Centrum eZdrowia (CEZ). Realizacja recept na – wymieniane jako brakujące najczęściej – amoksycylinę i oseltamiwir jest na poziomie 88 proc. – To standard, z którym mamy do czynienia w ostatnich latach, a więc żadnych braków systemowych leków nie odnotowaliśmy – mówi Maria Kuźniar, z biura prasowego MZ. Jednak Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych zaczęła przekazywać antybiotyki do szpitali, w tym tygodniu partia będzie wynosić kilkadziesiąt tysięcy preparatów. Czyli idą z rezerwy, co jest już działaniem kryzysowym. – Bywają przerwy w dostawach, ale nie dochodzi do zupełnych braków – mówi Iwona Gałązka, z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jak dodaje, placówka, wiedząc, że dostęp do antybiotyku jest utrudniony, stara się go zamawiać z wyprzedzeniem.
Portal Gdziepolek.pl, który analizuje sprzedaż w kilku tysiącach aptek, podaje, że niektóre antybiotyki są dostępne w ok. 25 proc. placówek wobec wcześniejszej 50–60-proc. dostępności. Mimo pojawiających się alarmujących wiadomości o braku leków przeciwbólowych producenci zapewniają, że mają zapasy na wiele miesięcy.
Wygląda więc na to, że Polska jak na razie wychodzi z kryzysu lekowego obronną ręką. Przyczyny? Preparaty, na które jest obecnie największe zapotrzebowanie, są produkowane w kraju. I choć substancje czynne są sprowadzane z Azji, to mamy zapasy. Ponadto leki produkowane u nas idą najpierw do polskich pacjentów, a potem na eksport.
Stąd może wynikać nasza przewaga nad np. rynkiem czeskim, na którym jest mniej zakładów produkcyjnych. Także w Niemczech brakuje lokalnych producentów. Produkowanie tam leków staje się nieopłacalne z powodu niskich cen, po jakich musieliby oni oferować leki pacjentom.
Problem z lekami w Europie wynika dziś z kilku przyczyn. Jedna z nich to zmniejszona produkcja części preparatów po pandemii, ze względu na spadek zapotrzebowania. To nakłada się na „epidemię wyrównawczą”, która sprawiła, że zapotrzebowanie jest o wiele większe niż normalnie. Kolejną kwestią są utrudnienia w dostawach substancji czynnych z Chin (w związku z wybuchem kolejnej fali COVID-19).
Po zeszłotygodniowej burzliwej debacie w Parlamencie Europejskim komisarz ds. zdrowia Stella Kyriakidesogłosiła, że w marcu nastąpi zmiana prawa farmaceutycznego (ma być wprowadzony m.in. odgórny obowiązek zgłaszania niedoborów leków przez producentów z wyprzedzeniem). Zaś powstały w trakcie pandemii Urząd ds. Gotowości i Reagowania na Kryzysy Zdrowotne, tzw. HERA, jest gotowy do wspólnych zakupów. W podobnym zakresie jak to było podczas pandemii. Wtedy zadziałały dwa mechanizmy: wspólna umowa i kupno (tak było w przypadku szczepionek); zakupy do rezerw i wydawanie leków w razie kryzysu (tak było ostatnio w związku ze szczepionką na małpią ospę).
Czy taki system byłby realnym wsparciem dla Polski? Bonusem wspólnej transakcji byłaby gwarancja dostępności. Jednak cena pozostałaby taka sama dla wszystkich (ok. 20 dol. za preparaty mRNA, co oznacza, że dla państwa o niższych dochodach relatywnie wyższe). A u nas ceny leków kupowanych przez państwo są wyjątkowo niskie.
– Dziś problem nie jest to, czy kupuje się razem, czy osobno, bo barierą nie jest cena antybiotyków. Problemem jest to, od kogo je kupować. Brakuje producentów na terenie UE, a niskie ceny tych leków nie zachęcają do inwestowania w tę działalność. Zwłaszcza że czasami konkretne preparaty w wyniku nabieranej przez bakterie lekooporności przestają być skuteczne – mówi Krzysztof Kopeć ze Związku Krajowych Producentów Leków.
Zdaniem Jarosława Frąckowiaka, prezesa firmy analitycznej PEX PharmaSequence, obecnie na topie listy mającej ratować sytuację faktycznie jest wspólne kupowanie leków. – Ten pomysł niestety jest mrzonką. Zakupów nie dokonywałyby kraje, tylko konkretni producenci, często konkurujący ze sobą – mówi. I dodaje, że nie ma innej drogi jak uniezależnianie się od dostaw azjatyckich. A na to trzeba czasu i będzie to kosztowne. Producenci leków bez odpowiednich zachęt i gwarancji kontraktowych mogą nie osiągnąć rentowności na produkcji API (substancji czynnych). – Żaden kraj nie wyprodukuje też wszystkich potrzebnych preparatów – projekt zabezpieczenia najważniejszych potrzeb musi mieć charakter unijny – podkreśla.
Nasi rozmówcy zwracają też uwagę, że dotychczasowe doświadczenie wspólnych zakupów szczepionkowych powinno być wykorzystane przy kolejnym takim podejściu, niezależnie czy będzie dotyczyło antybiotyków, czy leków na choroby rzadkie.
– W kontekście ewentualnych zagrożeń związanych ze wspólnymi zakupami należy pamiętać o sporze, który rozpoczął się wiosną 2022 r. i dotyczył odmowy nabycia kolejnych dawek szczepionek na koronawirusa – podkreśla Juliusz Krzyżanowski, prawnik z kancelarii Baker McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy. I dodaje, że wspólne zakupy powinny być przemyślane i zaplanowane, tak żeby unikać podejmowania decyzji pod presją czasu lub rozpoczynania procesów, kiedy już wystąpił problem. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama