- Decyzja o byciu dawcą to wolny wybór każdej osoby. Jednak powinno się go dokonać i wyraźnie wyartykułować - uważa dr hab. Artur Kamiński, dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Spraw Transplantacji „POLTRANS PLANT”.

W mediach pojawiły się niedawno zachęty do wypełniania formularzy sprzeciwu wobec bycia dawcą narządów. Co powiedziałby pan osobom, które na skutek tych działań po raz pierwszy zainteresowały się tematem transplantacji?
Jestem jak najbardziej za tym, żeby wykorzystywać wszelkiego rodzaju media po to, by informować o tym, że każdy z nas ma prawo zgłosić sprzeciw. I wcale nie jest tak, że ktokolwiek utrudnia zrobienie tego. Niestety, jesteśmy narodem, w którym rozmowy o śmierci traktuje się jako tabu. Tymczasem z tego punktu widzenia warto je przełamać i określić się właśnie za życia. Osobiście uważam, że lepiej opowiedzieć się po którejś ze stron, a nie trwać w zawieszeniu, bo właśnie to zawieszenie może powodować najwięcej problemów. Innymi słowy - jeśli ktoś z różnych powodów nie zgadza się na pobranie narządów, niech wypełni formularz. Jeśli uważa, że chce pomóc innym - niech np. porozmawia o tym z rodziną, a nawet wypełni oświadczenie woli o zgodzie na bycie dawcą po śmierci. Naprawdę jest to wolny wybór każdej osoby. Z tym że powinno się go dokonać i wyraźnie wyartykułować.
No właśnie - jak się za to zabrać?
W Polsce, tak jak w około połowie krajów na świecie, funkcjonuje domniemanie wyrażenia zgody na pobranie narządów i tkanek po śmierci. Co więcej, w pozostałych krajach widać tendencję do zmiany systemu wyrażania zgody wprost na system zgody domniemanej. I to nie dlatego, żeby zwiększyć liczbę pobrań, tylko dlatego, że jest to prostsze od strony formalno-prawnej i organizacyjnej.
W praktyce osoby, które z różnych powodów nie zgadzają się na pobranie narządów, mogą wyrazić sprzeciw w trzech formach. Pierwsza to prawidłowe wypełnienie formularza sprzeciwu i wysłanie go do Poltransplantu. Taka informacja jest odnotowywana i podpinana pod PESEL takiej osoby. Wtedy, gdy istnieje potencjalna możliwość pobrania, dokonuje się czegoś, co nazywamy autoryzacją. Jej pierwszą częścią jest właśnie sprawdzenie rejestru sprzeciwów. Kolejna ustawowa możliwość wyrażenia sprzeciwu to po prostu noszenie ze sobą karteczki z napisem „nie wyrażam zgody na bycie dawcą”. Tylko tyle. Z kolei trzecia forma, za którą zarówno my, jak i szereg organizacji optujemy, to rozmowy ze swoimi rodzinami i jasne wyrażenie stanowiska w tej sprawie. W sytuacji potencjalnej możliwości pobrania narządów zazwyczaj rozmawia się z rodziną. Ta rozmowa składa się z dwóch elementów: właśnie wykluczenia trzeciej formy sprzeciwu i tzw. części medycznej, czyli próby dowiedzenia się czegoś na temat stanu zdrowia pacjenta, co może być przeciwwskazaniem do bycia dawcą.
ikona lupy />
dr hab. Artur Kamiński, dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Spraw Transplantacji „POLTRANS PLANT” / Materiały prasowe
Często mówi się o tym, że to rodzina nie wyraziła zgody na pobranie organów.
Do autoryzacji pobrania rzeczywiście jest konieczne zasięgnięcie opinii o stanowisku, ale - co należy wyraźnie podkreślić - zmarłego. Zgodnie z przepisami rodzina nie wyraża opinii, ma tylko przekazać stanowisko zmarłego, o ile je zna. Choć muszę przyznać, że w transplantologii - zarówno w Polsce, jak i na świecie - chcemy, żeby rodziny osoby zmarłej akceptowały jej decyzje co do chęci bycia dawcą po śmierci. Stąd nawet jeśli nie mamy obowiązku uzyskania zgody rodziny, to czasem zdarza się, że bierze się pod uwagę informację, że bliscy takiej akceptacji nie wyrażają.
A co z oświadczeniami, że chce się być dawcą?
Oświadczenia woli wyrażające chęć bycia dawcą są często dystrybuowane np. w prasie czy też na rozmaitych imprezach, jednak z formalnego punktu widzenia nie mają one żadnego znaczenia. Natomiast są bardzo pomocne w sytuacji, w której rozmawiamy z bliskimi zmarłego na temat jego woli co do bycia dawcą i słyszymy: „nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy”. Wtedy taki dokument jest argumentem, by kontynuować rozmowę tak, by rodzina zaakceptowała stanowisko zmarłego. Skoro bowiem nosił ze sobą taki dokument, to zapewne nie sprzeciwiał się byciu dawcą. Natomiast - co również chciałbym podkreślić - taki dokument nie zwalnia nas ze sprawdzenia rejestru sprzeciwów i innych form sprzeciwu.
Jak obecnie wygląda stan polskiej transplantologii?
Jeśli mówimy o okresie covidowym i przyjmiemy taki punkt odniesienia, to wydaje się, że w tym roku powrócimy do tego, co działo się w transplantologii przed pandemią - zarówno jeśli chodzi o liczbę zgłaszanych dawców, jak i liczbę przeszczepionych narządów. Co prawda trudno jest cokolwiek przesądzić, bo został nam jeszcze miesiąc, ale patrząc na to, co działo się w ostatnich 11 miesiącach, można tak przewidywać. Pacjenci w naszym kraju średnio na przeszczep nerki czekają 13 miesięcy. Pilne przeszczepienie płuc to są godziny, a 211 dni w przypadku stanów - nazwijmy je - na moment zgłoszenia niezagrażających życiu, czyli planowych.
Czyli chyba nie jest tak źle?
I tak, i nie. Tak naprawdę nigdzie na świecie nie jest dobrze - w każdym kraju są pacjenci zgłoszeni na listę oczekujących, którzy umierają, nie doczekawszy się przeszczepienia. Przeszczepów potrzeba znacznie więcej. Wiąże się to również z tym, że coraz więcej pacjentów z niewydolnością narządów jest kwalifikowanych do przeszczepienia. Weźmy pod uwagę np. przeszczepy serca. Nauczyliśmy się w leczeniu pacjentów z niewydolnością serca dobrze korzystać ze sztucznych komór serca, działa kilka ośrodków kardiochirurgicznych, które wszczepiają je coraz większej liczbie chorych, co z jednej strony ratuje życie wielu pacjentów, z drugiej zaś powoduje, że liczba osób czekających na przeszczep serca wzrosła ze 100 do 450. Pacjenci ci bowiem w większości są kwalifikowani do przeszczepienia i trafiają na listy oczekujących. W przypadku płuc jest podobnie - jeszcze kilka lat temu nie przeprowadzano takich zabiegów w ogóle, a pacjenci jeździli na operację przeszczepienia płuc do Wiednia. W tej chwili wykonuje się kilkadziesiąt przeszczepów płuc rocznie. Powstają w Polsce nowe ośrodki, które przeprowadzają takie zabiegi, a co za tym idzie - coraz więcej pacjentów jest kwalifikowanych do przeszczepienia. Przypuszczam, że podobne zapotrzebowanie było w przeszłości, ale po prostu nie było możliwości takiego leczenia.
A jak to wygląda w przypadku dawców? W określonych sytuacjach jest możliwość pobrania narządu bądź jego części od osób żyjących.
Przeszczepiać od dawców żywych możemy nerki oraz fragmenty wątroby. W przypadku nerek przeszczepy od żywych dawców to ok. 5 proc. wszystkich przeszczepów. Choć trzeba przyznać, że ta dziedzina powoli rozwija się w naszym kraju. Na przykład w tym roku przeszczepiliśmy najwięcej nerek od żywych dawców - w listopadzie odbył się 63. taki zabieg, to przełamanie bariery sześćdziesięciu, której do tej pory nie udało się przekroczyć. Czy jednak jest to wystarczająca liczba? Oczywiście nie.
Z czego to wynika, że więcej przeszczepów nerek jest przeprowadzanych od dawców zmarłych?
Na to składa się wiele czynników. Przykładowo są to kwestie związane z edukacją pacjentów i ich rodzin, że w ogóle jest taka możliwość. Są miejsca na świecie, gdzie przeszczepianie od żywych dawców stanowi kilkadziesiąt procent wszystkich przeszczepów nerek. Przeszczepianie od żywych dawców rozwija się przede wszystkim w krajach, w których pacjenci długo czekają na przeszczepienie narządu od zmarłego dawcy. W Polsce średnio na przeszczep nerki czeka się 13 miesięcy od czasu rozpoczęcia dializ. Dla porównania - w Stanach Zjednoczonych jest to kilka lat. Stąd też motywacja zarówno biorcy dializowanego, jak i jego rodziny do rozważenia dawstwa od dawcy żywego nie jest u nas aż tak wysoka. Poza tym, zgodnie z wszelkimi wytycznymi - zarówno WHO, jak i Rady Europy - nawet jeśli pacjent zostanie zakwalifikowany do przeszczepu od żyjącego dawcy, a znajdzie się dla niego „pasujący” narząd od zmarłego, to oczywiście może otrzymać przeszczep od tego drugiego. ©℗
Rozmawiała Dorota Beker