Do pilotażowego programu KOS BAR, czyli leczenia otyłości olbrzymiej, który ruszył pod koniec 2021 r., zakwalifikowano już 1029 osób. Przeprowadzono 225 zabiegów operacyjnych.

Pilotaż ma objąć blisko 5 tys. pacjentów. To na razie jedyny program finansowany z opłaty cukrowej. I pierwszy, w którym refundacja jest w pełni uzależniona od efektów leczenia. Został przedłużony do 2024 r.
W programie bierze udział ponad 20 ośrodków. W szpitalu klinicznym im. prof. Witolda Orłowskiego w Warszawie przyjęto w jego ramach 210 osób, a w planach jest kolejnych 400. W Wojskowym Instytucie Medycznym do 19 sierpnia kwalifikację do programu otrzymało 236 pacjentów, z czego 56 jest już po operacji. – Kolejnych 18 oczekuje na kwalifikację. Niemalże codziennie otrzymujemy telefony z zapytaniem o możliwość przystąpienia do programu w naszym szpitalu od pacjentów z całego kraju – mówi płk lek. med. Jarosław Kowal, zastępca dyrektora Wojskowego Instytutu Medycznego. Na brak chętnych nie narzeka też placówka w Hajnówce – do sierpnia zakwalifikowała do programu 23 osoby, z których 10 poddano zabiegowi.
Szpitale musiały się dostosować, by uczestniczyć w programie. W szpitalu Orłowskiego musiano kupić szersze o 30 cm krzesła, niemal dwa razy szersze drzwi, stół operacyjny do 380 kg, tomograf o szerokości ponad metr, szersze mankiety na rękę do mierzenia ciśnienia, inny endoskop. Placówka czeka też na ambulans bariatryczny, który pozwoli na przewóz pacjentów ważących nawet 400 kg. – Szpital musi się przygotować, żeby leczyć pacjentów z taką otyłością – mówi jego dyrektor Leszek Stanisław Kliś. Docelowo chciałby robić ok. 600–700 zabiegów zmniejszania żołądka rocznie w ramach programu KOS BAR.
Placówki wskazują, że ciągle jest problem z rozliczaniem programu w ramach NFZ, np. w pierwszej fazie przygotowania do zabiegu. – Przepisy nie określają jednoznacznie wszystkich zasad rozliczeń etapów. Problemy z interpretacją pojawiają się na bieżąco, gdy docieramy do kolejnego modułu. Ustawodawca nie przewidział wszystkich trudności i sytuacji życiowych, które mogą mieć miejsce w procesie leczenia. Dlatego wszystkie problemy z interpretacją i błędy na bieżąco zgłaszane są do NFZ – wyjaśnia Grzegorz Tomaszuk, dyrektor SP ZOZ w Hajnówce.
Zabieg zmniejszenia żołądka był już dostępny wcześniej, jednak teraz program obejmuje proces, w którym opieka rozciąga się niemal na dwa lata. – Przygotowanie do zabiegu trwa od trzech do sześciu miesięcy. Wykonujemy w tym czasie wiele badań, ale także wprowadzamy rehabilitację. Potem jest operacja i znów rehabilitacja oraz monitorowanie stanu zdrowia po operacji – mówi prof. Wiesław Tarnowski, kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej i Bariatrycznej w szpitalu im. W. Orłowskiego.
W ramach KOS BAR opiekę nad pacjentem monitoruje koordynator, który zapisuje na wizyty, pilnuje przyjazdów. Pacjent otrzymuje paszport KOS BAR i musi przejść szereg badań, zanim zostanie zoperowany.
Wszystkie operacje bariatryczne są wykonywane metodą laparoskopową, czyli mało inwazyjną. Zwykle to operacja zwana rękawową resekcją żołądka. – Z angielskiego powinno być wręcz „mankietowa”. Chodzi o to, że z żołądka zostaje coś na kształt kawałka rękawa koszuli. Większość jest wycinana. Po operacji w żołądku mieści się 100–150 ml, podczas gdy przeciętny żołądek mieści 2–3 l. Ja to tak porównuję: przed operacją ktoś wypije coca-colę, zje porcję frytek i hamburgera, to po zabiegu zmieści 1 lub 2 frytki oraz 2–3 łyki płynów – wylicza prof. Tarnowski. Jak tłumaczy chirurg, przy zabiegu wycinany jest fragment żołądka z miejscem, w którym wytwarzana jest grelina, czyli hormon odpowiedzialny za głód. Dzięki temu pacjent odczuwa mniejszy głód. Jeżeli jednak znów zacznie dużo jeść, to grelina jest wytwarzana także w innych miejscach, a żołądek może się rozciągnąć do poprzedniego rozmiaru.
Osobami zakwalifikowanymi do programu zajmuje się zespół specjalistów. W jego skład wchodzą, oprócz chirurga, także m.in.: internista, dietetyk, fizjoterapeuta, psycholog. – Pacjentom z otyłością olbrzymią wsparcie psychologiczne jest tak samo potrzebne, jak chirurgiczne – mówi Leszek Stanisław Kliś. – Bo kluczowa jest motywacja pacjenta. Bez niej nie uzyskamy trwałych efektów, dlatego jednym z wymogów jest to, by chory schudł przed operacją ok. 6–10 proc. wagi – dodaje.
Pacjenci są różni. – W programie mamy młodego mężczyznę, który zgłosił się do nas tuż przed ukończeniem 18. roku życia i czekał, aż osiągnie pełnoletność, żeby tylko rozpocząć leczenie – wymienia dyrektor szpitala Orłowskiego. Teraz zostało zakwalifikowane rodzeństwo: mają po dwadzieścia parę lat i ważą ponad 150 kg. Jak mówią nasi rozmówcy, często do zmian popycha strach o swoje zdrowie. Ale bywa i inaczej. – Przywieziono do nas pacjentkę, która miała kłopoty z sercem i nie była w stanie wyjść z domu. Przez balkon wynosiła ją straż pożarna i to oni ją do nas przywieźli, właśnie dlatego, że nie ma odpowiednich karetek. Trafiła do naszego szpitala z powodów kardiologicznych, ale zaproponowano jej przy okazji kwalifikację do KOS BAR. Nie chciała się zapisać do programu, bo stwierdziła, że „jedzenie to jej jedyny cel w życiu” – opowiada prof. Tarnowski.
Jak mówią eksperci, nadwaga i otyłość zwiększają ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2, nadciśnienie tętnicze, zaburzenia lipidowe, chorobę niedokrwienną serca, obturacyjny bezdech senny, chorobę zwyrodnieniową stawów, depresję, a także sprzyjają rozwojowi niektórych typów nowotworów i podwyższają ryzyko zgonu. Tymczasem służba zdrowia nie jest dostosowana do opieki nad takimi pacjentami.
Kiedy można mówić o sukcesie zabiegu, który – jako mocno inwazyjny – jest ostatecznością? Gdy spada 50 proc. nadwagi w ciągu roku po operacji. U większości pacjentów ustępują też choroby towarzyszące, takie jak cukrzyca typu 2, nadciśnienie tętnicze, zaburzenia gospodarki lipidowej czy bezdech senny – To wymaga wspólnej naszej pracy z pacjentem i udaje się tylko przy kompleksowej opiece – mówi prof. Tarnowski. Już pięć lat temu pojawił się zatem pomysł, by NFZ dobrze wycenił kompleksową opiekę, ale przy okazji po raz pierwszy płacił za efekty leczenia. Pacjent ma opanowaną cukrzycę, odpowiednie BMI, mniej problemów zdrowotnych – refundacja jest o wiele wyższa.
Ostatecznie program (jedyny finansowany bezpośrednio z opłaty cukrowej) ruszył w listopadzie zeszłego roku. Jego koszt szacuje się na ok. 105 mln zł. Co najmniej 600 tys. Polaków spełnia kryteria programu (ma otyłość olbrzymią i wymaga leczenia bariatrycznego). Jak informuje NFZ, nadwagę w kraju ma już trzech na pięciu dorosłych Polaków. Co czwarty jest natomiast otyły. NFZ szacuje, że za 6 lat tych ostatnich będzie aż o 30 proc. więcej.
Opłata cukrowa idzie na świadczenia i podwyżki
776,5 mln zł wpłynęło w pierwszym półroczu tego roku z opłaty cukrowej, w 2021 r. była to kwota 1,42 mld zł. Zgodnie z założeniami uzyskane pieniądze miały zasilić służbę zdrowia, w tym m.in. opiekę nad pacjentami z cukrzycą.
NFZ informuje, że na leczenie oraz leki dla pacjentów z cukrzycą wydał w zeszłym roku 1,7 mld zł. Eksperci wskazują jednak, że tak samo było już wcześniej, a w 2021 r. (kiedy wpłynęły już pieniądze z opłaty cukrowej) nie zostały sfinansowane żadne nowe produkty dla pacjentów z nadwagą czy cukrzycą.
Z kolei od stycznia 2022 r. nowością jest refundacja igieł, a od września kilku nowych terapii. Jest też zapowiedź częściowej refundacji System FreeStyle Libre 2, który pozwala na mierzenie cukru bez nakłuwania. Jaka część pieniędzy na te działania pochodzi z opłaty cukrowej, nie wiadomo. Według wcześniejszych wypowiedzi NFZ wszystkie dodatkowe środki w tym roku, które wpłyną do budżetu, w tym miliard z opłaty cukrowej, będą przeznaczone na podniesienie wycen świadczeń, w tym na podwyżki dla medyków.
Klara Klinger, Patrycja Otto