Przebieg ciąży, przyjęte szczepienia, alergie, wyniki badań laboratoryjnych, a także wypisane i zrealizowane recepty – to tylko niektóre z danych medycznych, które będą dostępne dla lekarzy w całej Unii. A leczenie wykonane za granicą będzie widoczne dla polskich medyków – za zgodą pacjenta albo w sytuacji ratowania życia

Dane o chorobach, szczepieniach, przyjmowanych lekach, wyniki badań laboratoryjnych, ale także historia ciąż – to informacje, do których za zgodą pacjentów miałby dostęp pracownik służby zdrowia w każdym państwie Unii. Albo bez zgody, ale w sytuacji ratowania życia. Rozporządzenie o europejskiej przestrzeni danych medycznych, nad którym rozpoczęły się negocjacje, ma umożliwić sprawną i szybką wymianę dokumentacji medycznej, tak aby maksymalnie ułatwić leczenie w całej UE. Zarówno eksperci, jak i polski rząd popierają unijny pomysł, ale apelują m.in. o doprecyzowanie definicji ratowania życia oraz tego, kto jest pracownikiem służby zdrowia.
Projekt wymiany danych medycznych autorstwa Komisji Europejskiej to jedna z większych zmian planowanych w zdrowiu na szczeblu europejskim w najbliższych latach (planowana data wejścia w życie to rok 2030). Zmiany mają ułatwić leczenie w ramach UE i są częścią tworzenia Europejskiej Unii Zdrowotnej. Dzięki nowym rozwiązaniom niezależnie od tego, gdzie będzie leczył się chory, opiekujący się nim lekarz będzie miał wgląd w dokumentację medyczną, a także (za zgodą pacjenta) będzie mógł przekazać ją innym specjalistom, żeby postawić diagnozę czy wypracować plan leczenia. Projekt gwarantuje każdemu możliwość m.in. dostępu do swoich danych, prawo do otrzymywania kopii wyników. A także możliwość samodzielnego uzupełniania danych. Każdy mógłby również zobaczyć, kto sprawdzał jego historię.
Drugim elementem projektu jest tzw. wtórne wykorzystanie danych medycznych. Chodzi o to, by tak gromadzone dane w zanonimizowanej formie mogły być wykorzystane z jednej strony do badań naukowych (np. sprawdzenie skuteczności danego leczenia w chorobach rzadkich, dla opracowania szczepionek lub wyrobów medycznych), a z drugiej do kreowania polityki zdrowotnej danego państwa. Np. analizowania poziomu antybiotykoterapii, skuteczności profilaktyki czy przeciwdziałania epidemiom. Dane miałyby też pomóc w tworzeniu systemów sztucznej inteligencji wspierających poprawę zdrowia (np. spersonalizowanych aplikacji). Jak mówiła Stella Kyriakides, komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności, prezentując dokument, to projekt, który umożliwia obywatelom pełną kontrolę nad danymi, a celem zmian jest uzyskanie lepszej opieki zdrowotnej w całej UE.

Alergie, implanty i aborcje

Jednak eksperci wskazują na elementy, które mogą budzić niepokój. Zgodnie z rozporządzeniem pracownik służby zdrowia ma mieć prawo dostępu do danych, które są określone jako priorytetowe. Będzie mógł je zobaczyć – tak samo jak teraz jest w Polsce – tylko jeżeli zostanie upoważniony przez pacjenta. Chory może też część informacji objąć tajemnicą (w jakim zakresie i jakie – to mają ustalić poszczególne państwa członkowskie, nad tym prace się rozpoczną po przyjęciu ostatecznej formy rozporządzenia – w Polsce takich regulacji nie ma). Z jednym wyjątkiem: w przypadku ratowania życia wgląd do danych – nawet tych objętych tajemnicą – może mieć każdy medyk. O jakie informacje chodzi? Lista jest szczegółowa. Oprócz wystawionych i wykupionych recept, wypisu ze szpitala oraz wyników badań laboratoryjnych będzie także udostępniana tzw. skrócona karta zdrowia pacjenta. Zawierać miałaby 18 informacji, m.in. – obok danych osobowych i kontaktu – byłyby widoczne przebyte i obecne choroby, alergie, informacje na temat przyjętych szczepień, obecnie i w przeszłości przyjmowane leki, korzystanie z wyrobów medycznych i implanty, zabiegi, choroby rzadkie czy historia ciąży.
– Z jednej strony to projekt, który może bardzo ułatwić leczenie czy wspomóc rozwój badań nad technologiami medycznymi, ale na pewno to też początek dyskusji dotyczącej wolności obywateli i sposobu zabezpieczenia przed potencjalnymi ryzykami – mówi Magdalena Kogut -Czarkowska, radca prawny współpracujący z kancelarią Timelex. Dane, które do tej pory znajdowały się w różnych placówkach, po wejściu w życie rozporządzenia będą łatwiej dostępne z rożnych miejsc, przez różne podmioty, niezależnie, czy świadczenie było wykonane w Polsce, czy w innym kraju europejskim. – To gwarantuje sprawną pomoc medyczną, ale w tej sytuacji ochrona prywatności pacjenta musi być zwiększona. Tak, aby te dane nie mogły być wykorzystane do nielegalnych celów, a nawet przeciwko niemu – mówi Magdalena Kogut-Czarkowska.
Zdaniem innych rozmówców w Polsce newralgicznym punktem jest informacja o ciąży, ze względu na rygorystyczne prawo aborcyjne. I choć prawo nie przewiduje kar dla kobiet, które usunęły ciążę, to np. dane o takim zabiegu wykonanym w innym kraju są wyjątkowo wrażliwe. Zapisy chroniące znajdują się w rozporządzeniu, jednak zdaniem ekspertów, należałoby je doprecyzować.

Rynek wart miliony

Poseł Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia PiS, zwraca też uwagę na inny wątek – rynek danych medycznych jest ogromny i może być z jednej strony bardzo interesujący dla firm ubezpieczeniowych, ale także dla producentów rozwiązań medycznych. Jest wart setki milionów euro, dlatego – zdaniem posła – to obszar, który będzie wymagał wyjątkowo dokładniej ochrony.
Rząd, przedstawiając swoją opinię, również wskazywał, że wiele kwestii musi być jeszcze zmienionych albo doprecyzowanych. Np. sytuacja, w której pracownik medyczny może mieć dostęp do wszystkich danych priorytetowych. W rozporządzeniu zapis mówi o tym, że są to przypadki, „gdy przetwarzanie jest niezbędne do ochrony żywotnych interesów osoby, której dane dotyczą, lub innej osoby fizycznej”. To, zdaniem Ministerstwa Zdrowia, które przygotowywało opinię, jest niewystarczające, bo zostawia zbyt duże pole do interpretacji. – Zarówno okoliczności udostępniania danych objętych ograniczeniem w kontekście ratowania życia, jak i grupy zawodowe uprawnione do uzyskania dostępu do tych danych w tym kontekście powinny zostać jasno zdefiniowane, umożliwiając szybką interwencję, jeśli zaistnieje taka potrzeba – piszą urzędnicy.
Polska strona również chciałaby, żeby była także większa ochrona anonimowości danych przy przetwarzaniu wtórnym; tutaj także, zdaniem MZ, zakres danych jest dyskusyjny. Dla Polski istotne są również koszty. Wymagane jest nie tylko tworzenie całej infrastruktury informatycznej, ale także powołania nowych organów ds. zdrowia cyfrowego, które miałyby zapewnić ochronę praw obywateli, a to duży wydatek. Część środków będzie pochodziła z pieniędzy unijnych, rząd chciałby jednak tę kwestię również doprecyzować. ©℗