Farmaceuci wskazują, że zwiększa się liczba leków trudno dostępnych dla pacjentów. To preparaty m.in. na cukrzycę, leki hormonalne, niektóre antybiotyki dla dzieci, a także wybrane szczepionki.
Farmaceuci wskazują, że zwiększa się liczba leków trudno dostępnych dla pacjentów. To preparaty m.in. na cukrzycę, leki hormonalne, niektóre antybiotyki dla dzieci, a także wybrane szczepionki.
Resort zdrowia zapewnia, że dostęp do leków monitoruje na bieżąco. Na ostatniej (opublikowanej 1 lipca) tzw. liście antywywozowej znalazło się 215 pozycji. Wpisywane są na nią leki, których zaczyna brakować w co najmniej 5 proc. aptek w jakimś województwie i tym samym nie można ich wywozić. To stabilny poziom, który utrzymuje się od początku roku. Lista publikowana jest co dwa miesiące.
Dla porównania w pandemicznych latach liczba pozycji przekraczała nawet 800. A jednak farmaceuci mówią, że „brak leków ma się bardzo dobrze”, zaś z ostatniej analizy wykonywanej przez portal „GdziePoLek” wynika, że liczba preparatów zagrożonych dostępnością rośnie. Na czerwcowej liście znalazło się 39 pozycji, to najwięcej od 2019 r.
Dlaczego ten trend nie jest widoczny na listach resortu zdrowia? Według Bartosza Owczarka z „GdziePoLek” jednym z powodów jest to, że kryterium wpisywania na listę antywywozową nie jest wcale związane z realnymi brakami. Są tam preparaty, które np. dopiero co mają wejść na rynek i dlatego nie ma ich w aptekach (jeszcze). Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski potwierdza, że powody są różne. Niektóre preparaty trafiają na listę profilaktycznie. Dlatego w pandemicznych latach listy były tak obszerne: wiele leków objęto zakazem wywozu w razie czego, znajdowały się tam także materiały ochronne, jak np. maseczki czy rękawice.
Zdaniem Owczarka widoczne w zestawieniu „GdziePoLek” trendy (portal zbiera dane z 2 tys. aptek) to efekt m.in. tego, że część firm ma nadal wynikające z pandemii problemy z produkcją. Z kolei np. leki na cukrzycę są mniej dostępne ze względu na poszerzenie zastosowania - mogą być sprzedawane do walki z otyłością, co spowodowało, że zniknęły z aptek, mimo że producent zwiększył dostawy do Polski o niemal 70 proc.
Aptekarze wskazują ponadto efekt inflacji - część zamówień jest dla nich nieopłacalna, więc rezygnują. Przy lekach refundowanych ostatnio pojawiła się obawa, że trzeba będzie dłużej czekać na płatności z NFZ, co by oznaczało kredytowanie refundacji przez apteki. Po rozmowach z przedstawicielami aptek fundusz wycofał się jednak ze zmian.
Resort zdrowia uspokaja. - Aktualnie na polskim rynku farmaceutycznym znajduje się ok. 16 tys. dopuszczonych do obrotu produktów leczniczych, dla większości z czasowo trudno dostępnych produktów istnieje możliwość nabycia w aptece odpowiednika - wyliczał wczoraj na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia wiceminister Miłkowski. I dodawał, że w razie czego leki można zamówić w ramach importu. W informacji przekazanej do Sejmu podkreślał, że kłopotem jest to, że tak mało leków jest produkowanych w kraju. Dlatego deklarował, że Ministerstwo Zdrowia stawia sobie za cel wypracowanie mechanizmu, który zachęci branżę farmaceutyczną do produkcji w kraju.
Wiceminister wskazywał, że zwiększa się z kolei dostępność do nowych terapii. Z danych przedstawionych przez MZ wynika, że przez ostatnie dwa i pół roku wprowadzono aż 182 nowe cząsteczki - chodzi o substancje, które nie mają zamienników i stanowią nowe leczenie w danym schorzeniu. To więcej niż we wcześniejszych czterech latach (2015-2019), kiedy ministerstwo sfinansowało 176 nowych preparatów. Bardzo wiele terapii dotyczyło leczenia onkologicznego - tutaj od 2020 r. pojawiło się aż 78 nowych leków.
Choć pacjenci onkologiczni dostrzegają zmiany, to podkreślają, że na poziom dostępności do nowych cząsteczek onkologicznych w Polsce nie można patrzeć w oderwaniu od standardów i wytycznych międzynarodowych towarzystw, takich jak Europejskie Towarzystwo Onkologii Klinicznej (ESMO). - Rzeczywiście w ostatnich latach wzrasta dostępność terapii onkologicznych dla polskich pacjentów. Jednak analiza Oncoindexu (prowadzonego przez Onkofundację Alivia) wskazuje, że proces refundacji wciąż nie nadąża za osiągnięciami medycyny. W naszym kraju chorzy mają pełny dostęp jedynie do 27 ze 132 zalecanych terapii, a kolejne 43 substancje są refundowane z ograniczeniami niewynikającymi ze wskazań medycznych. Za pozostałe 62 rekomendowane leki onkologiczne Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłaci, mimo że ich stosowanie jest wskazane zgodnie z aktualną wiedzą medyczną - mówi Joanna Frątczak-Kazana z Onkofundacji Alivia.©℗
Opłata cukrowa wspomoże podwyżki dla medyków
NFZ po raz drugi zmienia plan finansowy w tym roku. Tym razem do końca 2022 r. będzie miał do dyspozycji dodatkowe niemal 6,5 mld zł. Jak mówi Bernard Waśko, wiceszef NFZ, te pieniądze zostaną w dużej mierze wykorzystane na podwyżki dla medyków, które wynikają z ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia.
Skąd wzięły się te pieniądze? Jest kilka źródeł: większy, niż planowano, spływ składki zdrowotnej z ZUS (o ok. 4,7 mld zł) oraz dwa razy większe, niż się spodziewano, wpływy z opłaty cukrowej (to oznacza dodatkowo ok. 1 mld zł). Ponadto NFZ ma przychody w wysokości 600 mln zł dzięki oprocentowaniu lokat, na których trzyma on pieniądze. Jak tłumaczy Bernard Waśko, BGK, w którym są one ulokowane, po raz pierwszy zaoferował rynkowe oprocentowanie.
Na co będą przeznaczone pieniądze? Większość - 3,3 mld zł - trafi na leczenie szpitalne. Zostaną one przekazane szpitalom w ramach lepszej wyceny finansowania leczenia. Podwyżki będą uzależnione od obszaru: inne będą np. w chirurgii, inne w rehabilitacji - nad tym, jak to będzie dokładnie wyglądać, pracuje właśnie Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Z tych środków dyrektorzy szpitali będą mogli zapłacić medykom wyższe pensje tak, aby spełnić wymagania opisane w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia.
Więcej pieniędzy w planie NFZ będzie także na specjalistów: o niemal pół miliarda złotych. Resort zdrowia spodziewa się, że będzie więcej pacjentów. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska ocenił podczas posiedzenia komisji sejmowej, że wzrost może być radykalny ze względu na to, że od zeszłego roku NFZ płaci za każdego pacjenta oraz badania diagnostyczne u specjalistów bez limitów. W zeszłym roku nie było to widoczne ze względu na COVID-19, który ograniczał zarówno chęć pacjentów do wizyt w placówkach, jak i dostępność lekarzy. W tym roku spodziewana jest zmiana. Dlatego muszą być zabezpieczone środki na ten cel.
Będzie także więcej pieniędzy na lekarzy rodzinnych - ponad pół miliarda złotych. Tutaj będą potrzebne środki na zmianę, dzięki której pacjenci będą mogli wykonać więcej badań diagnostycznych niż do tej pory bez konieczności wizyty u specjalisty, oraz na dostęp do kompleksowej opieki w niektórych chorobach przewlekłych. ©℗
Klara Klinger
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama