Resort zdrowia poprosił firmy farmaceutyczne o zwiększenie zapasów. Nawet o 15 proc.

Główny problem polega na tym, że nie wiadomo, czego może brakować. Firmy przekonują, że zapasy mogą tworzyć, ale nie wszystkiego. Z rozmów z MZ wynika, że określenie, jakie będą potrzeby w związku ze zwiększonym napływem ludności do Polski, na razie jest trudne. Nie wiadomo, ile osób do nas przyjedzie (to już ponad 1,5 mln osób) i ile z nich zostanie u nas. A przede wszystkim - w jakim będą stanie zdrowotnym. Przyjeżdżają głównie kobiety i dzieci, ale ta informacja to za mało, by zdiagnozować, które konkretnie preparaty będą bardziej potrzebne.
To, co już wiadomo, to fakt, że trzeba myśleć o lekach na choroby, które w Polsce niemal nie istnieją. Na przykład na gruźlicę wielolekooporną - koszt leczenia jednej osoby to ok. 60 tys. zł. Z naszych informacji wynika, że prowadzono już rozmowy z producentami. Ale ponieważ choroba dotyka głównie mężczyzn po 40. roku życia, a ci w większości zostali w Ukrainie, na razie nie zakupiono terapii; zabezpieczono tylko taką możliwość.
Aptekom niczego nie brakuje
Pojawienie się fali uchodźców jak na razie nie wpłynęło na stałe na zapotrzebowanie na leki. - Po piku sprzedaży - tuż po wybuchu wojny - popyt wrócił niemal do stanów sprzed agresji Rosji. Zwiększona sprzedaż to głównie wynik działań pomocowych - wyjaśnia dr Jarosław Frąckowiak, prezes firmy PEX PharmaSequence, która codzienne monitoruje rynek lekowy. Jak dodaje, stany magazynów aptecznych nie odbiegają od normy. Jego zdaniem możemy się spodziewać wzrostu sprzedaży lekarstw, gdy uchodźcy zaczną - nie tylko doraźnie - korzystać z naszej służby zdrowia. - Zapewne ten proces nie będzie gwałtowny, jest przecież „limitowany” dostępnością specjalistów medycznych. Szacunkowa struktura demograficzna grup uchodźców może skłaniać do wniosku, że najszybciej pomocy w kontynuacji (ale pewnie też diagnozie) leczenia będą potrzebować osoby starsze. To one też najczęściej padały ofiarą COVID-19. Istnieje zatem prawdopodobieństwo, że jeżeli exodus uchodźczy nie przybierze wielomilionowej skali, to leków wystarczy - mówi Frąckowiak. Choć - dodaje - trzeba mieć plan B i być gotowym na mniej optymistyczne scenariusze.
Przedstawiciele polskiego przemysłu przekonują, że potrzeba zwiększania zapasów jest zrozumiała, jednak nie wystarczająca. Chcą konkretów i apelują o strategiczne podejście do kwestii bezpieczeństwa lekowego. Jak tłumaczy Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, wyzwaniem jest także to, że rosną ceny energii i benzyny, co mocno podwyższa ceny przechowywania preparatów. To zamrożenie ogromnych pieniędzy i ryzyko, że wiele leków się zmarnuje. Nasi rozmówcy są zgodni - potrzeba skoordynowanej współpracy z resortem zdrowia. - Prognozowania zwiększenia popytu na leki i informowania na bieżąco o zmianach w zapotrzebowaniu na konkretne ilości określonych produktów - zauważa Barbara Misiewicz-Jagielak, wiceprezes zarządu PZPPF.
Dodaje, że ma to sens w wybranych kategoriach. - Jest wiele terapii, których nie wolno przerywać, ponieważ grozi to pogorszeniem się stanu zdrowia chorego, a nawet śmiercią. Dlatego warto, aby też takie zwiększenie zapotrzebowania analizować pod kątem priorytetów zdrowotnych - podkreśla Barbara Misiewicz-Jagielak i zaznacza, że zwiększenie produkcji nigdy nie następuje z dnia na dzień.
Pandemia jako stress-test
Przedstawiciele firm przekonują, że fabryki działają dziś na pełnych obrotach, a sektor ma spore doświadczenie w sytuacjach kryzysowych. Już w trakcie pandemii pojawił się temat bezpieczeństwa lekowego - wówczas eksperci mówili, że nie trzeba wojny, żeby zobaczyć, jak uzależnienie od produkcji poza Europą wpływa na łańcuchy dostaw i zagrożenie brakiem dostępu. - Skuteczne zarządzanie kryzysowe i stały dialog pomiędzy resortem zdrowia, organami nadzoru farmaceutycznego oraz producentami są tu kluczowe. Jako producenci leków posiadający zakłady produkcyjne w Polsce wspieramy instytucje państwowe, co skutecznie udowodniliśmy podczas ponad dwóch lat kryzysu pandemii koronawirusa. Pacjenci mieli pełen, nieprzerwany dostęp do terapii - zaznacza Katarzyna Dubno, dyrektor ds. relacji zewnętrznych i ekonomiki zdrowia w spółce Adamed Pharma. Dodaje, że na razie firma obserwuje, które kategorie leków będą charakteryzowały się zwiększonym zapotrzebowaniem, i na tej podstawie firma na bieżąco reaguje. - Dysponujemy zapasami zarówno substancji czynnych, innych materiałów do produkcji, jak i wyrobów gotowych. Z uwagi na dynamiczną i trudną do przewidzenia w dłuższej perspektywie sytuację, należy zachować pragmatyzm i rozsądek - dodaje Dubno. O tym, że potrzebna jest prognoza Ministerstwa Zdrowia, mówi też Polpharma. - Musimy mieć więcej danych, żeby dobrze się przygotować - zaznacza Sebastian Szymanek, prezes zarządu Zakładów Farmaceutycznych Polpharma.
Eksperci wskazują, że przygotowanie strategii bezpieczeństwa lekowego jest istotne, nie tylko w kontekście napływu uchodźców, lecz także bycia gotowym na inne kryzysy. Kluczowe jest monitorowanie stanu zapasów, prognozowanie popytu na leki i przygotowanie zapasów strategicznych. W tym także stworzenie listy substancji czynnych produkowanych poza Europą.
Od dawna dyskutowane jest w tym kontekście wsparcie firm krajowych. Pomocą miał służyć mechanizm zachęt rynkowych, m.in. przy wpisywaniu leków na listy refundacyjne, jednak projektowane zapisy nadal nie weszły w życie. Choć, jak przyznają firmy, resort zdrowia już teraz przy refundacji bierze pod uwagę to, że dany lek jest produkowany w Polsce. Jak przekonują eksperci, istotne jest znalezienie balansu między wspieraniem krajowych firm a wysokością cen, po których pacjenci oraz państwo kupują leki. Zmiany w tym obszarze wymusiła także UE, która w listopadzie 2020 r., po wybuchu pandemii, wprowadziła strategię farmaceutyczną - jej celem jest m.in. uniezależnienie od dostaw leków z Indii czy Chin. Powstał m.in. nowy Europejski Urząd ds. Goto wości i Reagowania na wypadek Stanu Zagrożenia Zdrowia (HERA). ©℗