Resort zdrowia nieefektywnie wykorzystuje zasoby, które posiadamy. Podejmowane są decyzje polityczne, a nie merytoryczne. Wynikają one z małej znajomości realiów. A teraz będą mogły być wprowadzone po prostu zarządzeniem - mówi Jacek Krajewski.
Jacek Krajewski - prezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie, lekarz rodzinny, kierownik Praktyki Lekarza Rodzinnego w Udaninie na Dolnym Śląsku.
Porozumienie Zielonogórskie nagłośniło ostatnio zmiany
przepisów, zgodnie z którymi prezes NFZ będzie mógł jednostronnie dokonywać zmian w umowach z placówkami leczniczymi. Co to oznacza dla przychodni?
Jest to forma instrumentalnego zarządzania praktykami lekarzy rodzinnych. Doszły bowiem do nas słuchy, że negocjując umowy z
NFZ, rzekomo stwarzamy zbyt dużą presję. Ten instrument ma „zmiękczyć” naszą negocjacyjną postawę. Trudno powiedzieć, po co stworzono ten mechanizm. Chyba po to, by przekształcić podstawową opiekę zdrowotną (POZ) na modłę ministerstwa, nie zaś w odniesieniu do doświadczeń i potrzeb konkretnych przychodni.
Najgorsze dla nas jest to, że zrezygnowano w całości z negocjacji. A przecież do tej pory działało to w ten sposób, że ze strony resortu pojawiały się jakieś pomysły, my ocenialiśmy, które są możliwe do wprowadzenia od razu, które zaś warto rozciągnąć w czasie. W tej chwili nie będzie dialogu – podstawowa opieka zdrowotna (i nie tylko, bo rozporządzenie odnosi się przecież do wszystkich podmiotów leczniczych) będzie zarządzana ex cathedra.
Będzie masowe wypowiadanie kontraktów przez POZ?
Ależ skąd! Mechanizm jest skonstruowany w ten sposób, że możliwość rezygnacji z kontraktu jest pozorna.
Proszę zwrócić uwagę, że obecnie w teorii mamy 14 dni na zapoznanie się ze zmianami zaproponowanymi przez fundusz, po czym jeśli uznamy, że rozwiązania nam się nie podobają – 30 dni, żeby wypowiedzieć umowę. Wtedy przestajemy być świadczeniodawcami publicznej ochrony zdrowia. Niestety nikt nie zwrócił uwagi, że z taką decyzją wiążą się dla nas jako pracodawców poważne konsekwencje. Przecież w większości zatrudniamy pracowników na umowy o pracę na czas nieokreślony. Z tej perspektywy wypowiadanie kontraktów staje się właściwie niemożliwe, bo niezależnie od umów z NFZ nasi pracownicy mają w większości trzymiesięczne okresy wypowiedzenia. Jeżeli prezes NFZ zaproponuje warunki, które nie będą możliwe do wykonania, to my nie zgadzając się z nimi, stajemy przed faktem, że po 44 dniach już nie będziemy mieli kontraktu i przez następne 46 dni będziemy musieli sami finansować
wynagrodzenia naszych pracowników. To właściwie stawia nas pod ścianą i sprawia, że niezależnie od okoliczności i tak będziemy musieli się dostosować.
Jaki wpływ nowe zarządzenie będzie miało na pacjentów?
Konsekwencją będzie duża ostrożność, zmniejszenie bądź nawet wstrzymanie inwestycji i ograniczenie się do wykonywania rzeczy, które są niezbędne. Zapewne zrezygnujemy z zakupu nowoczesnych technologii i sprzętu do diagnostyki. No i oczywiście przychodnie będą tworzyły rezerwy na wypadek, gdyby okazało się, że nie jesteśmy w stanie sprostać warunkom nałożonym nam przez
NFZ. Przynajmniej w ciągu pierwszych miesięcy, dopóki nie będziemy wiedzieć, w jaki sposób kompetencja ta będzie wykorzystywana w działaniu funduszu.
Bo nie mamy pojęcia, czego się spodziewać. Skoro bowiem można było wprowadzić obowiązek badania każdego pacjenta covidowego powyżej 60. roku życia, który jest nie tylko w sprzeczności z wiedzą medyczną, ale również obok realiów funkcjonowania POZ (zwróćmy bowiem uwagę, że wyjazd do jednego takiego pacjenta to czas, w którym moglibyśmy przyjąć czterech w przychodni), to co będzie dalej? Naszym zdaniem kolejne pomysły ministerstwa nieefektywnie wykorzystują zasoby, które posiadamy. A decyzje były podejmowane w sposób polityczny, a nie merytoryczny. Uważamy, że wynikają one z małej znajomości realiów i funkcjonowania podstawowej opieki zdrowotnej. Tymczasem obecnie będą one mogły być wprowadzone po prostu zarządzeniem. To nie brak zaufania, to instynkt przetrwania.
Dużo mówi się również o potrzebie zwiększenia wysokości stawki kapitacyjnej. Jak wygląda kondycja finansowa POZ?
Obecnie bardzo mocno zaangażowaliśmy się w leczenie pacjentów covidowych, prowadzimy również akcję szczepień. Te świadczenia są wyceniane jednostkowo, obok kontraktów, które posiadamy jako bazę. Powoli szczepienia się kończą, po odwołaniu pandemii przez szefa resortu zdrowia. Jeżeli do tego liczba pacjentów covidowych się zmniejszy (choć mam wątpliwości, czy stanie się to tak szybko), to zostaniemy na samym kontrakcie, który nie był waloryzowany od 2020 r. A dochodzi inflacja, wzrost kosztów prowadzenia działalności czy
podwyżki dla personelu. Koszty poszły kilkanaście procent w górę, kontrakt pozostaje taki sam. Dopóki COVID-19 jest, to my mamy również jako takie finansowanie. Jeśli się skończy – może być różnie.
Z drugiej strony pojawił się projekt przepisów, które mają umożliwiać podpisywanie z przychodniami POZ umów również w zakresie budżetu powierzonego (obecnie w ten sposób finansowana wyłącznie profilaktyka w ramach opieki koordynowanej, bowiem ustawa nie przewiduje możliwości zawarcia takich umów z POZ).
Uważam, że opieka koordynowana to przyszłość. Zresztą my jako POZ jesteśmy jak najbardziej za, bo takie podejście po prostu nas rozwija i pozwala wykorzystać kompetencje, z których do tej pory nie do końca mogliśmy skorzystać ze względu na ograniczenia wynikające z kontraktów. Rozwinięcie możliwości kontaktu ze specjalistami i znalezienie środków na ich finansowanie, rozszerzenie diagnostyki o narzędzia, którymi do tej pory nie dysponowaliśmy (np. echo serca, którego brak, m.in. nie pozwalał nam na prawidłowe monitorowanie chorób sercowo-naczyniowych w POZ) – to są naprawdę dobre rozwiązania. Problem, który widzę, polega na sposobie, w jaki ten mechanizm jest wprowadzany – niepotrzebne przedłużanie i dzielenie na etapy nie jest już takie dobre. Nie mamy również wątpliwości, że NFZ może chcieć zaoszczędzić na budżecie powierzonym. Już to widać po zarządzeniu, które weszło w życie 1 października ub.r. 49 gr na profilaktykę pacjenta powyżej 24. roku życia – w praktyce, która ma 2,5 tys. pacjentów, to kwota 800 zł na miesiąc. Jakiego specjalistę my jesteśmy w stanie za to zatrudnić? Dopuścić do wrażliwych danych, obciążyć odpowiedzialnością itd. To przecież musi być osoba, która się na tym zna, ma odpowiedni kontakt z pacjentami itd. Jeśli dalej wprowadzenie budżetu powierzonego ma tak wyglądać, to ręce opadają.
A co pan sądzi o zaprezentowanym niedawno pomyśle resortu zdrowia na reformę nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej?
Na pewno jest to jakiś krok w kierunku zwiększenia dostępności do świadczeń medycznych dla osób, których stan pogorszył się po godzinie 18. Nie wiem tylko, jak w praktyce będzie to wyglądać. Znam podobne rozwiązanie, bo byłem jego częścią w Wielkiej Brytanii. Problem w tym, że był on efektywny tylko na początku. Potem pacjenci unikali chodzenia do POZ na rzecz właśnie nocnej opieki – choćby ze względu na szybszą diagnostykę. Obawiam się, że u nas będzie podobnie i – nocna i świąteczna będzie doświadczać tego, czego obecnie doświadczają szpitalne oddziały ratunkowe – pacjenci zgłaszają się tam mimo kolejek, wiedząc, że zostaną przebadani od ręki.©℗
Jacek Krajewski, prezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie, lekarz rodzinny, kierownik Praktyki Lekarza Rodzinnego w Udaninie na Dolnym Śląsku