Pandemia uwypukliła problemy z dostępem do tłumaczy języka migowego w placówkach ochrony zdrowia. Głusi próbują sobie radzić sami, ale podkreślają, że konieczne jest skuteczne wdrożenie obowiązujących przepisów.
Pandemia uwypukliła problemy z dostępem do tłumaczy języka migowego w placówkach ochrony zdrowia. Głusi próbują sobie radzić sami, ale podkreślają, że konieczne jest skuteczne wdrożenie obowiązujących przepisów.
Wszechobecne maski, uniemożliwiające czytanie z ruchu warg, przejście na teleporady przez większość placówek podstawowej opieki zdrowotnej – to powoduje, że osoby głuche mają – jeszcze bardziej niż wcześniej – ograniczony dostęp do świadczeń medycznych (o problemach z dostępem głuchych do teleporady pisaliśmy w tekście „Teleporada jeszcze długo niedostępna dla głuchych”, DGP nr 33/2021).
– Osoby głuche są dyskryminowane i traktowane jak obywatele drugiej kategorii, gdyż placówki lecznicze finansowane ze środków publicznych nie są dostosowane do ich potrzeb – podkreślają Stanisław Porowski i Daniel Kowalski z zarządu Stowarzyszenia Polski Instytut Praw Głuchych (SPIPG).
Jak zatem w praktyce obecnie wygląda „obsługa” głuchego pacjenta? Próby komunikacji przez pisanie na kartce, pomijanie wywiadu i opieranie się wyłącznie na badaniu fizykalnym – to przykłady, które podaje SPIPG. Korzystania z opieki medycznej nie ułatwia wprowadzenie zapisów na wizyty wyłącznie telefonicznie czy system kolejkowy w przychodniach, który polega na wywoływaniu po nazwiskach, przez co głusi (ze względu na to, że nie słyszą komunikatu) są przyjmowani na końcu.
Nasi rozmówcy podkreślają, że w dalszym ciągu pokutuje przekonanie, iż osobom głuchym po prostu wystarczy napisać dany komunikat w języku polskim na kartce. Tymczasem – jak wskazuje Krzysztof Kotyniewicz, prezes Polskiego Związku Głuchych, jest to podwójnie błędne założenie. – Po pierwsze, język polski to dla części osób głuchych (zwłaszcza tych od urodzenia) zupełnie obcy język, więc nie każda z nich się nim posługuje. Po drugie, co zdaje się umykać większości osób, komunikat napisany w języku polskim przez osobę głuchą może okazać się dla lekarza zupełnie niezrozumiały – wylicza.
Tłumacz wyłącznie na papierze
Problem polega na braku dostępu do tłumaczy języka migowego, choć w teorii, na podstawie zarówno ustawy z 19 sierpnia 2011 r. o języku migowym i innych środkach komunikowania się (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1824), jak i ustawy z 19 lipca 2019 r. o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami (Dz.U. z 2019 r. poz. 1696) każda placówka lecznicza – zwłaszcza ta publiczna – powinna go zapewniać – albo bezpośrednio, albo online. W praktyce bywa z tym różnie.
Pandemia pokazała, jak poważny to problem. Zwłaszcza na oddziałach covidowych. – W takich miejscach problemy z komunikacją są ogromne, bo maski i kombinezony tego nie ułatwiają – podkreśla Piotr Kowalski, zastępca dyrektora MOPS w Łodzi. Wskazuje, że jeśli głuchemu pacjentowi się poszczęści i trafi do szpitala, w którym jest obecny tłumacz lub korzysta się z usług tłumacza online, to ma szanse na porozumienie z personelem. – Natomiast jeśli jest to szpital, który takich usług nie zapewnia w ogóle bądź korzystał z dochodzącego tłumacza (nie wyobrażam sobie obecnie takich osób, które będą przychodzić na oddział covidowy), to jest duży problem – ocenia. Co prawda, jak podkreśla ekspert, liczba szpitali, które zapewniają tłumacza języka migowego, stopniowo rośnie, jednak wciąż nie jest to powszechne.
Pomagają organizacje i samorządy
Jak zatem radzą sobie głusi? Tam, gdzie mogą, korzystają z pomocy swoich bliskich lub sami opłacają tłumacza. Choć – jak wynika z doświadczeń organizacji zrzeszających osoby niepełnosprawne – lekarze czasem mają wątpliwości, czy ze względu na tajemnicę lekarską powinni odbywać wizytę przy udziale obcej osoby.
Systemowe luki próbują też łatać organizacje społeczne. Zaczęło się od tzw. infolinii covidowej, utworzonej przez Polski Związek Głuchych i Fundację Opatrzność przy wsparciu PFRON. – Od ponad półtora roku prowadzimy wideoinfolinię, dostępną od poniedziałku do piątku w godz. 7–23, a w weekendy i święta 8–20. Dyżurują na niej profesjonalni tłumacze polskiego języka migowego. Udziela ona osobom głuchym rzetelnych informacji na temat koronawirusa i obecnej sytuacji epidemiologicznej w kraju. Umożliwia zgłoszenie podejrzenia zakażenia, pozwala umówić się do lekarza pierwszego kontaktu oraz do specjalisty w celu uzyskania teleporady, recepty, skierowania, zwolnienia lekarskiego itp. Jest również wsparciem dla służb ratunkowych czy służb medycznych, w przypadku podejrzenia zakażenia u głuchego pacjenta – wyjaśnia Krzysztof Kotyniewicz.
Podkreśla, że zainteresowanie jest duże – od maja do grudnia 2020 r. tłumacze odebrali ponad 4,5 tys. połączeń i wykonali 13 tys. zleceń, a od stycznia do czerwca 2021 r. – ponad 5,5 tys. połączeń i ponad 20 tys. zleceń. Tylko w styczniu 2022 r. było 1122 zgłoszeń. – To pokazuje skalę naszego przedsięwzięcia – podkreśla prezes PZG. Jak jednak wskazuje, ze względu na ogólnokrajowy zasięg infolinii problemem staje się zbyt mała liczba dyżurujących tłumaczy – obecnie obsługą połączeń zajmują się dwie, góra trzy osoby. – Z tego względu musieliśmy uruchomić system oczekiwania na połączenie, co powoduje wydłużenie czasu otrzymania pomocy – dodaje.
Do tego dochodzą inicjatywy lokalne, choć ich również jest za mało. Jak informuje Piotr Kowalski, w 2021 r. w Łodzi udało się zdobyć pieniądze na usługi tłumaczenia na język migowy teleporad w miejskich przychodniach. – Jak widać, są miejsca, gdzie problemy z komunikacją z głuchymi zostały rozwiązane, choć niestety są to pojedyncze punkty na mapie – kwituje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama