Najgroźniejsza z epidemicznych fal przed nami: czarny scenariusz mówi o 2,3 tys. zgonów dziennie na początku marca i aż 80 tys. osób wymagających hospitalizacji. To skala, jakiej polska służba zdrowia nie będzie w stanie udźwignąć. Nawet wariant optymistyczny nie pociesza, bo zakłada pół tysiąca zgonów dziennie i 30 tys. hospitalizacji, czyli powtórkę z obecnej fali. To prognozy polskich twórców modeli epidemii, które zna rząd. Faktyczny przebieg nadciągającego tsunami zależy od tego, jak szybko będzie się rozprzestrzeniał Omikron i na ile będzie zjadliwy.

​​​​​​​

Resort zdrowia ostrożnie podchodzi do tych scenariuszy. Wskaźnikiem dla Polski będzie sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie fala omikronowa właśnie się rozpędza.

Jak się dowiedział DGP, rząd dysponuje scenariuszami rozwoju pandemii, według których może dojść do zablokowania systemu ochrony zdrowia. – To tylko modele. Nie wiemy, jak się rozwiną ani jak będzie groźny Omikron – podkreśla jeden z pracowników resortu zdrowia. Swoje scenariusze dotyczące pandemii przedstawiali naukowcy m.in. z ICM UW oraz grupy MOCOS z Politechniki Wrocławskiej.

To, jaki scenariusz się spełni, zależy od przyjętych założeń. Najgorsza wersja zakłada, że Omikron to „Delta na sterydach”: tak samo groźny (takie założenia przyjęli brytyjscy naukowcy, przygotowując tamtejsze prognozy), ale znacznie łatwiej przeskakujący z człowieka na człowieka (mniej więcej trzy razy) oraz unikający naszych mechanizmów obronnych (nasza odporność jest około pięć razy mniejsza niż w przypadku Delty). Najbardziej optymistyczna prognoza zakłada, że wskaźniki te są niższe, czyli Omikron przenosi się półtora raza skuteczniej, a spadek naszej odporności nie jest aż tak drastyczny (jesteśmy dwa razy bardziej podatni zamiast pięciu).

Do tego dochodzą kolejne parametry, jakie naukowcy uwzględniają w swoich modelach, a więc współczynnik wyszczepienia, polityka obostrzeniowa, czas i termin przerw w nauce, a nawet spadek transmisyjności, kiedy zrobi się cieplej. Jednak nawet po uwzględnieniu wszystkich założeń naukowcy nie mają wątpliwości: po Nowym Roku czeka nas piąta fala zakażeń, tym razem spowodowana przez wariant Omikron.

Drżenie o szpitale

Zdaniem naszych rozmówców liczba dziennie wykrywanych przypadków może podczas niej sięgnąć nawet kilkadziesiąt tysięcy. W rzeczywistości będzie ich jednak parę razy więcej, co miało miejsce także podczas poprzednich fali (wówczas realną liczbę zakażeń szacowano na mniej więcej pięć razy więcej w stosunku do podawanej) i jest związane z ograniczeniami w testowaniu. Kluczowym parametrem dla rządzących będzie więc sytuacja w szpitalach. Jeżeli nawet okaże się, że Omikron jest o połowę mniej groźny niż Delta, to i tak liczby pacjentów wymagających opieki szpitalnej pozostaną bardzo wysokie.

Mowa o osobach wymagających opieki szpitalnej, a nie zajętych łóżkach, ponieważ w Polsce po prostu… system takiej liczby nie udźwignie, więc oficjalne statystyki będą niższe. Jest jednak jasne, że piąta fala niesie ze sobą ryzyko zawału w służbie zdrowia. Jego skalę na chwilę obecną bardzo trudno jest jednak przewidzieć. – Iskierką nadziei jest to, że paradoksalnie w Polsce – w przeciwieństwie do Francji i Hiszpanii – mieliśmy do czynienia z wyjątkowo silną, czwartą falą. To zapewnia nam dodatkowego kopniaka dla odporności, którego nie mają obywatele tych krajów, ale nie wiemy, jak silny on jest – mówi jeden z naszych rozmówców.

Z punktu widzenia sytuacji w szpitalach ważna jest również skłonność nowego wariantu do wywoływania cięższych postaci COVID-19, czyli tzw. patogenność. Z dotychczasowych informacji wynika, że jest niższa niż w przypadku Delty – ale to tylko pozornie dobra informacja. – Jeżeli przyjmiemy, że Omikron dwa razy rzadziej „kładzie” do szpitala, to wystarczy dwa razy większa liczba przypadków w tym samym czasie, żebyśmy znaleźli się w takiej samej sytuacji ryzyka zajęcia łóżek szpitalnych jak teraz przy Delcie – mówił niedawno w wywiadzie dla DGP prof. Rafał Gierczyński, zastępca dyrektora ds. bezpieczeństwa epidemiologicznego i środowiskowego w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego – Państwowym Zakładzie Higieny.

Kolejny nasz rozmówca wskazuje, żeby z uwagą przyglądać się Wielkiej Brytanii – krajowi, gdzie podobnie jak w Polsce w drugiej połowie roku zrezygnowano z obostrzeń i nie przywrócono ich w dużej skali nawet po pojawieniu się kolejnej fali zakażeń. Brytyjczycy mierzą się z nią nieprzerwanie od końca lipca, a ostatnio wykrywają nawet ponad 100 tys. przypadków dziennie. Pomimo to sytuacja w szpitalach pozostaje stabilna – liczba pacjentów chorych na COVID-19 utrzymuje się od sierpnia na poziomie 7–9 tys., podczas gdy w szczycie styczniowej fali było to nawet 40 tys. Poniżej 200 dziennie utrzymuje się również liczba zgonów (w styczniu było to nawet 1,2 tys.). Brytyjska analogia ma jednak swoje granice. Powód? Poziom wyszczepień. Po drugiej stronie kanału La Manche przynajmniej po jednej dawce jest 76 proc. ludności, podczas gdy w Polsce wskaźnik ten wynosi 57 proc. Z epidemiologicznego punktu widzenia to kolosalna różnica.

Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przyznał w piątek na antenie TVP1, że nie unikniemy kolejnej fali koronawirusa. „Fala, która będzie wywołana przez nowy wariant koronawirusa, wariant Omikron, który w tej chwili jest już praktycznie w całej Europie Zachodniej powoduje bardzo dużą liczbę nowych przypadków zachorowań” – mówił.

MZ podawał w mediach, że od momentu pojawienia się wirusa w populacji upływa mniej więcej od dwóch do czterech miesięcy, zanim stanie się on wariantem dominującym, co było prawdą w przypadku poprzednich wariantów koronawirusa. Co oznacza, że możemy spodziewać się, że na przełomie stycznia i lutego może zwiększyć się liczba zakażonych Omikronem.

Rząd czujny, ale ostrożny

MZ wskazuje, że prognozy bardzo się od siebie różnią i że są nadal przygotowywane na niepełnych danych. – Pilnie obserwujemy to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii i na podstawie tego będziemy podejmować decyzje – mówią osoby z MZ. Sztab kryzysowy zbiera się trzy razy w tygodniu i tam zapadają decyzje. – Na pewno nie będzie luzowania obostrzeń – mówią nasi rozmówcy z resortu.

Eksperci nie mają wątpliwości: nie obejdzie się bez obostrzeń. Jeden z nich uważa, że już w styczniu profilaktycznie powinny zostać zamknięte szkoły i uniwersytety, co ograniczy przenoszenie Omikrona w najbardziej mobilnych grupach społecznych. – Najbardziej ryzykowna strategia w obliczu nowego wariantu to nic nie robić – mówi. Po czym dodaje, że jego zdaniem władze nie powinny nastawiać się na najbardziej optymistyczny wariant, ale być gotowe do mobilizacji dużych zasobów na wypadek, gdyby sprawdziły się gorsze. Czy tak będzie? Na to oficjalnej odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Decydenci są bardzo wstrzemięźliwi w podejmowaniu decyzji dotyczących ograniczeń. Urzędnicy także przestrzegają, żeby nie straszyć społeczeństwa.

Jednak nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński przyznaje, że zdaje sobie sprawę, że czeka nas duży problem. – Jeżeli diagnozy lekarzy, którzy mówią, że Omikron jest dużo bardziej zaraźliwy, są trafne, to epidemia przybierze taki rozmiar, że na uszach trzeba będzie stanąć, by jej zapobiec. Jeśli to, co mówi prof. Horban będzie prawdą, oznaczałoby, że przed nami scenariusz, w którym zawali się służba zdrowia, w ślad za nią gospodarka i otwarte będą pytania, czy wytrzyma państwo. W takiej sytuacji będę gotowy na wszystko – mówił Kaczyński w wywiadzie dla Interia.pl.