W styczniu trafią do Polski co najmniej dwa nowe leki przeciwcovidowe. Trwają negocjacje z producentami

Pierwszy z nich to molnupirawir, drugi to kombinacja dwóch substancji zwanych kasiriwimab oraz imdewimab. Pod tymi enigmatycznymi nazwami kryją się leki, których zadaniem jest zwalczanie SARS-CoV-2, kiedy już przedostanie się do naszego ciała. Ten pierwszy ma postać tabletek. Drugi trzeba podawać dożylnie albo w formie zastrzyku.
– Najwięcej nadziei budzi molnupirawir w postaci pigułek podawanych na możliwie wczesnym etapie choroby. Mamy zakontraktowane powyżej 300 tys. dawek tego leku. Czynimy starania, by jeszcze w grudniu go otrzymać – mówił kilka dni temu w wywiadzie dla Pulsu Medycyny minister zdrowia Adam Niedzielski. Jak wynika z informacji DGP, rząd prowadzi rozmowy z producentami obu preparatów (w przypadku pierwszego to koncern MSD, drugiego – Roche). Teoretycznie jest szansa na dostawy jeszcze w grudniu, ale wszystko wskazuje na to, że fizycznie dostępny dla pacjentów będzie raczej na początku przyszłego roku.
Dotychczas głównym orężem do walki z wirusem był remdesiwir – lek hamujący namnażanie wirusa SARS-CoV-2, podawany pacjentom w postaci wlewu dożylnego, a więc wyłącznie dla pacjentów w szpitalach. Jego podstawowa wada to fakt, że jest skuteczny wyłącznie podczas niewielkiego okienka czasowego po wystąpieniu symptomów. Lekarze na całym świecie czekali więc na nowe opcje terapeutyczne. Wspomniane leki to właśnie one. Kasiriwimab/imdewimab otrzymał dopuszczenie Europejskiej Agencji Leków (EMA) 11 listopada; urząd wkrótce ma także wydać decyzję odnośnie do molnupirawiru. Na razie EMA wobec ostatniego leku wydała wytyczne dotyczące stosowania w trybie awaryjnym, ale sam proces oceny preparatu wciąż trwa.
Leki, mimo że nie są jeszcze dostępne, już się znalazły w zaleceniu diagnostyki i terapii zakażeń SARS-CoV-2 Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, wydanej 12 listopada. Oba mają wpisane dwa zastosowania – we wczesnej fazie leczenia, skąpoobjawowej, niewymagającej pobytu w szpitalu, ale też dla pacjentów już znajdujących się w szpitalu.
Dostęp do leków jest nie tylko uzależniony od rozmów z producentami, ale także od logistyki w Polsce. W przypadku molnupirawiru, który jest w tabletkach i ma być podawany na początku choroby (przez 5 dni, dwa razy dziennie), najłatwiej byłoby go rozprowadzać przez apteki (proces monitorowaliby lekarze rodzinni). To by jednak oznaczało uwolnienie rynku i bardzo szeroki dostęp. Resort zdrowia nie podjął jeszcze decyzji. Rozważany był pomysł, żeby podawać go na zasadzie programu lekowego, czyli po lek trzeba by się zgłosić do szpitala. Przeciw temu protestują lekarze szpitalni. Są jednak już pierwsze rekomendacje, żeby był tylko dla osób, u których występuje większe ryzyko hospitalizacji, czyli np. z powodu wieku powyżej 60 lat, otyłości, cukrzycy, choroby nowotworowej, przewlekłej niewydolności krążenia, przewlekłej niewydolności oddechowej, przewlekłej niewydolności nerek, niedoborów odporności, immunosupresji.
Lekarze są jednak sceptyczni wobec skuteczności leków w Polsce. Powód? Trzeba je podać w bardzo konkretnym momencie choroby. Np. molnupirawir powinien być przyjmowany pięć dni po wystąpieniu objawów, czyli często przed przyjęciem do szpitala (jego celem ma być obniżenie ryzyka hospitalizacji). To jednak, jak podkreśla prof. Robert Flisiak, szef Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, wymaga, by Polacy zgłaszali się na testy oraz do lekarza. A tego nie robią, nawet jeżeli mają zaawansowane objawy. – Przez ostatni tydzień nie podałem ani jednej osobie leków przeciwwirusowych. I to nie dlatego, że nie były dostępne, tylko dlatego, że żaden pacjent nie kwalifikował się to tego, byli w zbyt słabym stanie – mówi prof. Flisiak. Jego zdaniem jest gorzej, niż było. Potwierdzają to inni rozmówcy. – Mamy sygnały od ratowników, że przyjeżdżają do chorych w coraz gorszym stanie – dodaje rozmówca z resortu zdrowia. Zdaniem prof. Flisiaka główny powód jest taki, że nie chcą poddawać się izolacji, wolą do końca nie sprawdzać, czy mają COVID-19. Dlatego eksperci przestrzegają, że leki nie zastąpią szczepienia, które pozostaje głównym i najskuteczniejszym sposobem walki z wirusem. ©℗