Okazuje się, że tak jak na drodze czy w małżeństwie, tak samo w gabinetach lekarskich z każdego może wyjść cham.
Dotyczy to zarówno medyków, jak i pacjentów. Wydawałoby się, że jedni bez drugich nie mogą funkcjonować. Bo mimo najlepszej wyszukiwarki w internecie chory sam się nie wyleczy i nie przepisze sobie leków. Tak samo lekarz. Jeżeli pacjenci zaczną omijać go szerokim łukiem, co najwyżej zyska miano konowała, a nie specjalisty wartego polecenia. To dlaczego mają do siebie tak dużo pretensji i zarzutów? Czy za chwilę dojdziemy do absurdu i obok czarnych list lekarzy w sieci pojawią się strony z nazwiskami pacjentów, których specjaliści nie chcą „obsługiwać”? W takiej sytuacji najgorsze jest generalizowanie i wskazywanie winnego.
Lekarze faktycznie często nie wiedzą, jak porozumiewać się z pacjentem, jak w sposób zrozumiały przekazać informacje dotyczące jego stanu zdrowia. W końcu wśród nich zdarzają się tacy, którzy tego zawodu w ogóle nie powinni wykonywać. Częściowo winę za to ponosi taki, a nie inny system ich kształcenia. Pacjenci stają się zaś coraz bardziej roszczeniowi. Skoro płacą składkę zdrowotną, to wychodzą z założenia, że wszystko im się należy. Świadomi jednak swoich praw zapominają, że mają również obowiązki. Sytuacja jakby patowa. Więc zakończę dowcipem. Przychodzi kobieta do lekarza i mówi: Zostało mi 30 sekund życia. Na co medyk odpowiada: Proszę poczekać minutkę. Każdy coś mówi, ale nikt nie słucha.