Chociaż globalnie choroba jest w odwrocie, to na świętowanie zwycięstwa jest jeszcze za wcześnie.
Chociaż globalnie choroba jest w odwrocie, to na świętowanie zwycięstwa jest jeszcze za wcześnie.
Najlepszym przykładem na to, że walka z SARS-CoV-2 wciąż trwa, jest Wielka Brytania. W ostatnim tygodniu odnotowano tam znaczący wzrost liczby zakażeń wirusem. Tylko w poniedziałek władze doniosły o wykryciu infekcji u 22 tys. osób – to poziom, jaki nad Tamizą rejestrowano podczas drugiej fali w październiku i listopadzie (trzecia, styczniowa, była silniejsza). W efekcie kraj znów znalazł się na pierwszym miejscu w Europie pod względem odnotowywanych przypadków.
Wzrost liczby zakażeń odnotowuje się w Wielkiej Brytanii pomimo trwającej od ponad pół roku akcji szczepień (pierwszą dawkę podano tam 8 grudnia). Infekcje wykrywa się jednak głównie u ludzi młodych, którzy nie zdążyli się zaszczepić albo nie dostali jeszcze drugiej dawki. Z danych Public Health England wynika, że w grupie wiekowej 20–29 lat liczba przypadków w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców wynosi 267,9, podczas gdy dla osób w wieku 80 lat i starszych już tylko 11,8.
Brytyjczycy bardzo rygorystycznie podchodzili do harmonogramu szczepień, który stopniowo otwierał dostęp dla kolejnych grup wiekowych (po drodze nie było żadnych „błędów”, które pozwalały zapisać się kilkunastu rocznikom naraz, jak w Polsce). W efekcie w Anglii zapisy dla grupy wiekowej 25–29 lat otwarto dopiero 7 czerwca. Nagłe rozprzestrzenienie się wariantu Delta zmusiło rząd do przyspieszenia: już 18 czerwca dostęp do szczepień otwarto dla wszystkich powyżej 18. roku życia (chociaż nie w Szkocji), a dodatkowo skrócono odstęp między dawkami z 12 do 8 tygodni.
Wszystko po to, żeby do 19 lipca podać przynajmniej pierwszą dawkę wszystkim dorosłym nad Tamizą. Tego dnia ma nastąpić zniesienie pozostałych obostrzeń, co przez Deltę przesunęło się o miesiąc (pierwotnie „dniem wolności”, jak go nazwał premier Boris Johnson, miał być 21 czerwca). Dobra wiadomość jest natomiast taka, że dzięki szczepieniom wzrost liczby zakażeń nie posunął za sobą przyrostu w hospitalizacjach. – Ta zależność naprawdę osłabła, chociaż jeszcze nie udało się jej całkiem wyeliminować – przekonywał parę dni temu Peter Horby, jeden z doradców brytyjskiego rządu, w telewizji BBC.
Choć globalnie liczba zakażeń koronawirusem jest mniej więcej o dwie trzecie niższa niż w szczycie wiosennej fali, to w wielu miejscach pandemia przybrała najgorszą od półtora roku postać. Przykładem jest Kolumbia, która niedawno dołączyła do dziesiątki krajów, gdzie liczba zgonów na COVID-19 przekroczyła 100 tys. W 50-milionowym kraju jeszcze tak źle nie było: dziennie wykrywa się ok. 30 tys. zakażeń. Szpitale w największych miastach, jak Bogota czy Medellin, nie mają już miejsc na oddziałach intensywnej terapii.
– Moglibyśmy tutaj mieć nawet tysiąc łóżek, ale to by nic nie pomogło, bo wskaźniki zakaźności są po prostu zbyt wysokie – skarżył się dziennikowi „The Guardian” Jhon Parra, lekarz pracujący w jednym z kolumbijskich szpitali, który na początku pandemii miał 32 łóżka na oddziale intensywnej opieki medycznej, a teraz ma 106 (każde zajęte).
Sytuacja niebawem może być jeszcze gorsza, ponieważ w kraju powoli luzowane są obostrzenia. Rząd doszedł bowiem do wniosku, że nie może sobie pozwolić na więcej lockdownów, które nie powstrzymały wirusa, a przyczyniły się w ub.r. do spadku PKB o 7 proc. Ale prezydent Ivan Duque chce również uspokoić nieco nastroje społeczne (w kraju trwały do niedawna wielotygodniowe demonstracje przeciw obecnej administracji). Liczy i na to, że rozkręci się akcja szczepień – już prawie co piąty mieszkaniec kraju jest po jednej dawce.
Fatalnie wygląda również sytuacja w Indonezji. Liczba wykrytych przypadków przekroczyła 2 mln. To mniej niż w Polsce, ale biorąc pod uwagę, że w 220-milionowym kraju dziennie wykrywa się 20 tys. infekcji (czyli mniej niż obecnie w Wielkiej Brytanii), prawdziwy obraz musi być znacznie gorszy. Wskazuje na to chociażby sytuacja w służbie zdrowia: w stolicy i okolicach wskaźnik zajętych łóżek przekracza często 100 proc. Już w ubiegłym tygodniu Sudirman Said, szef indonezyjskiego Czerwonego Krzyża, przestrzegał, że system opieki zdrowotnej jest „na krawędzi katastrofy”. – Szpitale są pełne, bardzo często brakuje tlenu – mówił.
Prezydent Joko Widodo chce zdławić pandemię za pomocą szczepień i przedstawił ostatnio bardzo optymistyczny plan, który zakłada gwałtowne przyspieszenie akcji szczepień: już w lipcu miałoby być podawanych nawet milion dawek dziennie, a w sierpniu – nawet dwa miliony. Na razie po jednej dawce jest mniej niż 5 proc. ludności kraju. Widodo wezwał również lokalne władze do nakładania kar na osoby, które odmówią szczepienia – w Dżakarcie należy liczyć się z mandatem w wysokości nawet 345 dol.
Widać światło, ale wciąż jesteśmy w tunelu
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama