Naukowcy obawiają się, że zmutowany koronawirus może po wakacjach wywołać tragiczną w skutkach falę.
Naukowcy obawiają się, że zmutowany koronawirus może po wakacjach wywołać tragiczną w skutkach falę.
Specjaliści znają deltę już od kilku miesięcy, ale dopiero teraz rozprzestrzeniła się na tyle, żeby wzbudzić poważne obawy. Oznaczony czwartą literą w greckim alfabecie wariant SARS-CoV-2 zaczął bowiem dawać się we znaki w różnych zakątkach globu, a nie tylko w kraju, gdzie wykryto go po raz pierwszy, czyli w Indiach, stąd wzięła się jego wcześniejsza nazwa: „indyjski”. Wykrywa się go już u prawie wszystkich nowo zainfekowanych osób w Wielkiej Brytanii; podobny odsetek odnotowuje się w Moskwie. W stolicy Portugalii – Lizbonie – odpowiada za mniej więcej połowę infekcji, a w USA – za jedną piątą. Delta przyczyniła się również do decyzji o wprowadzeniu lockdownów w Australii.
Eksperci biją na alarm. Andrea Ammon, szefowa Europejskiego Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób (ECDC), przestrzegała w piątek, że wariant delta już w sierpniu może odpowiadać za 90 proc. nowych infekcji w Unii Europejskiej. – Jest wielce prawdopodobne, że wirus będzie krążył wśród populacji latem, szczególnie wśród osób młodych, dla których jeszcze nie dopuszczono szczepionek. To rodzi ryzyko dla tych, którym COVID-19 grozi ciężkim przebiegiem i śmiercią, o ile jeszcze się nie zaszczepili – mówiła ekspertka.
– Dopóki będzie trwać pandemia, będziemy słyszeli o nowych wariantach, ale możemy ograniczyć ten proces, jeśli powstrzymamy liczbę zakażeń. To naprawdę jest tak proste: więcej zakażonych, więcej wariantów. Mniej zakażonych, mniej wariantów – powiedział w piątek Tedros Adhanom Ghebreyesus, dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia WHO.
Najprostszą metodą na powstrzymanie wirusa przed skakaniem z człowieka na człowieka są oczywiście szczepionki. Jak wynika z badania opublikowanego przez Public Health England (agencję nadzorującą służbę zdrowia w Anglii) pod koniec maja, przyjęcie dwóch dawek szczepionki AstraZeneka redukuje ryzyko wystąpienia symptomów COVID-19 o 60 proc., a w przypadku preparatu firm BioNTech i Pfizer – o 88 proc. (w przypadku wariantu Alfa, do niedawna zwanego brytyjskim, a który jest wypierany przez Deltę, jest to kolejno 66 i 93 proc.). Ale kiedy ostatnio w Izraelu wybuchło ognisko zakażeń Deltą, połowę zainfekowanych stanowiły osoby po dwóch dawkach tego ostatniego preparatu.
Skoro generalnie szczepionki zapewniają ochronę przed Deltą, to państwa, w których akcja szczepień jest już na zaawansowanym etapie, raczej nie mają się czego obawiać. Większym problemem są kraje, gdzie profilaktyka raczkuje. – To jest moje największe zmartwienie: co się stanie, kiedy Delta pojawi się w Afryce. To może skończyć się wybuchami potężnych ognisk – wypowiadała się niedawno na łamach magazynu „Science” Soumya Swaminathan, główny doradca ds. naukowych WHO.
Przedsmak ciągu dalszego pandemii na Czarnym Lądzie daje sytuacja w Republice Południowej Afryki. Tamtejsza p.o. minister zdrowia Mmamoloko Kubayi-Ngubane poinformowała w sobotę, że trzecia (obecna) fala zakażeń będzie gorsza od poprzedniej. Powód? Wariant Delta, który bardzo skutecznie wypiera dominujący dotychczas w kraju wariant Beta (zwany wcześniej południowoafrykańskim). Pomaga mu wolno rozkręcająca się akcja szczepień – w kraju zamieszkałym przez 60 mln ludzi po pierwszej dawce jest dopiero 2,7 mln.
Swaminathan w „Science” nakreśliła czarny scenariusz. – Zabraknie tlenu. Zabraknie łóżek w szpitalach. Zresztą problem będą mieli nawet ci, dla których łóżka się znajdą, bo przecież prognozy dla osób hospitalizowanych w Afryce są gorsze niż dla pacjentów w innych częściach świata. W efekcie może to doprowadzić do większej śmiertelności, nawet wśród młodych – stwierdziła ekspertka WHO.
Sekretem delty wydaje się fakt, że znalazł sposób na to, jak efektywniej zakażać ludzi. Mutacje zmieniają budowę białek wirusa. Wpływa to na efektywność zachodzenia różnych reakcji chemicznych niezbędnych z punktu widzenia cyklu życiowego mikroba. Dla przykładu: jedna z mutacji, w które wyposażona jest Delta, pozwala jej łatwiej wnikać do komórek. Inna prawdopodobnie wpływa na skuteczność, z jaką do wirusa przyczepiają się przeciwciała.
– Jeśli Alfa była bardziej zakaźna od oryginalnego wirusa mniej więcej o 50 proc., a Delta jest 50 proc. bardziej zakaźna niż Alfa, to mówimy o wirusie, który jest ponaddwukrotnie bardziej zakaźny od oryginalnego wariantu – podsumował dla „Science” Aris Katzourakis, wirusolog ewolucyjny z Oksfordu.
Co gorsza – Delta wciąż mutuje. Naukowcy z Indii już zidentyfikowali „ulepszoną” wersję, którą nazwali Delta plus.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama