Nie mamy się czego wstydzić, ale musimy propagować wiedzę na temat przeszczepów – to wnioski z debaty „Stan polskiej transplantologii w drugim roku pandemii” zorganizowanej przez DGP. Przedstawiciele środowisk medycznych rozmawiali o wpływie pandemii na sytuację w tej dziedzinie oraz zastanawiali się jakie zmiany systemowe są konieczne, aby odciążyć personel medyczny i usprawnić procedurę kwalifikowania dawców i biorców
Koronawirus mocno wyhamował transplantacje w Polsce. Szpitale nie zgłaszały dawców, personel skupiał się na zwalczaniu wirusa, a pacjenci żyli w strachu przed zakażeniem i przed tym, że przeszczepu mogą po prostu nie doczekać.
– Już trzy lata temu zaobserwowaliśmy malejącą liczbę dawców. Niestety, w czasie pandemii ten spadek tylko się pogłębiał. Mimo to - w odróżnieniu od krajów takich jak Włochy czy Hiszpania, w których na pewien czas całkowicie wstrzymano działalność transplantacyjną - na szczęścieudało nam się utrzymać aktywność donacyjną – zauważył dr Artur Kamiński, dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do Spraw Transplantacji „Poltransplant”, choć podkreślił też, że wystąpiły spore ograniczenia w działalności transplantacyjnej szpitali. – Pacjenci transplantacyjni w obawie przed zakażeniem bali się przychodzić do szpitali. Dodatkowo większość szpitali mocno włączyła się w leczenie pacjentów z COVID-19.
Tak było chociażby w Krakowie. Szpital uniwersytecki przy ul. Kopernika 36, w którym lekarze niemal codziennie przeszczepiali nerki został zamieniony w szpital covidowy i przez długi czas nie mógł prowadzić donacyjno-transplantacyjnej działalności. Przeszczepienia wznowiono dopiero gdy spadła liczba zakażeń koronawirusem.
Nie jest tak źle
– Nie ma żadnego sektora ochrony zdrowia, który wyszedłby z pandemii zwycięsko – stwierdził Sławomir Gadomski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia. Przekonywał jednak, że polska transplantologia znacząco nie ucierpiała podczas odpierania kolejnych fal zakażeń koronawirusem.
– Na tle europejskim nie mamy się czego wstydzić. Wiedząc jak ekstremalnie trudna była sytuacja na przeciążonych oddziałach intensywnej terapii, mieliśmy o wiele czarniejsze scenariusze. Tymczasem mamy szpitale donacyjne, które mimo pandemii zwiększyły liczbę zgłoszonych dawców oraz pobranych do przeszczepienia narządów. Tak było w Uniwersyteckich Centrach Klinicznych w Gdańsku i w Katowicach, w Szpitalu Klinicznym w Poznaniu oraz w Wojewódzkich Szpitalach w Olsztynie i w Sosnowcu. Śląskie Centrum Chorób Serca w ubiegłym roku przeszczepiło najwięcej serc w Europie. Zdaniem wiceministra zdrowia te liczby mówią same za siebie, a Narodowy Program Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej spełnia swoje zadanie. – Wyodrębniliśmy koordynatorów dawstwa żywego, przygotowaliśmy specjalne systemy motywacyjne, a inwestycje finansowane z programu chcemy coraz bardziej łączyć z ponadstandardową aktywnością w zależności od zakresu wykonywanych obowiązków. Dla szpitali donacyjnych z donacyjną, a dla ośrodków transplantacyjnych z transplantacyjną– wyliczał wiceminister. – Wszystko po to, aby usprawnić działalność systemu – zakończył.
Opinię Sławomira Gadomskiego podzieliła prof. Alicja Dębska-Ślizień z Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, która podkreśliła, że Polska wcale nie radzi sobie gorzej niż ościenne kraje, choć przyznała, że zmniejszenie liczby biorców podczas pandemii było zauważalne. - Ich liczba na liście oczekujących zmalała o ok. 14 proc. Z kolei o 30 proc. spadła liczba nowych zgłoszeń do transplantacji – mówiła. Podkreśliła też konieczność działań systemowych. - Trzeba ułatwić poradniom nefrologicznym i stacjom dializ zgłaszanie chorych. Najlepiej w okresie przeddializacyjnym, ale oczywiście też chorych dializowanych których jest w Polsce ok. 20 tys Transplantacja nerki jest lepszą metodą niż dializa, daje chorym lepszą jakość życia, dłuższą przeżywalność i jest metodą tańszą niż dializoterapia – zakończyła.
System przeciążony, lekarze przemęczeni
Zdaniem dr Aleksandry Tomaszek psychologa, psychotraumatologa, regionalnego koordynatora transplantacyjnego z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Warszawie, duży problem stanowi przeciążenie personelu na oddziałach intensywnej terapii. – Bardzo rzadko zdarza się, aby koordynator transplantacyjny nie miał innych zadań. Z reguły są to osoby, które pracują na dyżurach i są przeciążone nawałem pracy oraz piętrzącymi się obowiązkami – podkreślała. Dodała też, że wyczerpanie fizyczne, psychiczne i emocjonalne osób pracujących w ochronie zdrowia to zjawisko coraz bardziej powszechne. – W transplantologii podczas pandemii kontakt z umierającymipacjentami na intensywnej terapii i w innych oddziałach transplantacyjych czy stacjach dializ jest znacznie częstszy i ogromnie obciążający psychiczne cały personel. Teraz śmierć jest praktycznie obok nas - stwierdziła.
Zdaniem dr Tomaszek pogłębiającemu się wypaleniu zawodowemu kadr lekarskich zapobiegłyby programy wsparcia dla personelu medycznego. – Potrzebne są warsztaty prowadzone przez psychologów, psychotraumatologów, którzy zajmują się interwencją kryzysową, traumą i osoby, które nauczą nas też jak sobie radzić z silnymi emocjami własnymi, pacjenta i jego rodziny – zaznaczała.
– System jest mocno przeciążony, a dostęp do opieki utrudniony – potwierdził Robert Kucharski, prezes Stowarzyszenia „Życie Po Przeszczepie”, który sam jest po transplantacji. – Opieka nad pacjentami przez zespoły transplantacyjne, zajmujące się np. leczeniem powikłań jest dość dobra. Zespoły są jednak nieliczne, przez co przeciążone. Przydałaby się opieka psychologiczna dla pacjentów zarówno po operacjach jak i przed nimi.
Pomysły na rozwiązania systemowe
Zdaniem wiceministra Gadomskiego te problemy da się rozwiązać systemowo. Potrzeba jednak czasu i konsultacji ze środowiskiem transplantologów, aby móc lepiej odpowiedzieć na ich potrzeby. – Póki co, chcemy uruchomić z Naczelną Radą Lekarską projekt wsparcia medyków. Raczej w kontekście wychodzenia z Covidu i psychologicznego wsparcia po pandemii. Być może wkrótce rozwiniemy ten program o wątki transplantologii – mówił Sławomir Gadomski. Podkreślał też, że inne kwestie wymagają dopracowania. – Chcemy, żeby w nowym systemie kwalifikacji było pewne obligo dla stacji dializ co do przeprowadzenia procesu kwalifikacji. Dyskusja jakie mechanizmy wymuszające te rozwiązania przyjmiemy, jest jeszcze otwarta. Prawdopodobnie będzie to stawka degresywna. Przy braku kwalifikacji np. do 3-6 miesięcy od rozpoczęcia dializoterapii wymusi ona kwalifikację – podkreślał Sławomir Gadomski. Przy przeszczepie nerki kwalifikacja ma nawet wyprzedzić procedury dializoterapii. Wydłuży to kolejkę oczekujących na przeszczep. Gadomski jednak uspokajał: – Wbrew pozorom dłuższa 3-letnia kolejka będzie mniej groźna niż ta dziewięciomiesięczna. Determinacji do znalezienia dawcy żywego przy krótszej kolejce jest stosunkowo mało. Kolejka owszem wzrośnie, ale pozytywnie wpłynie na dawstwo żywe.
W tym kontekście dr Aleksandra Tomaszek poruszyła też inny problem. – Kwalifikacja pacjenta, żeby był aktywny na Krajowej Liście Oczekujących nie powinna zaczynać się w momencie kiedy jest dializowany, po roku czy dwóch latach. Istotne jest to, żeby pacjenci przeszczepiali się przed okresem dializ i nie musieli się dializować po to, by być zakwalifikowanymi na listę oczekujących – apelowała.
Dr Artur Kamiński powiedział, że odbyły się już w tej sprawie pierwsze spotkania. – Podjęliśmy już rozmowy, żeby zdywersyfikować miejsca, w których można kwalifikować potencjalnych biorców. Z jednej strony to będą oddziały i poradnie nefrologiczne, z drugiej strony będą to stacje dializ. Kompleksowość opieki czy przygotowania do przeszczepienia nam się znacząco polepsza i nie ustępujemy pod tym względem krajom Europy Zachodniej czy Stanom Zjednoczonym.
Narządy ratują życie
Zdaniem dr Tomaszek potrzeba silniejszego propagowania wiedzy o transplantacjach, aby zwiększyć świadomość społeczną. – Restrykcje kwalifikacji do dawstwa żywego w Polsce są bardzo silne. Pomogłyby programy informacyjno-edukacyjne skierowane do rodzin pacjentów, do stacji dializ i do poradni nefrologicznych. Każdy z nas powinien mieć świadomość, że może zostać dawcą narządów do przeszczepu, jak również, że każdy może narządu do przeszczepienia potrzebować – zauważyła.
Ten pogląd podzielił Robert Kucharski i podkreślił, że należy rozszerzyć grupy docelowe działań edukacyjnych. – Akcje promocyjne bardzo często skupiają się na ludziach młodych. Poza tymi działaniami, upatrywałbym rolę edukacji osób po 50. roku życia, u których wiedza nt. transplantacji jest bardzo mała.Młodzi chcą mieć oświadczenie woli, żeby pochwalić się w środowisku i móc powiedzieć: tak jestem gotowy oddać swoje narządy, jeżeli przyszłoby mi umrzeć. To coś na kształt mody. Zdaniem Kucharskiego młodzi ludzie nie znajdują jednak zrozumienia wśród pokolenia swoich rodziców i dziadków. – Aby edukować szerzej, dobrym pomysłem są np. zajęcia poświęcone transplantologii na Uniwersytetach Trzeciego Wieku – sugerował.
– Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. O transplantologii, o śmierci mózgu i o tym, że narządy ratują ludzkie życie. To jest podstawa – spuentowała dr Tomaszek, która wraz z prof. Jolantą Gozdowską, prof. Romanem Danielewiczem i prof. Piotrem Domagałą napisali przewodnik informacyjny dla pacjentów i ich rodzin, który jest dostępny na stronie internetowej prowadzonej przez Klinikę Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Warszawie. – Bezpłatne przewodniki zostały wysłane pocztą do stacji dializ z którymi współpracujemy i bezpośrednio do pacjentów. Wykorzystujemy wszystkie możliwe kanały komunikacji, aby pogłębiać świadomość ludzi – dodała.
Dr Kamiński mówił o tym, że istotne jest także uwrażliwienie kadr zarządzających. – Społeczeństwo wbrew pozorom mamy wyedukowane. Trzeba podtrzymywać tą wiedzę. Chcemy w najbliższych latach przeszkolić personel zarządzający szpitalami. Wszyscy muszą mieć świadomość istoty problemu. Nie tylko transplantolodzy i anestezjolodzy, ale również ci, którzy szpitalami rządzą.
Na te sugestie odpowiedział wiceminister Sławomir Gadomski. Zaznaczył, że na kampanię w zakresie profilaktyki onkologicznej ministerstwo wydaje rocznie 20 mln zł, czyli jedną trzecią całego budżetu Narodowego Programu Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej.– Działań edukacyjnych prowadzimy naprawdę dużo. To są ogólnopolskie kampanie medialne, na które wydajemy niemałe pieniądze. Staramy się, aby te działania trafiały do poszczególnych grup – podkreślał wiceminister. Dodał też, że wierzy w pozytywny efekt akcji edukacyjnych. – Jestem optymistą, wierzę, że działania, które sukcesywnie realizujemy przyczynią do zwiększenia zgłaszalności dawców. Będziemy wynagradzać szpitale z największą aktywnością donacyjną – zakończył Gadomski.
bach