Nie ma porozumienia w sprawie wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Jedne grupy zawodowe mogą liczyć na sporą podwyżkę, dla innych propozycje resortu są oburzające.

Od kilku tygodni w ramach trójstronnego zespołu ds. zdrowia trwają rozmowy dotyczące nowej siatki płac dla zawodów medycznych, czyli zmian w ustawie z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 830 ze zm.; dalej: ustawa o wynagrodzeniach). Jedną z większych rewolucji jest propozycja, by podmioty zatrudniające medyków były zobowiązane do zagwarantowania im ustalonego, najniższego wynagrodzenia już od lipca bieżącego roku (a nie od początku przyszłego). Resort chce też w tej nowelizacji całościowo uporządkować system płac przez włączenie do jednej ustawy wszystkich porozumień zawieranych z ministrem zdrowia przez określone grupy zawodowe (dotyczy to lekarzy, pielęgniarek i ratowników), jednocześnie gwarantując, że ich pensje nie ulegną pogorszeniu.
Ostatnie spotkanie w tej sprawie miało miejsce w tym tygodniu. Ministerstwo Zdrowia przedstawiło na nim m.in. propozycję, by ze wzrostu PKB do 6 proc. w okresie do 2024 r. przeznaczyć 50 proc. na wzrost wynagrodzeń.
Kwestia rachunków
Przypomnijmy, płace wynikające z ustawy o wynagrodzeniach wyliczane są jako iloczyn kwoty bazowej (obecnie to średnia krajowa) oraz wskaźnika przypisanego danej grupie zawodowej. Tocząca się dyskusja dotyczy przede wszystkim zmiany wysokości tych ostatnich (obecnie wynoszących od 1,27 do 0,58).
Na poprzednich spotkaniach resort zaproponował ich podwyższenie i dalszy wzrost do 2024 r. Zgodnie z zapowiedziami od lipca br. najwyższy współczynnik 1,31 będzie przypisany lekarzom z drugim stopniem specjalizacji, a tym z pierwszym – 1,20. Oznacza to wzrost wynagrodzeń do kwot 6769 zł oraz 6201 zł brutto. Wynagrodzenie pielęgniarki z wykształceniem wyższym i specjalizacją będzie obliczane na podstawie tego samego przelicznika, co lekarza bez specjalizacji (1,06 – co daje kwotę 5478 zł), zaś pielęgniarki z wyższym wykształceniem bez specjalizacji zrównają się z lekarzami stażystami (0,81 – co daje kwotę 4186 zł). Pielęgniarki z licencjatem lub wykształceniem średnim, a także osoby wykonujące zawody medyczne i niemedyczni pracownicy z wykształceniem średnim mogą liczyć na współczynnik 0,73 i wynagrodzenie rzędu 3772 zł, zaś pracownicy niemedyczni – współczynnik 0,59 oraz 3049 zł.
Współczynniki te mają wzrosnąć do 2024 r. do wartości kolejno 1,38, 1,27, 1,12, 0,86 w przypadku lekarzy, 1,12, 0,86, 0,77 w przypadku fizjoterapeutów, farmaceutów czy diagnostów laboratoryjnych, 1,12, 0,86, 0,77 w przypadku pielęgniarek i położnych oraz 0,62 dla pozostałych zawodów.
Jedni na plus, inni rozczarowani
Najbardziej usatysfakcjonowaną z tych propozycji grupą zawodową są opiekunowie medyczni. – Podniesienie wskaźnika dla nas (personel medyczny wymagający średniego wykształcenia) oceniamy jako pozytywną zmianę. Mówimy o grupie, której przedstawiciele z reguły zarabiają minimalną krajową. Zatem jest to szansa na podniesienie wynagrodzenia o 30 proc. – podkreśla Bartosz Mikołajczyk, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Opiekunów Medycznych (OSOM).
Zupełnie inaczej ministerialne propozycje oceniają lekarze. Obecnie bowiem na podstawie lojalek, czyli zobowiązania do nieudzielania tożsamych świadczeń w innej placówce, mogą oni liczyć na 6750 zł, zatem nowy wskaźnik oznacza dla nich podwyżkę o 19 zł. – Uznajemy to za wyraz niezwykłej arogancji i lekceważenia rządzących wobec lekarzy – podkreśla Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Również przedstawiciele pielęgniarek i położnych nie zgadzają się na współczynniki w wysokości zaproponowanej przez resort. Wskazują, że podwyżki nie będą dotyczyć najliczniejszej grupy, czyli pielęgniarek z licencjatem bądź wykształceniem średnim. – Wysokość nowych wskaźników spowoduje brak wzrostu wynagrodzeń u prawie 160 tys. pielęgniarek, co uważamy za skandaliczne i oburzające – podkreśla Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych.
Co więcej, zdaniem Sebastiana Irzykowskiego, wiceprezesa Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, dysproporcje pomiędzy wynagrodzeniami poszczególnych grup pielęgniarek są zbyt duże. – Różnica pomiędzy każdym z trzech współczynników to ok. 1 tys. zł. Wydaje nam się, że należałoby szukać ścieżki spłaszczenia tych rozbieżności – podkreśla. Tym bardziej że zgodnie z ustawą kwalifikacje muszą być „wymagane” na danym stanowisku. W praktyce, jak wskazują związkowcy, to pracodawca decyduje, czy pielęgniarce z wyższym wykształceniem zapłacić według wyższego wskaźnika, może bowiem uznać, że w jej pracy nie jest ono konieczne.
Zupełnie inaczej jest w przypadku diagnostów laboratoryjnych i fizjoterapeutów – przedstawiciele tych grup wskazują, że ustawa za bardzo spłaszcza siatkę wynagrodzeń i nie zachęca do dalszego kształcenia.
Brak gwarancji
Wątpliwości grup, które obecnie otrzymują odrębnie finansowane dodatki, budzi również wpływ nowelizacji na realną wysokość wynagrodzeń. – Poprzedni mechanizm był może mało finezyjny, ale zapewniał zarówno pracodawcom, jak i pracownikom środki. Tymczasem zaproponowane wskaźniki oraz kwota bazowa nie konsumują sporej części tego, co uzyskaliśmy – podkreśla Sebastian Irzykowski. Obawia się, że nowy system, który w założeniu ma w całości zastąpić dodatki, będzie rodzić prawdopodobieństwo realnego obniżenia płac – wbrew zapewnieniom przedstawicieli rządu. – Jednak praktyka życiowa podpowiada, że jest inaczej. Mieliśmy sygnały już we wrześniu ubiegłego roku, że w niektórych placówkach warunki umów były wypowiadane – podkreśla.
Podobne obawy mają opiekunowie medyczni. Bartosz Mikołajczyk boi się sytuacji, w której pracodawców nie będzie stać na dodatkowy personel. – Taka sytuacja miała już miejsce rok temu – w związku ze zwiększonymi kosztami spowodowanymi przez pandemię szpitale nie przedłużały z nami umów – wskazuje. Dlatego, jak przekonuje, ministerialna propozycja powinna obejmować gwarancje dla pracodawców, że będą mieli zapewnione środki na sfinansowanie wynagrodzeń.
Również Tomasz Niewiadomski, wiceprezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów, zwraca uwagę, że samo podniesienie wskaźnika przerzuci odpowiedzialność finansową wyłącznie na dyrektorów szpitali. – Przy obecnej, bardzo niskiej wycenie świadczeń fizjoterapeutycznych przez NFZ, nie ma możliwości, by pracodawca zapłacił pracownikowi tylko z tych środków – alarmuje.
Zawody medyczne do osobnej puli
Pielęgniarki mają również zastrzeżenia do samej konstrukcji tabeli współczynników. – Naszym zdaniem specjaliści w ochronie zdrowia, jak lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci czy diagności laboratoryjni, powinni być wydzieleni od zawodów z tzw. pogranicza. Oczywiście, oni też chcą zarabiać godnie, jednak naszym zdaniem powinni znaleźć się w zupełnie innej puli – argumentuje Sebastian Irzykowski.
Alina Niewiadomska, prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych, zwraca natomiast uwagę, że w tabeli brakuje wyszczególnienia konkretnych stanowisk. – Propozycje przedstawione przez MZ powielają błędy obowiązującej ustawy, a wręcz je pogłębiają – podkreśla. Jej zdaniem ujęcie w jedną kategorię wszystkich zawodów definiowanych jako medyczne spowoduje, że np. diagnosta, który jest uprawniony do samodzielnego udzielania świadczeń zdrowotnych, znajdzie się w tej samej kategorii co osoba nieposiadająca wykształcenia medycznego, która może pracować wyłącznie pod jego nadzorem. – Osoby te posiadają zupełnie inne uprawnienia i kwalifikacje, inne stanowiska oraz inną odpowiedzialność – przekonuje.
Zaś Bartosz Mikołajczyk zauważa, że kij ma dwa końce. – Z jednej strony zwiększenie różnorodności grup pozwala na zróżnicowanie wynagrodzenia pod względem dodatkowych czynników, jak np. czynniki szkodliwe, z drugiej – może być narzędziem do zwiększenia podziałów – argumentuje. Dlatego proponuje dodanie współczynnika (na poziomie +0,1) np. za czynnik szkodliwy, niezależnie od tego, w której grupie dany zawód się znajduje. – Pozwoliłoby to na zwiększenie wskaźników dla niektórych zawodów bez konieczności tworzenia nowych grup – mówi.
Kompromis trzeba znaleźć
– Nie ma strony, która powiedziałaby, że propozycje przedstawione przez resort są całkowicie satysfakcjonujące – podkreśla Urszula Michalska z OPZZ, która uczestniczy również w tych spotkaniach, na które nie są zapraszani przedstawiciele zawodów medycznych (jako członkowie niereprezentatywnych organizacji nie są uprawnieni do udziału w pracach zespołu i uczestniczą w nich jako goście, ale nie we wszystkich posiedzeniach). – Stoimy przed wyborem, czy trójstronny zespół przyjmie propozycję na rok 2021, być może z kosmetycznymi zmianami i wróci do dalszych rozmów o następnych latach, czy nie przyjmie niczego i zostaje nam różnica wynagrodzeń rzędu 20 proc. w lipcu – dodaje.
ok. 22 tys. liczba placówek wykonujących działalność leczniczą
ok. 478 tys. liczba pracowników objętych działaniem ustawy