ikona lupy />
Dla rodzin, które zetknęły się z murem braku ludzkich odruchów u tych, którzy powinni wykazać się szczególną empatią, słowo całkowicie abstrakcyjne, obce i nic niemówiące. A przecież system to nikt inny, tylko my – pacjenci, lekarze, pielęgniarki. Ale to także NFZ i minister zdrowia. I ograniczenia przez nich narzucone. W obawie przed posądzeniem o ich łamanie lekarze limitują więc wypisywanie refundowanych recept, przestają wykonywać badania, w końcu – przyjmować chorych.
Nieżyciowe przepisy nie tłumaczą jednak braku szczególnej wrażliwości i powołania. Nie dziwią mnie więc inicjatywy wpisywania na czarne listy tych lekarzy, którzy leczyć nie umieją. W wydaniu lokalnym takie wykazy już funkcjonują. W internecie z łatwością można znaleźć dane medyków, chociażby z Krakowa czy Poznania, których pacjenci nie polecają. Podobny pomysł ma również Unia. Zgodnie z nim w krajach UE miałaby powstać ogólnoeuropejska lista lekarzy, którzy nie mogą udzielać świadczeń zdrowotnych.
Pomysł Unii w przypadku Polski ma jednak pewną słabość. Na wykazie pojawiałyby się bowiem nazwiska tych medyków, którzy zostali pozbawieni przez sądy prawa do wykonywania zawodu. W Polsce takich osób jest niewiele. Z danych tylko Naczelnego Sądu Lekarskiego (bez powszechnych) wynika, że w latach 1998–2010 w II instancji taka ostateczna sankcja została nałożona na trzech lekarzy. To niewiele, zwłaszcza jeżeli porównać to z liczbą popełnianych błędów medycznych. Szacuje się, że rocznie w Polsce dochodzi nawet do 20 tys. takich przypadków. Pomysł Unii, chociaż wart rozważenia, nie wyeliminuje najważniejszego problemu – leczenia pacjentów przez lekarzy, którzy absolutnie do tego zawodu się nie nadają.