Wilcze prawo opozycji – krytykować. A rząd nie powinien się obrażać. Z punktu widzenia pacjentów to dobrze, że temat leczenia onkologicznego trafił na pierwsze strony gazet.
Klara Klinger / DGP
I nawet okoliczności wywołania rządu do odpowiedzi specjalnie nie szokują (poza środkowym palcem poseł Lichockiej) – opozycja sprytnie wykorzystała temat 2 mld zł dotacji, jaka miała trafić do publicznej telewizji. Położenie na szali wsparcia finansowego dla rządowego medium versus pomoc chorym na raka – zapędziła obóz władzy do narożnika. Od kilku dni mamy festiwal wystąpień polityków PiS, którzy muszą się tłumaczyć, że nie są wielbłądami. Uspokajają, przedstawiają wyliczenia, słupki – to ma przekonać opinię publiczną, że w zakresie onkologii jeszcze nigdy nie było tak dobrze. Czy to prawda?
Na wczorajszej konferencji Łukasz Szumowski, minister zdrowia, podkreślał po raz kolejny, że tylko w tym roku na sfinansowanie terapii onkologicznych resort zdrowia i NFZ wyda ponad 11 mld zł. W tej chwili już ponad 30 tys. pacjentów korzysta z terapii lekowych. Jeszcze kilka lat temu wprowadzanie innowacyjnych metod leczenia było bardzo mocno ograniczone. Było to bezpośrednio związane z sytuacją gospodarczą. Obecnemu rządowi sprzyjała dobra koniunktura – więcej pieniędzy w budżecie NFZ pozwala na finansowanie kolejnych leków. Tylko w ostatnim czasie m.in. pacjenci z drobnokomórkowym rakiem płuc czy kobiety chorujące na raka piersi otrzymali leki, o które od dawna walczyli. Nie zmienia to faktu, że kolejka leków i terapii czekających na wpisanie na listy refundacyjne jest wciąż za długa. Z raportu Uczelni Łazarskiego (z połowy 2019 r.) wynika, że na najnowsze, jeszcze nierefundowane, leki onkologiczne należałoby wydać ok. 1 mld zł rocznie.
Rząd chwiali się również powstaniem Narodowej Strategii Onkologicznej. Jest to pierwszy taki dokument w Polsce. Na efekty, jakie ma przynieść, trzeba będzie jednak poczekać dekadę, bo plan zmian jest rozpisany do 2030 r.
A co z edukacją i profilaktyką i przede wszystkim brakiem kadr medycznych? Co z tego, że rząd skrócił czas oczekiwania na wykonanie rezonansu i tomografii (badań również niezbędnych przy leczeniu pacjentów onkologicznych), skoro nie ma kto opisać ich wyników. Osoby w trakcie terapii raka często czekają na to kilka tygodni, bo brakuje radiologów. W końcu wprowadzono finansowanie tzw. breast cancer unitów, które miały zapewnić kompleksową opiekę dla chorych na raka piersi – w ostateczności warunki spełniło… kilka klinik w całym kraju, zamiast niezbędnych kilkunastu.
To wszystko trzeba oceniać przez pryzmat prognoz rozwoju chorób onkologicznych. Polska co prawda w zestawieniu z innymi krajami UE wypada lepiej, jeżeli chodzi o zachorowalność na nowotwory złośliwe. Ale jest druga strona medalu. Cały czas przegrywamy walkę o przeżywalność. W przypadku polskich pacjentów ten czas jest zdecydowanie krótszy w porównaniu z chorymi z innych krajów UE. Z badań Concorde-3 wynika, że pięć lat z rakiem piersi w 2014 r. żyło 76,5 proc. Polek, w innych państwach Unii wskaźnik był o 6–7 pkt proc. większy. Gorsze wyniki notują jedynie Rosja, Rumunia i Słowacja.
Czy warto więc przeznaczyć dodatkowe 2 mld zł na onkologię zamiast na TVP? Na pewno. Te pieniądze są po prostu niezbędne. Chorych na raka będzie przybywać, będą się pojawiać nowe terapie, do których dostęp Polakom powinien się należeć. Dobrze, że temat wrócił do debaty publicznej. A że nie jest pozbawiony mocno populistycznej nuty? No cóż – obecna opozycja powinna się również uderzyć w piersi.