Do 2018 roku dzięki programowi, który zastąpił dofinansowanie do in vitro 70 kobiet zaszło w ciążę. W tym roku Ministerstwo Zdrowia zmieniło zdanie i o jego efektach już nie informuje.

W zeszłym roku gazetaprawna.pl jako pierwsza informowała o efektach Programu Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego w Polskie w latach 2016-2020. Ministerstwo Zdrowia zastrzegało wówczas, że na całościową ocenę skuteczności programu należy poczekać. Ponowiliśmy więc nasze pytania. W tym roku nie otrzymaliśmy odpowiedzi o liczbę ciąż i urodzeń będących wynikiem programu.

Przypomnijmy: Program zastąpił rządowy program refundacji in vitro. Dlaczego rząd PiS zdecydował się na taki ruch? Z wypowiedzi ówczesnego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła wynikało, że powody były dwa: finansowy i etyczny.

- Problem niepłodności nie może być sprowadzony do in vitro. Bardzo wiele pacjentek dziś nie jest poddawanych w ogóle diagnostyce przyczyn niepłodności. Zdiagnozowanie często pozwala na znalezienie sposobu leczenia, który jest prostszy, tańszy, bardziej efektywny i co więcej niebudzący takich emocji, także etycznych jak in vitro – mówił w 2016 roku Konstanty Radziwiłł.

Minister mówił także, że wiele znacznie bogatszych od Polski państw nie refunduje zabiegu, a koszty programu in vitro (90 mln zł) były wyższe np. od Narodowego Programu Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej (45 mln zł) czy programu badań przesiewowych noworodków (25 mln zł).

Program Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego został uruchomiony w 2016 roku. Przez dwa lata Ministerstwo zainwestowało niespełna 30 mln zł w sprzęt i adaptację pomieszczeń. Pierwsze pary przystąpiły do badań diagnostycznych w 2017 roku, co kosztowało budżet państwa 46 650 zł. W 2018 roku na ten cel przeznaczono 809 tys. zł.

W pierwszym roku funkcjonowania programu diagnostykę przeszło 1289 par. Cały proces zakończył się sukcesem w przypadku 70 z nich. Oznacza to, że skuteczność programu wynosi 5 proc. a urodzenie jednego dziecka to koszt ponad 440 tys. zł., a biorąc pod uwagę koszty samej diagnostyki – 12 tys. zł.

W tym roku nie dowiemy się jednak ile kobiet zaszło w ciążę i urodziło dziecko w wyniku programu. W odpowiedzi na zadane przez nas pytania, Biuro Komunikacji Ministerstwa Zdrowia odpisało: „Z punktu widzenia założeń i celów programu jego skuteczność powinna być mierzona liczbą par, które skutecznie zakończyły diagnostykę, tzn. ustalono przyczynę niepłodności i podjęto leczenie. Pary uczestniczące w programie nie mają obowiązku informowania ośrodka referencyjnego, w którym odbyły diagnostykę, o tym, że zaszły w ciążę”. Stoi to w sprzeczności z oficjalnym dokumentem opisującym zasady i cele Programu, w którym czytamy, że w efekcie jego działania „nastąpi zmniejszenie liczby par dotkniętych niepłodnością”. Jak inaczej niż liczbą ciąż sprawdzić czy cel ten został osiągnięty? Nie wiadomo.

Ministerstwo dodaje: „(…) konieczne jest odróżnianie „Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce” od „Programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego” realizowanego w latach 2013–2016. Drugi z wymienionych programów ograniczał się do finansowania jednej z metod leczenia niepłodności, pomijając kwestie związane z diagnostyką i zapewnieniem dostępności do świadczeń dla par mających problem z zajściem w ciążę. Zatem oba programy są nieporównywalne i ich skuteczność nie powinna być oceniana według takich samych kryteriów”

Ministerstwo informuje jedynie, że od początku możliwości wykonywania świadczeń przez ośrodki referencyjne w ramach programu do 30 czerwca 2019 r., zgłosiły się 3774 pary.

Dotychczasowy koszt jego realizacji kształtuje się na poziomie 29 734 941,5 zł

i obejmuje zarówno utworzenie i wyposażenie ośrodków referencyjnych leczenia niepłodności jak również koszt świadczeń.

Z poprzednich danych opublikowanych przez Ministerstwo Zdrowia wynikało, że na skutek programu z niepłodnością udało się uporać 5 proc. par przystępujących do programu. Zakładając, że w tym roku jest to nawet dwa razy więcej i skuteczność wynosi 10 proc. to jedno dziecko z „kosztuje” blisko 79 tys. zł. Koszt jednego dziecka z in vitro w latach 2013-2016 wyniósł 35 tys. zł.

- Jest to oczywiście zastanawiające, dlaczego nie są podawane dane dotyczące kobiet, które zaszły w ciążę w ramach tego programu. W przypadku zlikwidowanego rządowego programu refundacji in vitro kliniki były zobligowane do mierzenia skuteczności leczenia niepłodności właśnie na podstawie uzyskanych ciąż i narodzin dzieci. Tym samym nasuwa się podejrzenie, że obecnie funkcjonujący Narodowy Program Leczenia Niepłodności być może nie przynosi oczekiwanych efektów, stąd też właśnie decyzja, aby już nie podawać danych dotyczących liczby ciąż uzyskanych przez pary ze zdiagnozowaną przyczyną niepłodności – mówi dr n. med. Grzegorz Mrugacz, specjalista ds. leczenia niepłodności, dyrektor medyczny Klinik Bocian.

Zdaniem Mrugacza sama informacja dotycząca par, które poddały się diagnostyce niewiele nam mówi. - Nie wiemy przecież ile z tych osób miało realne problemy z niepłodnością, z jakimi problemami zdrowotnymi się zmagały, jakiego rodzaju leczenia potrzebowały. Najważniejsze pytania pozostają bez odpowiedzi, co dalej stało się z parami, które przeszły diagnostykę, jakiego rodzaju pomoc medyczną otrzymały i czy przyniosła ona efekt w postaci narodzin dzieci? Badania diagnostyczne to tylko element procesu leczenia niepłodności, kolejnym niezmiernie ważnym jest odpowiednia terapia, zabiegi, które mają za zadanie doprowadzić parę do ciąży. Dla niektórych par jedyną szansą na urodzenie dziecka pozostaje zapłodnienie pozaustrojowe, czyli in vitro, które w ramach obecnego programu nie jest jednak realizowane. Tym samym część par i tak nie otrzyma niezbędnej pomocy – dodaje Grzegorz Mrugacz.