Ograniczenie pracy do jednego miejsca i do przepisowych 48 godzin tygodniowo – to plan na jesienny protest medyków. Przystąpienie do niego w takiej formule zadeklarowało wstępnie aż 69 proc. lekarzy. – Wzywamy do podjęcia podobnych działań także inne zawody medyczne – apelują inicjatorzy akcji.
Zapowiedziana wczoraj akcja to swoista kontynuacja protestu rezydentów, który odbywał się na przełomie lat 2017 i 2018. Młodzi lekarze zaczęli od głodówki, a potem przeszli do wypowiadania klauzul opt-out pozwalających pracować ponad normę. Ponieważ tamta akcja nie przyniosła oczekiwanych zmian, lekarze chcą ponownie sięgnąć po tę formę nacisku.
– Straciliśmy nadzieję, że rząd bez presji z zewnątrz podejmie działania, by uzdrowić sytuację w ochronie zdrowia – mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). Apeluje, by rząd przedstawił program naprawy systemu uwzględniający postulaty środowiska medycznego.
Do przyłączenia się do akcji zachęcają nie tylko związki, czyli OZZL i Porozumienie Rezydentów (PR), lecz także Naczelna Izba Lekarska. Wezwała ona do ograniczenia pracy zarówno swoich członków, jak i przedstawicieli innych zawodów medycznych, m.in. pielęgniarki i ratowników.
Lekarze, którzy zdecydują się na udział w proteście, zaczną składać rezygnacje i wypowiadać klauzulę opt-out już teraz, bo w zależności od zapisów w umowie termin jej wypowiedzenia jest miesięczny albo trzymiesięczny. A chodzi o to, by skutki tych działań stały się odczuwalne w październiku. Jan Czarnecki, przewodniczący PR, zwraca uwagę na swoisty paradoks polegający na tym, że praca zgodna z przepisami ma być formą protestu. – Pokazuje to niewydolność systemu i to, że działa on tylko dlatego, że lekarze, pielęgniarki i inni pracownicy medyczni pracują w kilku miejscach i przez liczbę godzin przekraczającą normy czasu pracy – podkreśla.
Z szacunków organizatorów akcji wynika, że opt-out wypowie ok. 69 proc. lekarzy, a 6 proc. medyków, głównie tych w wieku emerytalnym, złoży wypowiedzenia z pracy.