Mamy wolny rynek i to jest decyzja jednostki, gdzie chce pracować. My nikogo nie zmuszamy. Oferujemy godne warunki pracy, prestiż. A przepływy pracownicze zawsze były widoczne - mówi Andrew Cratchle z zespołu rekrutacyjnego lekarzy rodzinnych w National Health Service.
Szukacie lekarzy z Unii, w tym z Polski. Dlaczego? Są lepsi niż brytyjscy medycy?
Okazało się, nawet szybciej, niż się spodziewaliśmy, że mamy lukę kadrową. I to sporą. Społeczeństwo się starzeje, rośnie liczba ludności, system zdrowotny musi być do tego dostosowany. Poszukujemy nowych ludzi, chcemy też zmienić system, żeby był bardziej dostosowany do nowej struktury społecznej.
Ilu lekarzy wam brakuje?
Około trzech tysięcy lekarzy rodzinnych. Mamy coraz więcej pacjentów, a coraz mniej lekarzy, także z tego powodu, że oni też – jak całe społeczeństwo – się starzeją.
Jak sobie z tym poradzić?
Uruchomiliśmy program rządowy, w ramach którego chcemy zaktywizować lekarzy brytyjskich i zachęcić do przyjazdu do nas medyków z innych krajów Unii.
Na czym polega ten program?
Zwiększamy liczbę miejsc szkoleniowych dla lekarzy, którzy chcą odświeżyć swoje umiejętności, ale także dla tych, którzy przerwali praktykę. Często dotyczy to matek, które zostały w domu z dziećmi. Chcielibyśmy je zachęcić do powrotu. To oferta skierowana także do emerytowanych lekarzy. Mamy też środki na to, żeby zatrudnić u nas lekarzy z innych państw Unii.
Mowa o 100 mln funtów. To dużo, tym bardziej że to pieniądze publiczne.
Chcemy to wszystko zrobić transparentnie. I będziemy wszystko rozliczać. Wciąż rozmawiamy i rewidujemy nasze plany, żeby sprawdzać, czy nasze działania są skuteczne.
Kiedy zaczęliście program?
Półtora roku temu.
Ponoć niewielu lekarzy udało się zaktywizować i jest coraz większy nacisk na tych z Unii.
To jest nasz priorytet.
Jak oceniani są polscy lekarze?
Macie dobrze przygotowaną kadrę pod kątem merytorycznym. Jedynie język czy czasem różnice kulturowe mogą stanowić wyzwanie. Chodzi np. o inne potrzeby pacjentów czy specyficzny zakres słownictwa lub zachowań. Podczas szkoleń możemy nad tym pracować. Dlatego nie chcemy rekrutować bezpośrednio z innego kraju UE, najpierw finansujemy kursy poprzedzające przyjazd, które pomogą dostosować się do warunków brytyjskich.
Nie boicie się brexitu? Lekarze mogą być niechętni, żeby przyjeżdżać.
Mamy nadzieję, że nawet jeżeli dojdzie do brexitu, to nie wpłynie to na pracę lekarzy u nas. Wystosowaliśmy apel do specjalistów z zagranicy. Są mile widziani w przychodniach prowadzonych przez National Health Service, mogą mieć też pewność, że zarówno warunki oferty, jak i podpisywanego kontraktu nie zostaną złamane ani zmienione na niekorzyść. Prawda jest taka, że potrzebujemy lekarzy rodzinnych, dlatego bez względu na to, co wydarzy się w trakcie brexitu, NHS nadal będzie zabiegać o wykwalifikowanych specjalistów z Europy.
Chcecie zmienić także strukturę systemu. Jak?
Chcemy, żeby opieka medyczna była nadal dla wszystkich darmowa i dostępna. W naszym systemie zawsze lekarz rodzinny pełnił istotną rolę. Chcemy ją jeszcze wzmocnić, chcemy, żeby to on prowadził pacjenta i żeby na poziomie przychodni koordynowana była współpraca między specjalistami. Planujemy wprowadzenie sieci placówek, które by kooperowały ze sobą. To przełożyłoby się na inną organizację opieki nocnej i ratunkowej. Wdrażamy też różne rozwiązania informatyczne. Nie zawsze jest potrzeba, żeby lekarz widział pacjenta osobiście. Wiele kwestii da się rozwiązać zdalnie.
Problem z kadrą medyczną jest w całej Unii. Polska czy Rumunia, skąd chcecie sprowadzać lekarzy, także się z tym borykają. Nie uważa pan, że to może nieetyczne? Ci lekarze są szkoleni często za pieniądze publiczne w innym kraju. A poza tym mamy podobny problem ze starzeniem się społeczeństwa.
Mamy wolny rynek i to jest decyzja jednostki, gdzie chce pracować. My nikogo nie zmuszamy. Oferujemy godne warunki pracy, prestiż. A przepływy pracownicze zawsze były widoczne wcześniej, niż zaczęła działać Unia Europejska. W latach 80.–90. duńscy lekarze jeździli leczyć do Szwecji. U nas pracuje wielu medyków z innych państw. To nie jest kwestia etyki, tylko rynku. Ale to prawda, że to ogólnoeuropejski problem. I na pewno kwestia systemów zdrowotnych stanie się wyzwaniem na kolejne lata.