Tłumy turystów próbujących się jakoś ewakuować z płonącej wyspy Rodos są jednym z licznych dowodów na to, że urlop nie zawsze bywa udany. Jeśli wracamy po nim do pracy całkowicie wyczerpani, chociaż obiecywaliśmy sobie „naładowanie baterii”, to nie jesteśmy żadnym wyjątkiem. A wcale nie trzeba tak dramatycznych wydarzeń jak pożar, by tak się stało.
Już sam dominujący w naszej kulturze model wypoczywania jest problematyczny. Zamęczamy się przez większość czasu w roku, z przerwami na święta i długie weekendy, a coroczną rekompensatą za te starania ma być urlop – możliwie „na bogato”. Na pierwszy rzut oka widać, jak niewiele ma to wspólnego z work-life balance. Na zasób sił witalnych w ciągu roku w większym stopniu wpływają regularna rekreacja i systematyczny wypoczynek, w których akurat niestety się nie specjalizujemy.
Według badania przeprowadzonego na zlecenie brytyjskiej filii agencji turystycznej TUI na 2 tys. osób w 2019 r. przeciętny pracownik zaczyna odczuwać zmęczenie już po ośmiu tygodniach od powrotu z urlopu. W rezultacie szybko zaczyna spadać jego produktywność. Teoretycznie więc dla jej utrzymania na wysokim poziomie przez cały rok pracownicy powinni brać urlop co dwa miesiące. Tymczasem większość (58 proc.) wyjeżdża dwa razy w roku lub rzadziej. 20 proc. ankietowanych korzystało z długiego wypoczynku raz w roku, a 8 proc. nie miało go w ogóle. Oczywiście trudno nie zauważyć, że wyjazdy co dwa miesiące byłyby na pewno bardzo korzystne dla zlecającej powyższe badanie spółki.
Pod względem częstotliwości urlopowych eskapad brytyjskie wyniki są i tak lepsze od naszych. W badaniu CBOS „Wyjazdy turystyczne Polaków w 2022 roku i plany na rok 2023” zaledwie ponad połowa Polaków zadeklarowała jakikolwiek wyjazd wypoczynkowy dłuższy niż dwa dni w ostatnich 12 miesiącach. 45 proc. nie było nigdzie, przy czym to i tak jeden z lepszych wyników w historii badania. Najlepiej było w 2018 r., gdy stosunek wyjeżdżających do niewyjeżdżających wyniósł 60 : 40. Najgorzej – w pandemicznym 2020 r., gdy było dokładnie odwrotnie. Wśród samych podróżujących mediana deklarowanej liczby wyjazdów wyniosła równe dwa. Inaczej mówiąc, połowa urlopowiczów z Polski wyjeżdża co najwyżej dwa razy w roku.
Podczas wypoczynku dobrze jest… nie pracować. Wydaje się to oczywiste, ale według tegorocznego Monitora Rynku Pracy telefon służbowy podczas urlopu odbiera aż 55 proc. Polek i Polaków, a 43 proc. odpisuje na e-maile w związku z pracą
Polacy masowo nie wybierają przysługujących im dni urlopu. Według tegorocznego Monitora Rynku Pracy aż 34 proc. pracujących nad Wisłą miało lub ma niewykorzystany urlop wypoczynkowy z 2022 r., średnio po 10 dni. Jeśli doliczyć weekendy, to akurat wystarczyłoby na dwutygodniowy wyjazd. Co ciekawe, najmniejszy odsetek osób mających zaległy urlop zanotowano w wyższej kadrze kierowniczej (zaledwie 14 proc.). Zapewne nieprzypadkowo, to przecież właśnie ona zwykle decyduje o nieoficjalnej polityce firmy wobec urlopów.
Jeśli chodzi o rozwiązania ustawowe, polska klasa pracująca została całkiem hojnie wyposażona w prawo do wypoczynku. Według raportu OECD „Employment Outlook 2021” Polakom pracującym w 2020 r. przysługiwały przynajmniej 33 wolne dni (poza weekendami rzecz jasna) – 20 dni urlopu oraz 13 dni świąt państwowych. To 11. wynik wśród 36 krajów. Najsłabiej pod tym względem jest oczywiście w USA, gdzie nie ma powszechnego prawa do płatnych dni wolnych, a dni świątecznych było tylko 10.
Większość pracowników w Polsce ma większy wymiaru urlopu – tak jest zresztą w wielu innych państwach OECD – więc dla nich ten wynik byłby o sześć dni dłuższy. W niektórych państwach Zachodu znaczącą rolę odgrywają jednak układy zbiorowe, w których zakłady lub całe branże zapewniają sobie prawa pracownicze lepsze od ustawowych. Na przykład w Niemczech i Danii przeciętna minimalna liczba dni urlopu zawarta w układach zbiorowych to 30. W pierwszym z tych krajów układami zbiorowymi jest objęta ponad połowa pracowników, a w drugim – ponad 80 proc. W Polsce układy zbiorowe obejmują ledwie 13 proc. zatrudnionych, ale w tym kontekście… to i tak nie ma specjalnego znaczenia, gdyż średnia liczba dni urlopu zawarta w polskich układach zbiorowych wynosi dokładnie tyle samo, co ustawowa.
Zapewne każdy pracujący doskonale zna napięcie, które towarzyszy powrotowi do pracy z urlopu. Zjawisko to dorobiło się licznych nazw – najcelniejszą jest chyba „zespół stresu pourlopowego”. Według badania „Work and Well-Being Survey” z 2018 r., przeprowadzonego przez American Psychology Association (APA), 41 proc. amerykańskich pracowników obawiało się powrotu do pracy, a co piąty odczuwał stres także w trakcie wypoczynku. Nie oznacza to, że wakacje przynoszą więcej szkody niż pożytku. Napięcie pourlopowe znika zwykle po kilku dniach, za to korzyści z wypoczynku trwają dłużej.
Dowodzi tego m.in. szeroko zakrojone badanie przeprowadzone przez amerykański Project: Time Off, czyli inicjatywę, której celem jest walka o prawa pracownicze do wypoczynku w USA. Opisali je Shawn Achor i Michelle Gielan w tekście „The Data-Driven Case for Vacation” na łamach „Harvard Business Review”. W badaniu wzięło udział prawie 6 tys. osób pracujących przynajmniej 35 godzin tygodniowo. Autorzy wykazali, że wyjazdy urlopowe znacząco podnoszą produktywność, co w długim terminie przekłada się również na zarobki. Wśród pracowników, którzy w ostatnim roku wzięli do 10 dni wolnego, podwyżkę otrzymała jedna trzecia. Wśród wypoczywających co najmniej 11 – dwie trzecie. Oczywiście nie ma pewności, co jest przyczyną, a co skutkiem. Być może to podwyżki zachęcają do wzięcia większej liczby dni wolnych, co byłoby nawet sensowne. Pozytywnego wpływu wypoczynku na efektywność pracy dowodzi jednak również wiele innych badań. Rebecca Zucker w tekście „How Taking a Vacation Improves Your Well-Being” („Harvard Business Review”) przytacza wyniki wewnętrznego badania firmy doradczej EY (dawniej Ernst & Young), według którego dodatkowe 10 godzin urlopu przekładało się średnio na poprawę wyników rocznych jej pracowników o… 8 proc. Zucker zaznacza jednak, że nie każdy urlop daje tak spektakularne rezultaty. Dobrostan poprawiają wyjazdy wypoczynkowe, w których rzeczywiście to wypoczynek jest celem, a nie np. zaliczenie jak największej liczby atrakcji czy zrobienie zdjęć na Instagram. Dzięki odrobieniu tzw. długu snu można chociażby poprawić pamięć i koncentrację (według badania APA na obie pozytywnie wpływa wydłużenie snu już o 60–90 min).
Podczas odpoczynku od pracy dobrze jest też… nie pracować. Chociaż wydaje się to oczywiste, to w rzeczywistości ogromna liczba urlopowiczów o pracy nie zapomina. Według tegorocznego Monitora Rynku Pracy telefon służbowy podczas urlopu odbiera aż 55 proc. Polek i Polaków, a 43 proc. odpisuje na służbowe e-maile.
Jak mówił PAP w 2016 r. psycholog z Uniwersytetu SWPS Przemysław Staroń, „urlop nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Dlatego receptą na udany wypoczynek jest praca, którą lubimy, i umiejętność skutecznego wypoczywania w ciągu całego roku”. Trudno się z tym nie zgodzić – większość badań pokazujących zbawienne efekty wypoczynku odnosi się tak naprawdę do szeroko pojmowanego czasu wolnego, a nie tylko do kilkunastodniowych wyjazdów. Na przykład według badania „Long working hours and risk of coronary heart disease and stroke” opublikowanego w 2015 r. na łamach pisma naukowego „The Lancet” u ludzi pracujących powyżej 55 godzin na tydzień odnotowano o jedną trzecią wyższe ryzyko udaru niż u pracujących 35–40 godzin.
Tymczasem nad Wisłą mamy problem właśnie z regularnym wypoczynkiem. Według danych Eurostatu statystyczny zatrudniony na pełen etat w Polsce pracuje niecałe 41 godzin tygodniowo. To drugi najwyższy wynik w UE – co ciekawe, za Grecją. Najmniej – 37–38 godzin tygodniowo – pracują Finowie, Holendrzy i Szwedzi. W każdym z tych krajów układy zbiorowe obejmują przynajmniej ponad 75 proc. zatrudnionych (w Finlandii 89 proc.!). To kolejny dowód na to, że brak aktywnych organizacji związkowych i powszechnych umów zbiorowych realnie obniża dobrostan pracowników w Polsce.
Także ranking „Better Life Index” OECD pokazuje, że mamy problem z łączeniem pracy z życiem osobistym. W kategorii work-life balance zajmujemy 23. miejsce na 41 krajów, czyli znajdujemy się w środku stawki. Za nami są – oprócz Wielkiej Brytanii oraz Irlandii – same państwa pozaeuropejskie. Nad nami znajdują się za to niemal w komplecie kraje należące do UE oraz Szwajcaria. Polska słabo wypada chociażby w liczbie godzin przeznaczanych na odpoczynek i dbanie o siebie – przeznaczamy na to średnio 14,7 godziny dziennie, wliczając w to czas na sen. Pozostałą część dnia przeznaczamy na pracę płatną (zawodową) oraz bezpłatną, czyli różnego rodzaju obowiązki rodzinne i domowe, w której także przodujemy m.in. z powodu słabo rozwiniętych publicznych usług opiekuńczych. Pod względem czasu wolnego wyprzedza nas nawet Korea Południowa (14,8 godziny dziennie). Duńczycy i Niemcy codziennie mają dla siebie o godzinę więcej, a Francuzi nawet o półtorej.
Nasze zaniedbania na tym polu widać chociażby w życiu towarzyskim, które nad Wisłą, wbrew pozorom, specjalnie nie kwitnie. Według Eurostatu aż 15 proc. Polaków spotyka się z przyjaciółmi rzadziej niż raz w miesiącu. To piąty wynik w UE – po Malcie, Portugalii, Rumunii i Węgrzech. W Holandii, Niemczech i państwach nordyckich odsetek osób niemal niewidujących przyjaciół jest trzykrotnie niższy. Zaledwie 3 proc. Polaków spotyka się z przyjaciółmi codziennie, a 17 proc. co tydzień. W obu kategoriach to najniższy wynik w UE.
Zamiast heroicznie wyrabiać nadgodziny, żeby pozwolić sobie na dwa tygodnie hucznego urlopu nad ciepłym morzem, lepiej byłoby częściej wyjeżdżać na spokojny odpoczynek w Bieszczadach, ale oprócz tego regularnie wychodzić z przyjaciółmi do parku, na miasto, do kina albo na ściankę wspinaczkową, jeśli ktoś lubi. Per saldo wyjdzie to na lepsze, a i zdjęć na Instagram będzie można zrobić sporo, chociaż niekoniecznie pod palmami. ©Ⓟ