15 tys. zł – nawet taką grzywnę będzie mogła nałożyć Inspekcja Transportu Drogowego za przeładowany samochód dostawczy. Dziś maksymalny mandat wynosi 500 zł.
15 tys. zł – nawet taką grzywnę będzie mogła nałożyć Inspekcja Transportu Drogowego za przeładowany samochód dostawczy. Dziś maksymalny mandat wynosi 500 zł.
Załadowane ponad normę pojazdy to plaga, z którą ITD nie może sobie poradzić od wielu lat. Tylko w ubiegłym roku inspektorzy przeprowadzili 6959 kontroli dopuszczalnej masy całkowitej (dmc) pojazdów poniżej 3,5 tony. Aż 5667 z nich zakończyło się mandatami. Innymi słowy, aż cztery na pięć sprawdzonych przez inspekcję pojazdów było przeciążonych. Czy może być gorzej? Otóż może. W okresie od 1 stycznia do 6 października tego roku aż 90 proc. kontroli ITD związanych z ważeniem aut dostawczych zakończyło się nałożeniem mandatu.
Zdaniem inspektorów kierowcy po prostu nie boją się sankcji za przeładowanie pojazdu. Bo są one relatywnie małe – w grę wchodzi mandat w wysokości najwyżej 500 zł (większą uciążliwość stanowi konieczność rozładowania auta do dopuszczalnej wagi).
To powoduje, że zwłaszcza osoby prowadzące działalność gospodarczą, ładują towar na samochody bez umiaru. Ryzyko złapania przez ITD (zresztą niewielkie) i otrzymania mandatu po prostu wkalkulowują w koszty. Inspekorzy podają, że tegoroczny „rekordzista” prowadził bus ważący 10,2 t, czyli przeładowany o 6,7 t.
Mocniej po kieszeni
Wysokie kary administracyjne grożą jedynie za przeciążenia pojazdów ciężarowych. Ale to niebawem może się zmienić. Resort Infrastruktury i Budownictwa pracuje nad zmianami w ustawie – Prawo o ruchu drogowym, w celu wprowadzenia równie surowych sankcji dla pojazdów dostawczych do 3,5 tony. Ze szczegółów, do jakich dotarł DGP, wynika, że minimalna sankcja ma być cztery razy większa niż obecnie. Ponadto wysokość kar ma być uzależniona od skali naruszenia przepisów. I tak, jeśli przekroczenie dopuszczalnego limitu wagi pojazdu nie będzie większe niż 10 proc., wówczas inspektor nałoży administracyjną karę pieniężną w wysokości 2 tys. zł. Jednak przy przeciążeniu większym niż 25 proc. kara miałaby wynosić już 10 tys. zł. A wspomniany rekordzista za przeładowanie auta o 6,7 tony nie otrzymałby mandatu w wysokości 500 zł, lecz 15 tys. zł. Taka sama kara ma grozić za uniemożliwienie wykonania ważenia.
Zapowiedź podwyższenia kar i wprowadzenia ich gradacji ucieszyła branżę transportową. – Dzisiejsza sankcja za prowadzenie często dwu-, czy nawet trzykrotnie przeładowanego busa jest wręcz symboliczna – uważa Piotr Mikiel ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Jego zdaniem tacy przewoźnicy nie tylko stanowią zagrożenie na drodze, ale także – dzięki temu, że nie muszą spełniać wyśrubowanych wymagań dla licencjonowanych przewoźników – stosują ceny dumpingowe. – Dlatego należy traktować ich tak jak przedsiębiorców, którzy jeżdżą pojazdami ciężarowymi, nie posiadając odpowiedniego uprawnienia. Proponowane zmiany idą w tym właśnie kierunku i jak najbardziej to popieramy – komentuje Mikiel.
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Bogdanowicz z Ogólnopolskiego Związku Przewoźników Transportu Drogowego. – Wszelkie działania zmierzające do zaostrzenia kar za przeładowanie samochodów dostawczych wychodzą naprzeciw naszym oczekiwaniom – zapewnia.
Zbytnia aptekarskość
Trochę inne zdanie na ten temat ma Maciej Wroński, prezes stowarzyszenia Transport i Logistyka Polska. – Jestem za zdecydowanym i surowym karaniem, ale za poważne przekroczenia nominalnej ładowności pojazdu o 25 lub więcej procent. Poprzeczka nie może być ustawiona zbyt nisko. Jeśli zaczniemy karać za przeciążenia rzędu kilku procent, to może się okazać, że sankcjonowane będą czyny niezawinione. Przewoźnik nie zawsze ma możliwość zważenia pojazdu lub towaru, a często zadeklarowana przez nadawcę waga jest niższa od rzeczywistej – tłumaczy. Jego zdaniem spowoduje to, że zamiast walczyć z prawdziwym niebezpieczeństwem inspekcja będzie się mogła wykazać liczbą kar nałożonych za czyny, których szkodliwość jest minimalna.
Branża transportowa popiera zaostrzenie przepisów, głównie dlatego, że transport pojazdami do 3,5 tony stanowi w jej oczach nieuczciwą konkurencję. Używając pojazdów o d.m.c. do 3,5 tony (zamiast np. do 7,5 tony), nie trzeba zatrudniać zawodowego kierowcy, przestrzegać czasu pracy czy wnosić opłat za przejazd drogami płatnymi. Ba! Nie trzeba nawet uzyskiwać żadnej licencji czy zezwolenia dla przewoźników. A mimo to – czego dowodzą statystyki ITD – jednorazowo można przewieźć niemal tyle samo towaru.
Eksperci Instytutu Transportu Samochodowego zwracają uwagę, że takie przeładowane busy stanowią ogromne zagrożenie na drogach. Wystarczy wspomnieć, że znacznie wydłuża się ich droga hamowania. Zresztą nawet sami zainteresowani chwalą się m.in. w internecie, że już przeciążony o 300 kg dostawczak przy hamowaniu „prawie nie zwalnia”. Albo że klocki hamulcowe trzeba wymieniać co trzy miesiące. Jednocześnie jednak przyznają, że muszą wykonywać polecenia przełożonych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama