Dotychczasowa struktura pensji kierowców idzie do kosza. A to za sprawą projektu o minimalnym wynagrodzeniu za pracę autorstwa MRPiPS.
Chodzi o zaproponowaną w nim nową definicję minimalnego wynagrodzenia, zgodnie z którą przez płacę minimalną należy rozumieć wynagrodzenie zasadnicze. Tym samym nie będzie już możliwe zaliczanie do płacy minimalnej różnego rodzaju dodatków. Dziś, zgodnie z przepisami, przy ustalaniu wysokości wynagrodzenia nie wolno w nim uwzględniać nagrody jubileuszowej, odprawy pieniężnej przysługującej pracownikowi w związku z przejściem na emeryturę lub rentę z tytułu niezdolności do pracy, wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, za pracę w porze nocnej, dodatku za staż pracy czy za szczególne warunki pracy.
Mniej, ale w sumie więcej
– To oznacza, że premie regulaminowe i uznaniowe czy dodatki, np. zaliczka na dyżury, a więc pozostawanie kierowcy w pogotowiu w oczekiwaniu na pracę, mogą być do niego zaliczane – tłumaczy Kamil Wolański, kierownik działu ekspertów w firmie Inelo Polska, która rozlicza czas pracy kierowców. I wyjaśnia, że dziś, choć minimalne wynagrodzenie wynosi 4300 zł brutto, to najczęściej stosowana struktura wynagrodzenia kierowcy, zawarta w umowie o pracę (brutto), składa się ze stawki zasadniczej rzędu 4 tys. zł i 300 zł dodatku za dyżury. Do tego dochodzi jeszcze ryczałt z tytułu godzin nocnych wynoszący ok. 50–100 zł i ryczałt z tytułu godzin nadliczbowych na poziomie 150–250 zł. Oprócz tych składników kierowcom wyjeżdżającym za granicę wypłacane są wyrównania do płac zagranicznych. Zatem w sumie pensja jest na dużo wyższym poziomie niż wynagrodzenie minimalne.
– W przedsiębiorstwach transportowych, ze względu na specyfikę pracy kierowców, płaca zasadnicza jest ustawiona na stosunkowo niskim poziomie. Ale za każdy dzień pracy w trasie kierowca otrzymuje dodatkowe wynagrodzenie. W międzynarodowym transporcie drogowym taki dodatek służy m.in. podniesieniu wynagrodzenia do wysokości wymaganej w państwie, do którego kierowca jedzie, gdzie objęty jest przepisami o delegowaniu – tłumaczy Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska”.
Wprowadzenie zasady, że wysokość wynagrodzenia zasadniczego pracownika zatrudnionego w pełnym miesięcznym wymiarze czasu pracy nie może być niższa od wysokości minimalnego wynagrodzenia, spowoduje podniesienie wysokości stawki zasadniczej do 4300 zł. Dodatkowo trzeba będzie zapłacić zaliczkę za dyżury i dodatek za delegowanie.
– A w 2026 r. sama stawka zasadnicza może wynieść ponad 5 tys. zł brutto – dodaje Kamil Wolański.
Poza tym na podstawie wysokości wynagrodzenia zasadniczego obliczane są różne dodatki, m.in. za godziny nadliczbowe, czy stawka za godzinę dyżuru. Zrównanie stawki zasadniczej z minimalną spowoduje wzrost wartości tych dodatków, a tym samym zwiększenie płacy kierowców.
Pracodawcy mogą zrezygnować z premii wypłacanych kierowcom, które obecnie są zawarte w wynagrodzeniu minimalnym. Ale do tego potrzeba zgody pracowników, a dla nich byłoby to niekorzystne. Jak zauważają eksperci, są na rynku firmy, które zasadniczej pensji płacą tylko złotówkę, a resztę wypłacają w ramach dodatków, co powoduje zaniżenie wartości niektórych składników liczonych od tej stawki.
Dla pracodawców zrównanie pensji zasadniczej z minimalną oznacza wyższe koszty działalności i dodatkowe obowiązki do spełnienia.
– Wszystkie umowy o pracę, w których określono wynagrodzenie zasadnicze na poziomie niższym niż płaca minimalna, trzeba będzie pospiesznie zmienić, z zachowaniem wszystkich formalnych wymagań określonych w prawie pracy. Według naszych szacunków dotyczy to połowy wszystkich firm transportowych w Polsce, których jest ok. 110 tys. – mówi Maciej Wroński. Dodaje, że w samym tylko międzynarodowym transporcie drogowym trzeba będzie wypowiedzieć dotychczasowe warunki wynagradzania ponad 150 tys. kierowców. I to pomimo że ich faktyczne wynagrodzenie jest kilkukrotnie wyższe od płacy minimalnej.
– Jeżeli kierowcy nie zgodzą się na obniżenie wypłacanych dodatków, to konieczność podwyższenia wynagrodzenia zasadniczego oznacza poważny kryzys dla przedsiębiorstwa i problemy z utrzymaniem ciągłości pracy przewozowej – uważa Maciej Wroński.
– Może to też spowodować rotację wśród pracowników, którzy będą odchodzić do firm, gdzie zaproponuje im się oprócz pensji zasadniczej również utrzymanie dotychczasowych dodatków. Niektórzy pracodawcy mogą mieć więc problem ze skompletowaniem kadry – mówi właściciel jednej z firm przewozowych, który zatrudnia obecnie mniej niż 10 kierowców. Dodaje, że notuje od kilku do kilkunastu procent spadku przychodów i zysku w porównaniu z ubiegłym rokiem, więc nie będzie miał z czego zapłacić więcej.
Najwięksi poszkodowani
Zdaniem ekspertów najbardziej poszkodowane będą firmy transportowe wykonujące przewozy międzynarodowe, w których wysokość odprowadzanych składek na ubezpieczenie społeczne zależy od wysokości przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. A to przeciętne wynagrodzenie w wyniku wprowadzenia nowych przepisów o płacy minimalnej mocno wzrośnie.
– Związane jest to z tym, że polscy pracodawcy – niezależnie od branży – chcąc utrzymać motywacyjną funkcję wynagrodzenia, w ślad za podwyżkami dla najmniej zarabiających pracowników będą także podwyższać wynagrodzenia osób o wyższych kwalifikacjach lub bardziej efektywnych. Dlatego też należy się liczyć ze skokowym wzrostem wysokości składek odprowadzanych przez międzynarodowych przewoźników do ZUS. Miesięcznie może to być nawet kilkaset złotych więcej za każdego zatrudnionego kierowcę – uważa Maciej Wroński.
Piotr Magdziak, właściciel firmy Magtrans, dodaje, że trzeba się liczyć ze wzrostem kosztów i z pogłębieniem strat, ponieważ obecnie branża transportowa jest w dużym kryzysie. Już dziś jako główna bariera dla polskich przedsiębiorców transportowych wykonujących przewozy drogowe wskazywane są zbyt wysokie obciążenia pracowniczych wynagrodzeń podatkami i innymi daninami na rzecz instytucji publicznych, takich jak ZUS czy NFZ. Ponieważ w części unijnych państw z naszego regionu koszty pracy kierowcy są dużo niższe, to przestajemy być konkurencyjni na unijnym rynku. Dalszy wzrost kosztów w Polsce oznacza zmniejszenie naszego udziału w międzynarodowym rynku przewozowym.
Nowe przepisy mogą więc przynieść w dłuższym okresie likwidację części miejsc pracy w transporcie drogowym. Bo, jak tłumaczy jeden z przewoźników, rosnące koszty pracy w sytuacji niskich stawek za usługi będą sprzyjały likwidacji taboru.
– To już się dzieje, a nowe przepisy zjawisko to nasilą. I z pewnością przyczynią się do rozwoju szarej strefy lub do wzrostu liczby kierowców wykonujących swoje zadania w formie samozatrudnienia. Dla pracodawców samozatrudnienie oznacza niższe koszty, a dla pracowników większe wynagrodzenie na rękę, zwłaszcza w sytuacji rosnących ulg dla tak pracujących – uważa Maciej Wroński.
Dlatego, zdaniem branży, należy pozostawić bez zmian dotychczasowe zasady określania, czym jest płaca minimalna. Według planów rządu nowe przepisy miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2026 r. ©℗