Wzrost eksportu samochodów z Państwa Środka do Rosji pokazuje, że robienie „business as usual” jest możliwe - mówi Esfandyar Batmanghelidj, Irańczyk, założyciel i prezes think tanku Bourse & BazaarFoundation.

Przeanalizował pan eksport pojazdów z Chin do państw objętych sankcjami w ostatnich latach. Ich sprzedaż spadła niemal do zera po nałożeniu kar na Iran w związku z wycofaniem się Stanów Zjednoczonych z umowy nuklearnej, ale po rozpoczęciu przez Moskwę inwazji na Ukrainę trend był odwrotny. Eksport do Rosji wzrósł. Dlaczego?
ikona lupy />
Esfandyar Batmanghelidj, Irańczyk, założyciel i prezes think tanku Bourse & BazaarFoundation / Materiały prasowe / fot. materiały prasowe

Wpływ na taki stan rzeczy ma kilka kwestii. Po części odzwierciedla to różną siłę sankcji nałożonych na oba państwa. Te na Iran, choć mają charakter jednostronny – najbardziej znaczące są bowiem środki amerykańskie, ponieważ nie ma obecnie szerokiego embarga Unii Europejskiej czy sankcji Organizacji Narodów Zjednoczonych, które miałyby znaczący wpływ na irańską gospodarkę – są zdecydowanie mocniejsze.

Przede wszystkim dlatego, że w znacznie większym stopniu mają charakter wtórny. Mamy do czynienia z sytuacją, w której firmy w państwach trzecich – spoza USA – dokonując transakcji z objętym sankcjami podmiotem w Iranie, ryzykują utratą dostępu do amerykańskiego systemu finansowego. Jeśli np. firma energetyczna z Francji zdecyduje się na współpracę z irańskim koncernem naftowym, może stracić możliwość korzystania z dolara, amerykańskich banków, a także współpracy z amerykańskimi firmami. Większość dużych korporacji nie zdecyduje się więc na robienie interesów z Teheranem.

W przypadku Rosji skala sankcji wtórnych jest mniejsza. A to oznacza, że jest więcej przestrzeni dla przedsiębiorstw z państw trzecich – przede wszystkim z Azji i globalnego Południa – które mogą i chcą nadal handlować z Rosją. Bez obaw o dodatkowe konsekwencje.

Choć presja na firmy, które wciąż handlują z Rosją, jest duża.

Tak. Istnieje ryzyko utraty reputacji. Media codziennie rozpisują się o rosnącym handlu Rosji z Turcją, ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy z państwami Azji Środkowej. Wywołuje to często negatywne reakcje. Tylko że ostatecznie większość takiego handlu nie podlega bezpośrednim sankcjom ze strony USA ani Europy.

Ale trzeba też zwrócić uwagę na kilka innych elementów. Na przykład to, że sankcje nałożone na Iran w zdecydowanie bardziej skuteczny sposób zakłóciły jego funkcjonowanie na rynku walutowym. Teheranowi jest trudniej niż Moskwie zdobywać obcą walutę, a irański eksport podlega znacznie większym ograniczeniom.

Najlepszym tego przykładem jest sektor naftowy. Tylko jeden kraj kupuje dziś duże ilości irańskiej ropy. Chiny, które mogą sobie pozwolić na ignorowanie amerykańskich sankcji wtórnych. Między innymi ze względów politycznych, bo Pekinowi zależy, by utrzymać pewien poziom stabilności na Bliskim Wschodzie.

W przypadku Rosji mamy do czynienia z zupełnie inną strategią. Zamiast ścisłego embarga Stany Zjednoczone stosują limit cenowy. Tak, by zmniejszyć ilość rosyjskiego surowca, który trafia na rynki międzynarodowe, i obniżyć cenę, jaką Moskwa za niego dostaje.

Niewiele ma to wspólnego z podejściem wobec Iranu. Technicznie rzecz biorąc, celem amerykańskich sankcji nałożonych na irański sektor naftowy jest doprowadzenie eksportu ropy do zera. Nie osiągają tego celu, bo wymagałoby to uderzenia bezpośrednio w chińskie przedsiębiorstwa.

Administracja prezydenta Joego Bidena nie zdecydowałaby się na tak kontrowersyjny ruch. W przypadku Rosji nie chodzi o zmniejszenie eksportu do zera. W końcu G7 mówi, że rosyjska ropa może dalej płynąć na rynek, ale pod pewnymi warunkami.

Jak to się ma do sprzedaży pojazdów?

Chińscy producenci samochodów nie są dziś obecni w Iranie, choć na przestrzeni ostatnich kilku lat rozwinęli działalność w wielu państwach. Uważam, że dzieje się tak właśnie ze względu na ryzyko wtórnych sankcji.

Cały sektor motoryzacyjny, w tym Khodro, główny producent samochodów w Iranie, jest objęty karami USA. To główny problem. Drugą sprawą jest to, że nawet jeśli chińskie firmy chciałyby zignorować te wyzwania i podjąć ryzyko współpracy z tym sektorem, to zwyczajnie nie byłyby w stanie. Bo w Iranie brakuje odpowiedniego środowiska finansowego. Sankcje w ogromnym stopniu wpłynęły na zdolność Teheranu do prowadzenia nawet najbardziej podstawowej bankowości międzynarodowej. I zarabiania na dewizach, które są niezbędne do importowania dużych ilości towarów z innego kraju. System po prostu nie funkcjonuje.

Teraz spójrzmy na to, co wydarzyło się w Rosji w ciągu ostatniego roku, czyli gwałtowny wzrost eksportu pojazdów z Państwa Środka.

Wspomniałem już, że wzrost odnotowują również inne państwa. Chiny rozwinęły produkcję do tego stopnia, że prześcignęły już Japonię jako największego eksportera samochodów. W tym sensie to, co widzimy w Rosji, można byłoby uznać za normalny efekt przetasowań na rynku. Ale taki wynik sugeruje również, że robienie „business as usual” jest jak najbardziej możliwe.

Chińskie firmy wykorzystują to, że mogą sprzedawać samochody przy ograniczonym ryzyku bezpośrednich sankcji. Należy też zwrócić uwagę na sytuację finansową. Import pojazdów zza Wielkiego Muru wart jest miesięcznie ok. 1 mld dol. Moskwa musi więc wciąż zarabiać dużo pieniędzy na handlu, skoro jest w stanie koszty takiego importu pokryć.

Oba państwa były – lub nadal są – ważnymi graczami na rynku energetycznym. Dlaczego więc mamy do czynienia z różnym podejściem Zachodu do programów sankcji?

Do czasu nałożenia sankcji po 24 lutego 2022 r. Rosja była znacznie większym producentem i eksporterem energii niż Iran, kiedy były prezydent USA Donald Trump wycofywał się z umowy nuklearnej. Nie tylko produkowała i eksportowała ropę, lecz także gaz. Skala jest więc nieco inna. A jeśli najpierw zablokuje się import z Iranu – jednego z największych producentów i eksporterów ropy – trudniej później odłączyć jeszcze większego producenta i eksportera, unikając przy tym negatywnego wpływu na światowe ceny surowca. Myślę, że temu miał zaradzić limit cenowy. Chodziło o to, że nie można było sobie pozwolić na całkowite wyeliminowanie rosyjskich dostaw z globalnego rynku. Trzeba było więc znaleźć sposób, by Moskwa nadal sprzedawała swoją ropę, ale nie zarabiała na niej tyle, ile przed wojną. Taka jest logika limitu cenowego. Ale niezależnie od tego powinniśmy powiedzieć sobie bardzo szczerze, że sankcje nałożone na Rosję nie są najsilniejszymi, jakie kiedykolwiek wymyślono. I mają konkretne ograniczenia, jeśli chodzi o wpływ na zdolność Rosji do dalszego finansowania działalności państwa i inwazji przeciwko Ukrainie.

Nie działają?

Oczywiście miały one pewien negatywny wpływ na rosyjską gospodarkę. Wiemy, że doszło do zakłóceń w produkcji, a to miało z kolei bezpośredni wpływ na możliwość dostarczania broni na front.

Problem w tym, że wielu ludzi myśli, że rosyjskie sankcje są najsilniejszymi sankcjami w historii. Jednocześnie uważają, że skoro sankcje były skuteczne w ograniczaniu możliwości Iranu, to w przypadku Rosji zadziałają jeszcze lepiej.

Tymczasem sytuacja wygląda inaczej. Sankcje nie zakłóciły funkcjonowania irańskiej gospodarki. Przynajmniej nie w taki sposób, o którym lubią mówić politycy. A te nałożone na Kreml są jeszcze słabsze. Nie można więc oczekiwać, że będą bardziej skuteczne. Bo wpływa to na sposób, w jaki postrzegamy trajektorię konfliktu i priorytety, na których Zachód powinien skupić swoją uwagę.

Co należałoby pana zdaniem w takiej sytuacji zrobić?

Mój kolega Nicholas Mulder opublikował w ubiegłym roku na łamach „New York Timesa” artykuł, w którym wskazuje na możliwość innego podejścia do sprawy. Przekonuje, że lepiej byłoby skupić się na wzmocnieniu wsparcia gospodarczego Ukrainy, nie zaś próbach pozbawienia Rosji środków finansowych.

Chodzi o to, że spadek gospodarczy, którego doświadczyła Ukraina, jest znacznie gorszy niż szkody wyrządzone Rosji przez sankcje. Mimo to nie poświęcono wystarczająco uwagi próbom wsparcia ukraińskiej gospodarki. Tak, by była w stanie skutecznie prowadzić wojnę i jednocześnie utrzymać np. zatrudnienie mieszkańców kraju. Uważam, że to bardzo ważne spostrzeżenie. Jeśli zrozumiemy, jaki wpływ realnie mają nakładane przez Zachód sankcje na Moskwę, być może uświadomimy sobie, że należy bardziej się skupić na wspieraniu Ukrainy niż pozbawianiu Rosji źródeł dochodu. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka