Jak mówi rzecznik Linii, Mirosław Siemieniec, do tragedii dochodzi przede wszystkim na przejazdach drogowych oraz na torach - w miejscach, w których przechodzenie jest niedozwolone. Rzecznik zwraca uwagę, że pociągi jeżdżą coraz ciszej i szybciej. Dlatego też, kiedy przechodzący przez tory w niedozwolonym miejscu zorientuje się, że grozi mu niebezpieczeństwo, na ratunek jest często za późno.
Według kolejarzy winę za większość wypadków ponoszą ich ofiary. Jednak rzecznik przyznaje, że odpowiedzialność jest także po stronie pracowników kolei. Najczęściej chodzi o nieuwagę dróżników, bądź niedopełnienie obowiązków służbowych.
W 2013 roku Najwyższa Izba Kontroli wytknęła Polskim Liniom Kolejowym, że wysoka liczba wypadków na kolei jest spowodowana fatalnym stanem infrastruktury a nadzór sieci jest niewystarczający. Mirosław Siemieniec twierdzi, że nakłady na poprawę bezpieczeństwa na przejazdach kolejowych znacząco wzrosły. Okazuje się jednak, że cały czas kolejarze stosują niewygodne dla pasażerów rozwiązania, by ograniczyć prawdopodobieństwo wypadków. W ramach programu modernizacji przejazdów wydano już 700 milionów złotych.
Mirosław Siemieniec przyznaje jednak, że by poprawić bezpieczeństwo w okolicach przejazdów, cały czas ograniczana jest prędkość pociągów, często do 10 - 20 kilometrów na godzinę.
Przejazdy kolejowe w Polsce podzielono na cztery kategorie bezpieczeństwa. Najniższą z nich zabezpiecza jedynie znak STOP. Takich przejazdów jest też najwięcej.