W ostatnich dniach słychać coraz głośniejsze żądania całkowitego zamknięcia granic z Białorusią i rosyjskim obwodem kaliningradzkim. Aktywiści ukraińscy przekonują, że mimo wprowadzonych po 24 lutego sankcji, które zabraniają transportu między UE a Białorusią i Rosją określonych towarów, np. stali czy drewna, do krajów na Wschodzie nadal mogą trafiać żywność, leki czy elektronika. To wszystko może zaś pomagać rosyjskiej machinie wojennej. Protesty przy autostradzie A2 czy na granicy z Białorusią organizuje ostatnio Mirosław Zahorski, ukraiński przedsiębiorca. Twierdzi, że ciężarówkami z zachodu Europy jadą np. elementy, które trafiają do rosyjskich fabryk broni.
Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury, popiera pomysł blokady granicy lądowej z Białorusią czy Rosją. Zaznacza jednocześnie, że Polska nie może sama podjąć takiej decyzji. Podkreśla, że nasz kraj jest częścią unijnego obszaru celnego. W związku z tym decyzje o zamknięciu granic z obydwoma krajami musi podjąć Bruksela. Zwłaszcza, że po zamknięciu naszych przejść towary mogłyby wyjeżdżać z Unii inną drogą – np. przez Litwę. Kilka dni temu o możliwej blokadzie granic ministrowie transportu z Europy Środkowo-Wschodniej rozmawiali z Adiną Vălean, unijną komisarz odpowiedzialną ze ten sektor. Nie zapadły jednak żadne wiążące decyzje.