Związkowcy chcą doprowadzić do zmiany szefa Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.

Aż 175, czyli 82 proc., kontrolerów pracujących w Warszawie nie przyjęło nowych warunków pracy z obniżonym wynagrodzeniem. Jak dowiedział się DGP, ponad 20 „buntownikom” władze PAŻP powiedziały, że nie muszą świadczyć pracy i zablokowały im karty wstępu do firmy. Spośród wszystkich, którzy nie zgodzili się na zmniejszenie pensji, ogromna większość to pracownicy, którzy czuwają nad przelatującymi codziennie nad Polską setkami samolotów tranzytowych. To np. maszyny zmierzające z Europy Zachodniej do Azji. W przypadku niemal 200 kontrolerów płynie już czas trzymiesięcznego wypowiedzenia. Jeśli nie cofną swojej decyzji, w kwietniu na polskim niebie może dojść do paraliżu.
Władze PAŻP liczą na porozumienie, ale szykują scenariusze awaryjne. Po pierwsze, możliwe są przesunięcia z innych miast kontrolerów czuwających nad samolotami lądującymi na lotniskach. Wczoraj zaczął się też nabór na kontrolerów z odpowiednimi licencjami. Agencja kusi m.in. zarobkami na poziomie 26–35 tys. zł brutto miesięcznie. Jak się dowiedzieliśmy, liczy m.in. na zainteresowanie kontrolerów z Litwy, w tym także pracujących tam Polaków.
W PAŻP przyznają, że przedłużający się bunt kontrolerów sprawi, że na wiosnę mogą być duże problemy z zapewnieniem niezbędnej obsady do obsługi lotów tranzytowych. Agata Król, rzeczniczka agencji, przyznała w rozmowie z DGP, że trzeba będzie się liczyć z wyraźnymi opóźnieniami rejsów.
Brany jest pod uwagę scenariusz, w którym w porozumieniu z innymi krajami duża część samolotów tranzytowych będzie kierowana na trasy omijające Polskę. To jednak oznaczałoby, że mocno ograniczone w czasie pandemii przychody PAŻP jeszcze by spadły. Teraz opłaty za usługi nawigacyjne dla przewoźników lecących nad naszym krajem są jednym z ważniejszych źródeł zarobku agencji. Mogłyby ją zatem dotknąć kłopoty podobne do tych, których doświadcza Białoruś. Po tym jak tamtejszy reżim doprowadził do przymusowego lądowania w Mińsku samolotu linii Ryanair z opozycjonistą na pokładzie, duża część europejskich przewoźników zaczęła omijać naszego wschodniego sąsiada. To ma m.in. uderzyć ekonomicznie w białoruskie służby lotniskowe.
Polska może stracić swoją renomę. Jeszcze przed pandemią szef PAŻP Janusz Janiszewski chwalił się, że są do nas kierowane samoloty z innych tras, bo dzięki sprawności i efektywności naszych służb można w ten sposób rozładować „korki” lotnicze nad Europą.
Działacze związkowi w PAŻP przekonują też, że w buncie nie chodzi tylko o zmniejszenie wynagrodzeń. Podkreślają, że władze agencji swoimi decyzjami mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia bezpieczeństwa lotów. Zarzucają nadużywanie stosowania jednoosobowej obsługi kontroli ruchu w wieżach, a także „notoryczne nierespektowanie raportów bezpieczeństwa i fatalną atmosferę w pracy”.
Punktów zapalnych jest więcej. Zarzuty kierowane są także do resortu infrastruktury i nadzorującego w nim PAŻP wiceministra Marcina Horały. Kontrolerzy sprzeciwiają się np. planom ministerstwa, które w ustawie o agencji chce wydłużyć przeciętny tygodniowy czas pracy kontrolera ruchu lotniczego z 30 do 36 godzin. Protest wzbudzał też szykowany zapis o bezwzględnym zakazie strajku dla kontrolerów; w niektórych krajach w Europie jest on dopuszczalny.
W PAŻP uważają, że jedynym powodem protestu są kwestie finansowe. Prezes Janiszewski przyznaje, że w czasie kryzysu lotnictwa spowodowanego pandemią cięcia wynagrodzeń są niezbędne. Przychody agencji są ściśle powiązane z wielkością ruchu lotniczego, a instytucja nie dostaje żadnych dotacji z budżetu państwa. W agencji słyszymy, że ściąć trzeba było zwłaszcza wynagrodzenia kontrolerów w Warszawie, które znacznie przewyższały zarobki pracowników z innych miast. Janiszewski uważa, że wynagrodzenie nadzorujących ruch lotniczy ze stolicy wciąż będzie na dobrym poziomie, bo średnio ma wynosić 33 tys. brutto miesięcznie. Jak słyszymy, po wdrożeniu pomysłu wydłużenia czasu pracy osiągnięty będzie pod tym względem średni poziom europejski.
Władze PAŻP odrzucają też wszelkie zarzuty o możliwym zmniejszeniu bezpieczeństwa lotów. Wskazują, że jednostanowiskowy tryb prac jest stosowany powszechnie w Europie, jeśli ruch lotniczy spadnie poniżej określonego poziomu.
Prokuratura ma zbadać jednak oskarżenia, które nawzajem rzucali na siebie związkowcy i władze PAŻP. Te ostatnie zarzuciły m.in. kontrolerom działania sabotażowe, bo pod koniec grudnia na dużą skalę zgłaszali niedyspozycję w pracy, co miało doprowadzić do ogromnej liczby opóźnień samolotów.
Spór ma tło polityczne. Obecnego prezesa PAŻP wspiera nadzorujący agencję wiceminister Marcin Horała. Jako odpowiedzialny jednocześnie za przygotowania do budowy CPK ma on jednak za kilka tygodni opuścić resort infrastruktury i przejść do Ministerstwa Funduszy. Niedawno zapadła w rządzie decyzja, że straci też zwierzchnictwo nad PAŻP. Wtedy agencja przejdzie pod skrzydła ministra Andrzeja Adamczyka. Związkowcy chcą przekonać go, by zmienił prezesa – kontrolera i byłego związkowca. Miałby go rzekomo zastąpić szef jednego z portów regionalnych. ©℗