Pandemia nie załamała ruchu prywatnych odrzutowców. Ograniczyć chcą go jednak organizacje walczące z emisją CO2.

Najbogatsi przesiedli się z pierwszej klasy na pokłady prywatnych samolotów. Zainteresowanie jest tak duże, że na rynku brakuje wolnych maszyn. Jak podaje „The Financial Times” za Międzynarodowym Stowarzyszeniem Dystrybutorów Samolotów, na sprzedaż jest zaledwie ok. 5 proc. z całej światowej floty prywatnych odrzutowców. To nawet o połowę mniej niż przed pandemią, a większość z nich to już leciwe modele. Nowe sprzedawane są na pniu.
Jetcraft, największa globalna korporacja zajmująca się kupnem i sprzedażą prywatnych samolotów, ocenia, że rynek będzie przyciągał coraz większą liczbę chętnych decydujących się na starsze, łatwiej dostępne modele. Według prognoz firmy do 2023 r. rynek samolotów używanych będzie cztery razy większy niż nowych.
Gdy w czasie kolejnych lockdownów linie lotnicze na całym świecie liczyły gigantyczne straty, firmy obsługujące loty prywatne otwierały nowe kierunki i konstruowały coraz bardziej wyrafinowane oferty. Przykładowo Qatar Executive w lipcu ub.r. wprowadził dla najbogatszych klientów gwarancję podstawienia samolotu dla rezerwacji dokonanych jedynie z 72-godzinnym wyprzedzeniem. Za organizację prywatnych lotów wzięły się m.in. luksusowe sieci hoteli takie jak amerykański Four Seasons. Branża argumentuje, że podróże prywatne są bezpieczniejsze pod względem sanitarnym, a także pozwalają uniknąć nagłych blokad wprowadzanych na skutek zmieniającej się sytuacji epidemicznej przez tradycyjnych przewoźników.
W efekcie rynek bardzo szybko wrócił do stabilności po załamaniu z wiosny ub.r. Podczas gdy europejscy przewoźnicy odnotowywali już po pierwszym lockdownie ograniczenia lotów sięgające 70 proc., prywatne odrzutowce latem 2020 r. zdołały wrócić do poziomu sprzed pandemii, a jesienią podczas drugiej fali spadek ruchu wyniósł jedynie ok. 18 proc. względem przełomu 2019–2020. Przy czym niektórzy operatorzy zdołali nawet wyjść na plus. Jak wylicza CNBC, amerykańska firma Wheels Up odpowiedzialna za organizację prywatnych lotów odnotowała w I kw. 2021 r. wzrost liczby klientów o 56 proc. w odniesieniu do poprzedniego roku, przekraczając tym samym poziom 10 tys. obsługiwanych osób. Spowodowało to wzrost przychodów o 68 proc. – z ok. 156 do 261 mln dol. Firma planuje wkrótce wejść na giełdę.
W przypadku VistaJet liczba klientów wzrosła o ok. 30 proc. Niektóre kierunki znacznie przebiły zainteresowanie sprzed pandemii. Loty do Kalifornii w pierwszych dwóch miesiącach roku były częstsze o 57 proc. w odniesieniu do stanu sprzed 12 miesięcy. W przypadku Hawajów zapotrzebowanie wzrosło nawet o 81 proc. W Europie najczęściej oblegane prywatne trasy przebiegają przez bogaty Zachód: Wielką Brytanię, Francję, Szwajcarię i Włochy. Aż 70 proc. lotów obejmuje właśnie te państwa.
Ekolodzy podkreślają, że popularność prywatnych odrzutowców to już dłużej utrzymujący się trend, który nic sobie nie robi z postulatów wzywających do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Jak wylicza organizacja Transport & Environment (T&E), emisje CO2 z prywatnych odrzutowców w Europie wzrosły w latach 2005–2019 o prawie jedną trzecią (31 proc.). Szacuje, że 4-godzinny prywatny lot wytwarza tyle samo CO2, co przeciętna osoba przez cały rok. Tym samym w przeliczeniu na kilometr podróży i liczbę pasażerów to środek transportu 10-krotnie bardziej emisyjny niż zwykłe samoloty pasażerskie i 50-krotnie bardziej niż pociągi.
Ekolodzy postulują zatem znaczne ograniczenie lotów do 2030 r. Chcą wprowadzenia zakazu korzystania z prywatnych odrzutowców, jeśli dostępny byłby alternatywny transport niewydłużający czasu podróży o więcej niż 2,5 godz. Na trasach poniżej tysiąca kilometrów mogłyby latać wyłącznie samoloty wodorowe lub elektryczne. Do prywatnych wojaży zniechęcić miałyby też wyższe stawki paliw kopalnych i podatków lotniczych uzależnionych od długości trasy i wagi samolotu.
– Zgodnie z celami polityki klimatycznej Unii Europejskiej należy zdekarbonizować cały sektor transportu do 2050 r. Tymczasem w lotnictwie wciąż mamy bardzo dużo do zrobienia. Warto zacząć od prywatnych odrzutowców, bo to obszar, w którym stosunkowo łatwo masowo wdrożyć najbardziej innowacyjne technologie wykorzystywane potem w lotach liniowych. W dodatku korzystają z niego bardzo nieliczni. Bezemisyjne odrzutowce mogą być przełomem i prekursorem zmian w całym transporcie powietrznym – przekonuje Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE).
Wskazuje też, że branża powinna podążać za doświadczeniami z motoryzacji. Jak mówi, Tesla rozpoczęła budowanie swojej popularności właśnie od aut skierowanych do najbogatszych, którzy chcieli wyróżnić się posiadaniem nowej, innowacyjnej marki. Dopiero potem auta elektryczne zaczęły trafiać do mniej zamożnych osób. Jego zdaniem w przypadku odrzutowców to również dobra droga, dzięki której najbogatsi będą mogli wykorzystać przejście na zielony napęd do budowania swojego wizerunku, a zmiany nie odbiją się w pierwszej kolejności na dużej rzeszy pasażerów. Jak wylicza T&E, korzystający z prywatnych lotów zarabiają średnio 1,3 mld euro rocznie. ©℗