W Brukseli trwają prace nad szczegółami reorganizacji ruchu w przestrzeni powietrznej. To od nich zależy, jakie będą skutki zakazu.

Dziennie granicę polsko-białoruską pokonywało dotychczas 220–280 samolotów, co stanowiło 25–30 proc. całego ruchu lotniczego nad naszym krajem. Jeśli te samoloty zostaną przekierowane nad Polskę i Litwę, z naszego punktu widzenia niewiele się zmieni. Jeśli jednak Litwa miałaby sobie nie poradzić ze zwiększonym ruchem, korytarz z Azji do Europy zostałby wytyczony nad Bałtykiem, czyli z pominięciem zarówno Litwy, jak i Polski. Wówczas w grę mogłoby wchodzić zmniejszenie ruchu nad naszym niebem, przynajmniej w części dotyczącej maszyn, które dotychczas i tak latały nad Polską.
Zostaje jeszcze kwestia lotów z północy na południe. – Może być tak, że loty te, wykonywane dziś przez Ukrainę i Białoruś, będą realizowane przez Polskę i Słowację. Wtedy ruch nad naszym krajem ma szansę się zagęścić – mówi Paweł Łukasiewicz, rzecznik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Nasz rozmówca dodaje, że najważniejsze jest zakończenie prowadzonych przez PAŻP we współpracy z partnerami z Europy analiz ruchu po zapowiadanym zakazie lotów nad Białorusią. – Dopóki nie ma dokładnych wytycznych, trudno rozpatrywać, jakie koszty poniesie w związku z nim Polska. Mamy nadzieję, że już na dniach się o tym przekonamy, a ustalenia w Unii Europejskiej spowodują, że ruch na naszym niebie będzie większy – dodaje.
To byłaby dobra wiadomość, bo za przelot w przestrzeni powietrznej danego państwa się płaci. Opłata za loty tranzytowe (bez startu i lądowania) jest zależna od długości trasy nad danym krajem i masy samolotu. Zwykle wynosi ona 100–400 euro za przelot. Białoruś, nad którą przed pandemią rocznie odbywało się ponad 900 tys. lotów, straci na zakazie kilkadziesiąt milionów dolarów. Loty do państw, które nie przyłączą się do unijnych obostrzeń, zwłaszcza Rosji, będą mogły się wciąż odbywać. Bieławia jednak szykuje się na straty. Według niepotwierdzonych oficjalnie przez linie lotnicze informacji, które pojawiły się w białoruskich mediach, w grę wchodzi zwolnienie połowy załogi.
Niektóre państwa europejskie już zakazały wpuszczania na swoje terytorium samolotów Bieławii. Jako pierwsza zrobiła to Wielka Brytania. Wczoraj przez kilkadziesiąt minut nieopodal polskich granic krążyła białoruska maszyna realizująca lot z Mińska do Barcelony. Nie wleciała nad Polskę, ponieważ zgody na przelot nad swoim terytorium nie wyraziła Francja. Ostatecznie samolot wrócił do białoruskiej stolicy.
Polska infrastruktura jest gotowa do dodatkowych przelotów. Ruch w naszej przestrzeni powietrznej wciąż nie wrócił do stanu sprzed pandemii. Dziś dziennie przelatuje nad Polską około 1000 samolotów, 76 proc. mniej niż dwa lata temu. Eurocontrol zrzeszający agencje kontroli ruchu lotniczego podał, że powrót do stanu sprzed pandemii potrwa do 2024 r. Jest zatem miejsce do zagospodarowania. Pozytywne scenariusze byłyby więc też drobnym krokiem w odbudowie ruchu nad Polską. Dominik Sipiński, ekspert lotniczy i analityk ch-aviation, zaznacza, że choć Agencja Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego zaleca wszystkim liniom omijanie Białorusi, wobec przewoźników spoza UE nie może tego wymusić.
– Co do lotów z północy na południe, już są one przekierowywane nad Polskę. Mowa zwłaszcza o lotach z krajów bałtyckich na Cypr czy do Grecji. Przykładem jest łotewski AirBaltic czy fiński Finnair. Tych linii będzie przybywało – jest przekonany Sipiński. – Na codzienne decyzje przewoźników wpływ mają też zmienne czynniki, jak pogoda, w tym wiatr. Poza tym ich decyzje mogą się zmienić wraz z nadejściem lata, gdy niebo się zagęści – mówi Sipiński. Linie zwykle starają się, by trasy były jak najkrótsze, bo ma to przełożenie na koszty operacji. Eurocontrol wyliczył, że omijanie przestrzeni powietrznej Białorusi przez samoloty unijnych przewoźników przełoży się na wydłużenie trasy średnio o 40 mil.