Mimo pandemii i wycofania się z rynku niektórych graczy wynajem aut na minuty ma się całkiem dobrze

W czasie pandemii usługi związane z transportem odnotowały ogromne załamanie liczby klientów. LOT w porównaniu z 2019 r. stracił 70 proc. podróżnych. W przypadku PKP Intercity spadek wyniósł 45 proc. Na tym tle całkiem nieźle mają się za to usługi wynajmu samochodów. – Rynek carsharingu w Polsce należy do tych, które pomimo spowolnienia spowodowanego kilkukrotnym lockdownem pozostają w stosunkowo dobrej kondycji. W naszej spółce obserwujemy wyraźne wzrosty – mówi szef 4Mobility Paweł Błaszczak.
Firma chwali się, że między I kw. 2019 r. a IV kw. 2020 r. udało jej się dwukrotnie zwiększyć przychody. W zeszłym roku liczba użytkowników wzrosła z 35 do 67 tys. Podwojono też – z 200 do 400 – liczbę aut dostępnych w siedmiu polskich aglomeracjach. Z ostatnich wyników zadowolony jest też Traficar, który w Polsce udostępnia 2 tys. samochodów osobowych i dostawczych. Firma wywodzi się z wypożyczalni Express Car Rental, a carsharingiem, czyli wypożyczaniem aut na minuty, zajmuje się od 2016 r. – W 2020 r. po czterech latach ciężkiej pracy osiągnęliśmy próg rentowności i jesteśmy z tego bardzo dumni – mówi Justyna Mariańska z działu marketingu Traficar.
W tym roku firma chce powiększyć flotę o kilkaset aut. Także spółka Panek podaje, że w ostatnich miesiącach zwiększyły się jej obroty. Spółki zajmujące się carsharingiem przyznają, że wyraźny spadek zainteresowania odnotowano jedynie rok temu, w czasie pierwszego lockdownu. Potem rynek zaczął się szybko odbudowywać. Firmy twierdzą, że krótkoterminowe wypożyczenie samochodu stało się alternatywą dla transportu publicznego, w którym wprowadzono limity zajętości miejsc. W dodatku komunikacja miejska w powszechnej świadomości stała się mniej bezpieczna pod względem epidemicznym. Z tym ostatnim twierdzeniem walczą operatorzy transportu publicznego, powołując się na badania z Niemiec czy Wielkiej Brytanii i podkreślając, że ryzyko zakażenia w autobusie, tramwaju czy pociągu jest niskie.
Firmy carsharingowe podają też, że w ostatnim czasie zauważają inny trend. – Średni czas wynajmu aut za pomocą naszej aplikacji ostatnio się wydłużał. Wybuch pandemii przyspieszył to zjawisko – mówi Paweł Błaszczak. Klienci często pożyczają samochody nie tylko po to, by przemieszczać się po mieście, lecz także po całej Polsce. W efekcie oprócz standardowych ofert wynajmu samochodów na minuty firmy proponują też pakiety dobowe czy tygodniowe. Spółka 4Mobility zaobserwowała wzrost średniego wieku klientów. Z carsharingu coraz częściej korzystają 40-latkowie i osoby od nich starsze.
Szef stowarzyszenia Mobilne Miasto Adam Jędrzejewski komentuje, że choć w 2020 r. mniej się przemieszczaliśmy, to usługi carsharingowe wyszły z tego zwycięsko. – Można też zaobserwować spore zmiany na rynku. Choć sumarycznie podaż wzrosła w zeszłym roku o 20–30 proc. do ponad 5 tys. aut, jednocześnie ubyło operatorów. Znikają mniejsi gracze oraz ci, którzy swoją flotę opierali o auta elektryczne – zauważa Jędrzejewski. W marcu z carsharingu opartego o elektryczne BMW i3 zrezygnowała spółka Innogy Polska, która oferowała usługi w Warszawie i Zakopanem. W 2020 r. zakończyły działalność inne systemy z elektrykami: Vozilla we Wrocławiu, działający w Katowicach eCar spółki Tauron oraz śląskie GreenGoo.
– W przypadku carsharingu opartego wyłącznie o samochody elektryczne decydującą przyczyną wycofania się z rynku nie była pandemia. W tym przypadku model biznesowy nie mógł się spiąć finansowo. Przy samochodach spalinowych rata leasingowa wynosi kilkaset złotych, a nie 2 tys. zł, jak przy elektrykach – zaznacza Jędrzejewski. Tymczasem od ponad tygodnia auta na minuty oferuje w Polsce czeska firma HoppyGo. To też carsharing, ale oparty na innych zasadach. HoppyGo jest pośrednikiem, który wynajmuje samochody prywatnych właścicieli.
Tak jak w przypadku innych operatorów auta można wyszukać i wynająć dzięki aplikacji na smartfony. System działa w Czechach od 2017 r. i ma już tam zarejestrowanych ponad 100 tys. użytkowników, którzy mają dostęp do bazy ponad 2300 aut. – Zobaczymy, czy przyjmie się taki model carsharingu. Nie wiadomo, czy Polacy zechcą współdzielić z innymi dość cenione u nas dobro, jakim jest samochód. Jednakże w trudnych czasach być może znajdzie się grupa osób, która zechce dorobić dzięki wynajmowi niewykorzystywanego przez większość czasu auta – zastanawia się Jędrzejewski. ©℗