Kolej nie radzi sobie z utrzymaniem stacji. Największymi mają zarządzać menedżerowie. 800 dworców chce przekazać samorządom. Za korzystanie z innych zamierza pobierać opłaty. Takie są założenia.
Kolej nie radzi sobie z utrzymaniem stacji. Największymi mają zarządzać menedżerowie. 800 dworców chce przekazać samorządom. Za korzystanie z innych zamierza pobierać opłaty. Takie są założenia.
PKP mają problem z dworcami. Jest ich za dużo. Z ogólnej liczby 2,5 tys. swoje funkcje pełni tylko 600. Wprawdzie pociągi zatrzymują się na 900 dworcach w Polsce, ale na 300 z nich nie ma kas biletowych i poczekalni. Jest tylko pusty budynek, często zamknięty i popadający w ruinę. Bo mimo inwestycyjnego zrywu przed Euro 2012 większość dworców w Polsce to wciąż obraz nędzy i rozpaczy.
W dodatku bez zmiany modelu zarządzania nawet te wyremontowane perełki, jak Wrocław Główny, Poznań Główny i Warszawa Wschodnia, szybko wrócą do poprzedniego stanu. DGP dotarł do założeń strategii dworcowej, której przygotowanie było jednym z zadań postawionych prezesowi PKP Jakubowi Karnowskiemu przez ministra transportu Sławomira Nowaka. Przedstawiciele PKP zaprezentują je oficjalnie w ciągu najbliższych dni.
Odpowiedzialny za strategię wiceprezes PKP Piotr Ciżkowicz uznał, że kluczowy jest nierozwiązany od ponad 20 lat problem braku jednego gospodarza dworców. Za poszczególne elementy stacji opowiada gąszcz spółek kolejowych, które w razie problemów przerzucają się odpowiedzialnością. Na przykład budynek dworca znajduje się z reguły w gestii spółki PKP, ale bez kas, bo te należą do przewoźników. Za tory i perony odpowiadają PKP PLK, za trakcję – PKP Energetyka, za system informacji pasażerskiej – PKP Informatyka. Żeby to zmienić, na największych stacjach PKP mają zacząć działać w tym roku menedżerowie, którzy będą odpowiadali m.in. za utrzymywanie czystości na stacji i w jej sąsiedztwie, usuwanie bieżących awarii, nadzór nad pracami remontowymi, zarządzanie wolnymi pomieszczeniami. Nabór menedżerów rusza właśnie w całej Polsce.
Ze sprawozdań finansowych PKP wynika, że na utrzymanie dworców brakuje ok. 100 mln zł rocznie. Po pieniądze kolej chce sięgnąć m.in. do kieszeni przewoźników, którzy zatrzymują na dworcach swoje pociągi. – Pracujemy nad tym, żeby nie było dworców nierentownych. Przygotowujemy się do wprowadzenia opłaty dworcowej – przyznaje rzeczniczka PKP Katarzyna Mazurkiewicz.
To przełom. Już w latach 2010–2011 ówczesny wiceprezes PKP Jacek Prześluga bez powodzenia lansował pomysł opłaty, która miała być pobierana od przewoźników za każdorazowe zatrzymanie się pociągu na stacji. Cena miała być ustalana w zależności od długości pociągu i kategorii dworca. Według pierwotnych założeń, już w 2012 r. podatek Prześlugi miał przynieść PKP w zależności od wysokości stawek 130–300 mln zł. Koncepcja została storpedowana przez przewoźników, którzy straszyli, że przerzucą koszty na pasażerów, podnosząc ceny biletów. Jednak pomysł na opłaty nie wziął się znikąd, podobny system działa od lat w Niemczech, gdzie stawki płacone za postój zależą od klasy dworca.
Drugim źródłem dochodów mają być powierzchnie handlowe. Jednak na razie nawet w tych najnowszych, wyremontowanych na Euro 2012, lśniących obiektach nie udało się wynająć wszystkich lokali komercyjnych. To efekt windowania stawek, które zależą od miejsca, liczby pasażerów i lokalizacji danego punktu na dworcu, a mogą sięgać nawet do 1,6 tys. zł za 1 mkw. miesięcznie. Najlepszy wynik udało się na razie uzyskać na stacji Warszawa Centralna, na której po liftingu za ponad 50 mln zł do wynajęcia przeznaczono 91 lokali komercyjnych. Wynajęto 82 proc. z nich. Dla odnowionej Warszawy Wschodniej ten wskaźnik wynosi już 63 proc., dla Gdyni Głównej – 61 proc., a dla Wrocławia Głównego – tylko 33 proc. W przypadku zmodernizowanej na Euro 2012 Warszawy Wschodniej kolej co miesiąc dokłada 50 tys. zł, bo dworzec jest niedochodowy.
Od stycznia 2013 r. PKP wdrażają nowe zasady komercjalizacji. Cel – największe stacje mają zarabiać. Kolej sięga po usługi wyspecjalizowanych pośredników, których zadaniem jest sprowadzenie atrakcyjnych najemców. W styczniu kolej podpisała umowę z Jones Lang LaSalle dla stacji PKP Kraków Główny, której przebudowa ma się zakończyć w tym roku (opóźniła się z powodu bankructwa firmy Budus). Najemców z dużym portfelem potrzeba dla 60 lokali o łącznej powierzchni 4 tys. mkw. Kilka dni wcześniej kolejarze podpisali podobną umowę z Estate Fellows dla wyremontowanej w latach 2010–2012 za 360 mln zł stacji Wrocław Główny. W ciągu najbliższych tygodni mają być zawierane kolejne kontrakty.
Usługi wyspecjalizowanych podmiotów zewnętrznych mają być sposobem na ujednolicenie zasad współpracy. A także podniesienie standardu, bo zamiast budek z kebabem pojawiają się restauracje i kafejki globalnych sieci. Jednak kolej przyznaje w ten sposób, że nie ma kompetencji do samodzielnego zagospodarowania dworców i dlatego godzi się na oddawanie części przychodów pośrednikowi.
Skoro trudno zagospodarować nawet odnowione przestrzenie w centrach dużych miast, co dzieje się w mniejszych ośrodkach? Tutaj nie pomagają nawet remonty. Na odnowionym za 26 mln zł dworcu w Przemyślu udało się znaleźć najemców raptem dla dwóch lokali. Przygnębiające wrażenie robią efektowne, ale puste obiekty w Leżajsku, Sławnie, Wałbrzychu. A z powodu wielkości tzw. potoków pasażerskich większości przedsiębiorców nie kalkulowały się zaproponowane na rynkowych warunkach stawki najmu. Na utrzymanie takich dworców będzie więc od przewoźników pobierana opłata dworcowa. Od przewoźników, czyli od spółek PKP, od należących do samorządów Przejazdów Regionalnych i od prywatnych właścicieli.
PKP chcą jak najwięcej dworców oddać samorządom. Jak zapowiedział wiceminister transportu Andrzej Massel, uzgodniony jest plan przenoszenia przez PKP na rzecz samorządów budynków dworcowych z wyjątkiem tych, które są potrzebne do prowadzenia przewozów międzyregionalnych i międzynarodowych, czyli PKP Intercity. Z danych z początku lutego wynika, że 249 obiektów jest już gotowych do zbycia, a 553 są w trakcie przygotowań (uzgodnień wymaga regulacja stanu prawnego nieruchomości, podziału gruntów i przygotowania dokumentacji geodezyjnej).
Pomysł jest taki, że gmina przejmująca dworzec na swoim terenie wzięła na siebie ciężar jego remontów i bieżącego utrzymania w zamian za możliwość zorganizowania w budynkach własnej działalności, niezwiązanej z podróżami. Na przykład na dworcu w Karpaczu będzie Muzeum Zabawek, a w Stroniu Śląskim – Centrum Edukacji Kultury i Turystyki.
Do lutego PKP przekazały samorządom albo na rzecz Skarbu Państwa 112 dworców. Tylko od września ubiegłego roku przybyły 34 przekazane dworce. W ostatnim czasie proces przyspieszył, bo kolej przestała się upierać przy obowiązku utrzymania na części obiektu funkcji związanych z odprawą podróżnych. Nowy najemca może wprowadzić tam dowolną inną funkcję, np. klubu dla młodzieży, galerii, sklepu czy kawiarni. Rozkłady jazdy, jeśli odbywa się ruch kolejowy, mogą zostać wywieszone pod wiatą ustawioną obok.
– Zarząd PKP próbuje wyważać otwarte drzwi. Od lutego do maja 2011 r. wysłałem do samorządów zapytania w sprawie zbycia 936 dworców. Odpowiedziało tylko 18 proc., z czego 10 proc. było zainteresowanych przejęciem nieodpłatnym, czego w obecnym stanie prawnym nie można im zaoferować – mówi DGP Jacek Prześluga, były członek zarządu PKP, który do grudnia 2011 r. odpowiadał za modernizację dworców.
PKP wynajdują jednak furtki w prawie, żeby oddawać dworce na preferencyjnych warunkach. W Namysłowie spółka PKP przekazała budynek samorządowi w zamian za wygaszenie zobowiązań z tytułu podatku od nieruchomości, a w Kwidzynie w trybie mieszanym – w części była to sprzedaż, a w części nieodpłatnie (samorząd przejął dworzec za 20 proc. rzeczywistej wartości). Łącznie w 2012 r. kolej przekazała 58 dworców. Najwięcej na terenie województw: dolnośląskiego, wielkopolskiego, opolskiego i lubuskiego.
Samorządy zniechęca do współpracy to, że PKP chcą przekazać tylko dworce deficytowe, w których nikt nie chce wynajmować powierzchni. Poza tym samorządy, które borykają się ze spadkiem przychodów z powodu kryzysu, nie są zainteresowane, żeby brać na swoje barki dodatkowe obciążenie finansowe.
Kolej rozważa jeszcze trzy scenariusze. Pierwszy to zmiana przepisów, żeby możliwe było przekazywanie dworca organizacjom pozarządowym w bezpłatne użytkowanie w zamian za utrzymanie jego funkcji w części budynku. Drugi to przekazywanie budynków wspólnotom mieszkaniowym, bo w wielu znajdują się mieszkania kolejowe. W trzecim scenariuszu w grę wchodzi rozwiązanie ze Szwajcarii, w której niepotrzebne dworce zostały po prostu zrównane z ziemią.
opinia
Przesadą jest założenie, że musi to być najwyższa półka najemców. Na nowe stawki czynszu stać np. Starbucksa czy Coffeeheaven, ale w wyniku tego dziś na Dworcu Centralnym w Warszawie nie da się już wypić kawy za 5 zł, trzeba wydać 8–20 zł. Nie można przesadzić i całkowicie wyrzucić z dworców skromniejszej gastronomii.
To może być źródło pieniędzy na utrzymanie dworców, ale jest na nią jeszcze za wcześnie. Jeśli w tym roku prezes PKP zaproponuje opłatę dworcową, to wywoła bunt przewoźników, których sytuacja finansowa jest trudna. Przewoźnicy mogliby zacząć zamykać kasy, zachęcając pasażerów do kupna biletów w pociągach.
Jest taka szansa. Samorządy mają problemy lokalowe, więc mogą się skusić, żeby wykorzystać taki budynek na siedzibę straży miejskiej czy biblioteki.
Na małych dworcach niedługo same się zlikwidują. Zostaną wyparte przez biletomaty i aplikacje biletowe w komórkach.
Dotychczas kolejarze udostępniali dworce w formie dzierżawy albo oddawali tylko w zamian za to, że samorząd anuluje długi PKP z tytułu podatku od nieruchomości. Według mnie stacje przy niedziałających liniach powinny być sprzedawane samorządom nawet za symboliczną złotówkę. Kolejarze muszą się zaś skoncentrować na zarządzaniu największymi 60–80 dworcami, które powinny zostać przesunięte w zarząd PKP Polskich Linii Kolejowych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama