Nieoczekiwany efekt uboczny nowelizacji kodeksu karnego (Dz. U. z 2019 r. poz. 870) w postaci stosowania sankcji także dla osób używających wyłączników tachografów może przynieść wiele dobrego branży transportowej. Jeśli organy będą korzystać z nowego narzędzia, jest szansa nie tylko na poprawę bezpieczeństwa na drogach, ale też na uzdrowienie konkurencji.
Resort sprawiedliwości postanowił rozprawić się z plagą cofania liczników samochodów. Efektem było dodanie do kodeksu karnego art. 306a, który przewiduje karę do pięciu lat pozbawienia wolności „za zamianę wskazań drogomierza lub ingerencję w prawidłowość jego pomiaru”.
Okazało się, że znamiona nowego przestępstwa wypełnia także czyn polegający na stosowaniu przez kierowców ciężarówek tzw. wyłączników tachografów. By fałszowanie czasu pracy kierowcy nie wyszło na jaw, nie wystarczy zastosowanie urządzenia, które wyłącza pracę tachografu, bo jego wskazania nie będą się zgadzały z liczbą przejechanych kilometrów. Stosowanie takich wyłączników podczas jazdy sprawia, że nie jest rejestrowany ani faktyczny czas pracy, ani liczba pokonywanych kilometrów. W rezultacie manipulacja tachografem, która do tej pory była wykroczeniem, po zmianie przepisów stała się przestępstwem.
– To naganne zjawisko, ale czy kara do pięciu lat więzienia za taki czyn jest adekwatna? Można mieć co do tego poważane wątpliwości. Jednak jeśli już uchwalono przepisy, które organy kontrolne będą w ten sposób interpretować, to dobrze byłoby o tym fakcie uprzedzić – mówi Piotr Mikiel ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Natomiast Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska uważa, że ustawodawca w sposób niezamierzony zrobił dla branży dużo dobrego.
– Przepisów ściśle regulujących dopuszczalny czas pracy kierowców i długości odpoczynków nie wprowadzono sobie a muzom. Reakcje zmęczonego, niewyspanego kierowcy są porównywalne z reakcjami osoby nietrzeźwej czy pod wpływem narkotyków. A mówimy o osobach prowadzących 40-tonowe pojazdy. Dlatego manipulowanie tachografami powinno być karane z całą surowością – uważa Maciej Wroński, zwracając też uwagę na aspekt nieuczciwej konkurencji.
Uczciwe firmy, które rygorystycznie stosują się do przepisów o czasie pracy albo nie są w stanie dokonać przewozu w bardzo krótkim czasie, albo muszą wysłać załogę dwuosobową. A to podnosi koszty.
– Tymczasem firma, która nie przejmuje się czasem pracy, wykona to zlecenie taniej. To nie tylko nieuczciwa konkurencja, ale też działanie powodujące stałe obniżanie cen frachtów, przez co uczciwym firmom coraz trudniej utrzymać się na rynku – dodaje Wroński.