Sąd uchylił w piątek mandat nałożony na słowacką turystkę potrąconą na chodniku przez nastolatka jadącego e-hulajnogą. Zrobił to na wniosek komendanta stołecznego policji. Ważniejsza od postanowienia sądu jest jednak zmiana stanowiska stołecznych policjantów, jak traktować osobę poruszającą się takim urządzeniem.
Przypomnijmy. W kwietniu br. pani Marcela fotografowała jeden z zabytków przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Zrobiła na chodniku krok do tyłu i wtedy wjechał w nią rozpędzony piętnastolatek. W wyniku tego zdarzenia kobieta rozbiła głowę, a przybyły na miejsce patrol ukarał ją mandatem za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym (art. 86 par. 1 kodeksu wykroczeń), który przyjęła.
Sprawa oburzyła Wojciecha Kotowskiego, eksperta ds. wypadków drogowych z kancelarii Pomorscy i Wspólnicy, który odszukał turystkę i zażądał od policji uchylenia mandatu. W piątek sąd przychylił się do tego wniosku. Zadowolenia nie krył reprezentujący kobietę mec. Paweł Stępień.
– Decyzja policjantów była karygodna i skandaliczna. Nie tylko niesłuszna, ale też demoralizująca dla młodego człowieka kierującego hulajnogą. Dostał on bowiem sygnał, że może szaleć po chodniku, wyrządzić komuś krzywdę i być uznanym za niewinnego. Mam nadzieję, że wywoła to u niego jakąś refleksję – mówi adwokat.
Postanowienie sądu o uchylenie mandatu dla poszkodowanej formalnie nie powoduje uznania winnym kierującego hulajnogą. Zresztą jako osoba poniżej 17. roku życia nie podlega on odpowiedzialności wykroczeniowej.
Sędzia Łukasz Biliński, uzasadniając orzeczenie, podkreślił, że choć w kodeksie drogowym brak legalnej definicji hulajnogi elektrycznej, kierujący nią nie może zostać uznany za pieszego. Brak też podstaw do uznania hulajnogi za pojazd elektryczny.
– Istnieje zaś możliwość uznania jej za motorower. Wówczas kierujący tym pojazdem nie ma prawa poruszać się po chodniku – wskazywał sąd.
Jest to o tyle ciekawe, że przychylił się tym samym do opinii prawnej dołączonej do wniosku o uchylenie mandatu, sporządzonej przez… Komendę Stołeczną Policji. Skąd ta zmiana stanowiska policjantów? Okazało się, że trzy miesiące temu Komenda Główna Policji rozesłała do podległych jednostek wytyczne, z których wynikało, że w żadnym wypadku kierującego e-hulajnogą nie można traktować jak pieszego (w przeciwieństwie do hulajnogi bez silnika). Bo w świetle obecnego prawa z całą pewnością jest to pojazd. Pytanie: jaki?
– Nie jest to ani rower, ani pojazd wolnobieżny. Trudno go uznać za motorower, bo nie ma ani jednego miejsca siedzącego, o czym mowa w przepisach unijnych. Trzeba więc traktować ją jak inny pojazd, który nie został jak dotąd zdefiniowany w prawie o ruchu drogowym – mówi Radosław Kobryś z wydziału ruchu drogowego KGP.
Formalnie rzecz ujmując, oznacza to, że poruszanie się e-hulajnogami po chodnikach i ścieżkach jest nielegalne.
– Moim zdaniem do momentu nowelizacji prawa o ruchu drogowym i odpowiednich rozporządzeń, która określi warunki ruchu i obowiązki kierującego, ten ostatni nie ma prawa korzystać z dróg publicznych, strefy zamieszkania, strefy ruchu i dróg wewnętrznych – mówi Wojciech Kotowski.
Z uwagi na ogromną popularność tego typu urządzeń policja nie zamierza restrykcyjnie egzekwować zakazu poruszania się nimi. Co nie oznacza przyzwolenia na niebezpieczne zachowania ich użytkowników.
– W piśmie informującym, jak należy interpretować przepisy, zobowiązywaliśmy jednocześnie do stanowczego reagowania na wszelkie przypadki agresywnej jazdy hulajnogą elektryczną. Dlatego szybki, niebezpieczny slalom, utrudnianie ruchu pieszym czy wjeżdżanie pod koła samochodów jest traktowane jako stwarzanie niebezpieczeństwa w ruchu drogowym, co stanowi wykroczenie z art. 86 lub 98 kodeksu wykroczeń – zastrzega Radosław Kobryś.

orzecznictwo

Postanowienie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia z 8 listopada 2019 r., sygn. akt V Ko 452/19.