Czy ITD, służba powołana do kontroli bezpieczeństwa transportu w Polsce, wbije gwóźdź do politycznej trumny ministra Andrzeja Adamczyka? Wiele na to wskazuje. Dziś kilkuset inspektorów rozpocznie protest na drogach. Kulminacją będzie listopadowa manifestacja pod Sejmem.
To już drugi protest przedstawicieli ITD. Pierwszy odbył się w połowie maja – wówczas inspektorzy działający na naszych drogach zdecydowali, że określonego dnia nie skontrolują ani jednego zagranicznego przewoźnika. Pod lupę brano jedynie polskich kierowców, których sprawdzano w dużo bardziej drobiazgowy sposób niż zwykle. Dziś inspektorzy powrócą do tej formy protestu. Ale na tym nie koniec. Już 9 listopada rano przed budynkiem Sejmu odbędzie się manifestacja inspektorów i pracowników administracji Inspekcji Transportu Drogowego (ITD w całym kraju liczy ok. 1,5 tys. osób, z czego ponad 700 to inspektorzy).
– Mamy dość niespełnianych obietnic ministra Adamczyka. Żąda się od nas, aby minimum 50 proc. kontroli przeprowadzanych było na przewoźnikach zagranicznych, a nie stworzono nam warunków do realizacji tego żądania poprzez zapewnienie bezpieczeństwa na autostradach i drogach szybkiego ruchu – opowiada Hubert Jóźwik ze Związku Zawodowego Inspekcji Transportu Drogowego.
Kolejnym z powodów protestu są niskie pensje. – Rząd PO-PSL zamroził nam wynagrodzenia w 2009 r. Dopiero w 2016 r. dostaliśmy podwyżkę, ale jedynie symboliczną, w wysokości 36 zł brutto, a w tym roku 50 zł brutto. Obecnie inspektor zarabia ok. 2,3 tys. zł – podlicza Hubert Jóźwik.
Inspektorzy od dawna narzekają na poziom bezpieczeństwa ich pracy podczas wykonywania czynności kontrolnych (w sierpniu w trakcie wykonywania obowiązków zginął jeden z ich kolegów) czy przerzucanie na nich kolejnych zadań (np. zaangażowanie inspekcji w uszczelnianie ściągalności VAT na mocy ustawy o monitorowaniu pojazdów).
Frustracja rośnie także dlatego, że do tej pory nie udało się przyjąć projektu ustawy, który był w zeszłym roku mocno promowany przez szefa GITD Alvina Gajadhura i ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Chodziło m.in. o przekształcenie inspekcji w formację mundurową. Dziś inspektorzy są członkami służby cywilnej, a funkcjonowanie formacji jest regulowane ustawą o transporcie drogowym. „Umundurowienie” ITD z jednej strony wymusiłoby reorganizację pracy inspekcji (praca w weekendy, w święta czy w nocy), ale z drugiej – wiązałoby się z przywilejami (np. emerytalnymi) i innym umocowaniem tej służby (w odrębnej ustawie). Kolejna zmiana miała dotyczyć uproszczenia struktur inspekcji. Dziś istnieje mało praktyczny dualizm. Z jednej strony jest główny inspektorat oraz podległe mu delegatury terenowe, z drugiej – wojewódzkie inspektoraty, finansowane przez wojewodę (ale merytorycznie odpowiadające przed GITD). Plan zakładał powrót do stanu z lat 2004–2006, kiedy to wojewódzkie inspektoraty podlegały bezpośrednio głównemu inspektorowi. Dzięki temu cała formacja miałaby jeden wspólny budżet i bardziej przejrzysty system wynagrodzeń. Także z tych planów nic nie wyszło.
Nieoficjalnie wiadomo, że inicjatywa Andrzeja Adamczyka została zablokowana przez Mariusza Błaszczaka, szefa MSWiA. W tamtym resorcie powstał bowiem konkurencyjny projekt, zakładający likwidację inspekcji i przejęcie jej kompetencji przez policję. Doszło do impasu, który trwa do dziś.
Ostatnio pojawia się coraz więcej sygnałów, że dni ministra Adamczyka są już policzone, bo obejmie go zapowiadana na listopad rekonstrukcja rządu. Dodatkowo działania niezadowolonych inspektorów mogą stać się kolejnym pretekstem do wymiany szefa MIB.
– Część postulatów ITD jest czysto roszczeniowa. Ale to niewiele zmienia w kontekście sytuacji ministra infrastruktury. Wygląda na to, że o ile Konstanty Radziwiłł ma swoich rezydentów, o tyle Andrzej Adamczyk za chwilę będzie miał swoich „krokodyli” – ironizują w opozycji.
MIB broni się, że choć projekt ustawy o ITD nie jest procedowany, to przynajmniej udało się zawalczyć o dodatkowe pieniądze dla formacji. W lipcu, wspólnie z GITD, minister złożył wniosek o przyznanie z budżetowej rezerwy dodatkowych środków dla inspekcji. Do podziału pieniędzy doszło w październiku.
– Wojewódzkim Inspektoratom Transportu Drogowego została przyznana kwota 358,6 tys. zł – wskazuje Szymon Huptyś. To jednak dużo poniżej oczekiwań inspektorów, którzy liczyli na kwotę min. 1,6 mln zł. W dodatku, jak twierdzą pracownicy ITD, nic nie wskazuje na to, by w przyszłym roku sytuacja finansowa formacji miała ulec zmianom na lepsze.