Air Berlin były drugimi największymi niemieckimi liniami lotniczymi po Lufthansie. Były, bo 11 sierpnia zarząd linii zgłosił wniosek o upadłość. To konsekwencja decyzji emirackiego przewoźnika Etihad Airways. Bliskowschodnia linia, która posiada 30 proc. udziałów Air Berlin, ogłosiła, że nie będzie już pomagać niemieckiej firmie. Ryzyko związane z inwestowaniem w niemieckiego przewoźnika byłoby zbyt duże. Arabowie stwierdzili tak zaledwie cztery miesiące po tym, jak przeznaczyli na ratowanie Niemców 350 mln euro.
W sukurs Air Berlin przyszedł za to niemiecki rząd. Berlin zadecydował o przyznaniu bankrutowi linii kredytowej w wysokości 150 mln euro. Alexander Dobrindt, minister transportu w rządzie Angeli Merkel, argumentował, że te pieniądze są potrzebne, aby zapewnić upadłym liniom bezpieczne lądowanie. Jego zdaniem inaczej wywołałoby to chaos, ponieważ nie byłby możliwy powrót do domu dziesiątek tysięcy Niemców, którzy przebywają obecnie na wakacjach.
Ale zdaniem ekspertów hojna pożyczka niemieckiego rządu może okazać się niezgodna z unijnym prawem. – Komisja Europejska może orzec, że kredyt był formą nielegalnej pomocy publicznej – mówi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, ekspert od transportu. – Wiele zależy od tego, czy rząd niemiecki działał w ramach terminów i według zasad przewidzianych w unijnych traktatach. Jeśli Komisja oceni, że tak nie było, to będzie kłopot – twierdzi dr Artur Bartoszewicz z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, ekspert od spraw pomocy publicznej.
Tyle tylko, że Berlin raczej może spać spokojnie. Nie pozostawia co do tego wątpliwości komunikat służb prasowych KE. „Komisja zawsze wyraża gotowość do rozmowy z państwami członkowskimi o ich działaniach, w zgodzie z unijnymi zasadami” – czytamy. „Jesteśmy w trakcie konstruktywnej debaty z Niemcami dotyczącej tego tematu [bankructwa Air Berlin – przyp. red.]. Jesteśmy przekonani, że możemy znaleźć rozwiązania w ramach porządku prawnego UE”, głosi komunikat. Nie jest to zaskoczeniem ani dla Furgalskiego, ani dla Bartoszewicza. Obydwaj przywołują przykład naszego LOT-u, kiedy to też najpierw polski rząd dał narodowemu przewoźnikowi potężny zastrzyk gotówki a dopiero potem legalność tej pomocy potwierdziła Bruksela.
Jednak działanie niemieckiego rządu nie podoba się także konkurencji Air Berlin. Chęć zakupu zbankrutowanej linii wyraził już główny niemiecki przewoźnik, czyli Lufthansa. Wywołało to wściekłość irlandzkiej taniej linii, czyli Ryanaira. Według Irlandczyków bankructwo Air Berlin i udział w tym niemieckiego rządu zostały skrupulatnie zaplanowane, aby Lufthansa mogła przejąć swojego lokalnego konkurenta, ale już bez długów. „To złamanie zasad konkurencji, zarówno niemieckich jak i unijnych” – głosi Ryanair w oświadczeniu. Irlandzka firma złożyła w tej sprawie skargę zarówno do Brukseli jak i do Berlina. – W przypadku gdyby uznano, że doszło do kontrolowanej upadłości w celu umożliwienia przejęcia, KE będzie miała duży problem z uznaniem zasadności pomocy dla Air Berlin – stwierdza Bartoszewicz.